Stado krów i obora zamiast domu

Powitanie było godne prawdziwej mazowieckiej wsi - samochód Oli i Marty, architektek z Warszawy, omal nie został stratowany przez spędzane z pobliskiej łąki… stado krów. Panie ze stolicy, żądne wiejskich atrakcji, były zachwycone, ale, jak mówili miejscowi, mogło skończyć się niewesoło. Wie to Mirosław, który na Mazowszu mieszka od urodzenia.

Strefę wypoczynkową oddziela od jadalni ściana kominowa zrobiona ze starej, rozbiórkowej cegły. Kanapy w klasyczną, błękitną kratę wykonała na zamówienie firma Sopha. Pomiędzy nimi właściciele postawili dębowy stolik skrywający gazetownik.

Projektantki Ola Munzar i Marta Borysewicz przyjechały tutaj na jego zaproszenie. Bo gospodarz i jego żona Urszula wpadli na ciekawy pomysł zaadaptowania podupadającej obory na dom. Nie musieli szukać daleko, bo budynek, do którego zapragnęli się przeprowadzić, stał tuż obok rodzinnego domu Mirosława, w którym się urodził i wychował, mieszkał z rodzicami, a później z żoną i dziećmi.

Na antresoli zamkniętej shuttersami mieści się sypialnia właścicieli. Stąd można podejrzeć, co gospodyni serwuje na kolację. Warto schodzić czy nie? Nad stołem lampa Skygarden Marcela Wandersa.

Architektki na ratunek

Mirosław ma do tego miejsca wyjątkowy sentyment. Można powiedzieć, że to jego ojcowizna. Dom, obora i przylegająca do niej stodoła stanowią ukształtowane w podkowę zabudowania niewielkiego folwarku. Mirosław i Urszula wpadli na pomysł, że uratują podupadającą z roku na rok starą oborę i przerobią ją na budynek mieszkalny. A że poza klepiskiem, ścianami oraz resztką gospodarskich sprzętów w środku nie było nic, musieli zwrócić się o pomoc do profesjonalistek.

Strefa mokra, z wielkim ceramicznym zlewem (Villeroy & Boch), zwykle jest najmniej atrakcyjna, dlatego została ukryta w głębi kuchni. Ścianę wyłożono granatowymi płytkami typu cegiełki.

- Zastałyśmy malowniczy budynek z cegły, bardzo długi i wąski, miejscami na elewacji prześwitywał polny kamień… Pomyślałam: "Świetne zadanie dla początkującego studenta architektury: zaprojektuj wnętrze na planie banana" - śmieje się Ola, na co dzień wykładowczyni na wydziale architektury wnętrz Akademii Sztuk Pięknych.

Zachować klimat wiejskiego gospodarstwa

Choć zadanie wydawało się rzeczywiście nieco ryzykowne, razem ze wspólniczką dzielnie się go podjęły. W końcu nic nie podnieca architekta bardziej niż projekt, który wykracza poza granice wykonalności. Budynek powstawał prawie od zera. Udało się ocalić ceglano-kamienne elewacje i ściany, naprawić dach, uchronić przed zniszczeniem niektóre belki stropowe. Właścicielom zależało, żeby zachować klimat wiejskiego gospodarstwa. Architektki proponowały więc rozwiązania, które miały podkreślić sielski charakter miejsca.

 

W wąskim korytarzu znajdują się wejścia do łazienki dla gości oraz do pralni. Robione na zamówienie drzwi również zostały ozdobione tradycyjnymi zastrzałami. Na piętro prowadzą łagodne dębowe schody.  

- Gdy projektantowi trafia się coś takiego jak prawdziwa obora, to się nagle strasznie zachciewa - mówi Ola. - Na szczęście właściciele wykazali zdrowy rozsądek i w porę przywołali nas do porządku. Urszula i Mirosław chcieli, żeby wszystko było szczere, nie udawane. W końcu będą tu mieszkać na co dzień.

Dziś Ola przyznaje, że mieli rację. Taki budynek broni się sam - kształtem, zachowanymi detalami, konstrukcją

Wąska sień została oddzielona od części mieszkalnej przeszklonymi drzwiami. Dzięki temu duży salon zimą łatwiej jest ogrzać, a latem doświetlić.

Rodzinna jadalnia sercem domu

W najwyższym punkcie obory, gdzie wysokość sięga prawie ośmiu metrów, odsłonięto więźbę dachową. To reprezentacyjne miejsce idealnie nadawało się na serce domu, czyli jadalnię.

Pierwszym meblem, jaki stanął w nowej jadalni, był stół. Duży, solidny, na osiem osób, a w porywach nawet na dwanaście. Wokół niego toczy się życie.

- Stół ma jakąś wyjątkową moc jednoczenia. Spotykamy się przy nim wszyscy, kiedy przyjeżdżają nasze dzieci. Gramy w gry, rozmawiamy, celebrujemy wspólne posiłki - wyjaśnia Urszula. Dzieci studiują, ale nadal uwielbiają odwiedzać rodziców. Zwykle przyjeżdżają tu z przyjaciółmi. I wtedy się zaczyna.

Ściana nad blatem kuchennym została udekorowana ceramicznymi płytkami z kolekcji Melograno włoskiej firmy Ornamenta. Błękitne desenie przypominają dawne kafle holenderskie. Fronty szafek ozdabiają ukośne zastrzały, jak w domach szachulcowych.

Gość w dom

- Urszula i Mirosław często przyjmują gości, a w kuchni powstają prawdziwe uczty, po których trudno wstać od stołu - mówi Marta.

Rzeczywiście. Serdeczność i gościnność właścicieli znana jest w całej okolicy. Nikt nie wychodzi od nich z pustymi rękami. Choćby małym słoikiem ogórków, konfitur z malin albo słynnych gruszek w occie… Nic dziwnego, że Urszuli zależało na dobrze zaprojektowanej, wygodnej kuchni. Jest otwarta na dom, ale tak sprytnie pomyślana, że strefy służące do pracy zostały schowane za wysoką ladą, żeby nie straszyć kuchennym rozgardiaszem.

Cała zabudowa została zrobiona z drewna, na zamówienie, i pomalowana na kolor błękitny. Fronty dolnych szafek ozdobiono ukośnymi zastrzałami, na wzór dawnych belek konstrukcyjnych wykorzystywanych w architekturze szachulcowej. - Zastrzały na drzwiach to ukłon w stronę tradycji i nawiązanie do budynków, które do dziś można spotkać na Warmii i Mazurach - mówi Ola.

Dzięki shuttersom można regulować natężenie światła w sypialni. Wystarczy je złożyć, aby z wysokości 5 metrów spojrzeć na jadalnię, lub zasłonić, by światło z parterowej części domu nie przeszkadzało w zasypianiu.

Po biesiadzie pora na relaks. W strefie wypoczynkowej nie mogło więc zabraknąć wygodnych kanap obitych tkaniną w piękną kratę. Zamiast telewizora stanął regał z książkami.

Gospodarze mówią, że nie ma nic przyjemniejszego niż rozłożyć się na jednej z kanap i sięgnąć po ciekawą lekturę. Tę przestrzeń oddziela od jadalni komin wzniesiony ze starej cegły rozbiórkowej. Pochodzi z dawnego budynku inwentarskiego. Mirosław postanowił ocalić go przynajmniej w ten sposób i wybudował z cegły ścianę kominową z dwustronnym kominkiem. Teraz mogą cieszyć się ogniem, siedząc przy stole i wypoczywając.

Jedna z gościnnych łazienek została zaaranżowana w stonowanej kolorystyce. Dominują biel, czerń i delikatne szarości. Choć wnętrze nie jest wielkie, znalazło się tam miejsce na wolnostojącą wannę, sedes z charakterystycznym górnopłukiem i umywalkę z pojemną szafką.

Na część prywatną została wykorzystana góra budynku, czyli dwie duże antresole. Na jednej, ulokowanej bliżej wejścia, mieści się łazienka oraz sypialnia gospodarzy zamknięta regulowanymi shuttersami. Identyczna, w drugim końcu domu, łączy funkcję gabinetu i biblioteki. Urszula i Mirosław umeblowali swój dom raczej skromnie.

Zabrali szafę i ciężki, eklektyczny kredens, pamiątkę po dziadkach. Większość mebli została w starym domu. Stoją tuż obok siebie, granicząc ze stodołą. Do niedawna, dzięki wielkim wrotom, można było przez nią nawet przejechać samochodem. Można było, bo teraz Urszula i Mirosław budują w niej… basen z widokiem na podwórze i ogród.