Tomasz Chmal - prawnik specjalizujący się w sektorze energetycznym - uważa, że kreatywność artystów udziela się odbiorcy. Pojawieniu się nowej pracy w jego domu zawsze towarzyszy jakaś historia.

Wielu kolekcjonerów wspominając początki swych kolekcji, łączy je z zainteresowaniem sztuką dawną, wizytami w Desie. Pan natomiast od razu był blisko wydarzeń związanych ze sztuką najnowszą.

Tomasz Chmal: Muszę przyznać, że trochę nieswojo się czuję w roli "kolekcjonera". Tym niemniej nigdy specjalnie nie interesowała mnie sztuka dawna, pejzaże, konie w galopie... Mam wielu kolegów adwokatów, którzy lubią i kolekcjonują malarstwo dawne. Wymusza ono jednak odpowiednią stylistykę wnętrza, aby wszystko pozostawało w harmonii.

Muszę przyznać, że trochę mnie męczą takie przestrzenie, nie mógłbym przebywać na co dzień w takim otoczeniu. Nie czuję potrzeby, aby wracać do sztuki międzywojnia czy lat 50., 60., skoro tych czasów nie pamiętam, one są dla mnie prawie prehistorią.

Fascynują mnie prace młodych artystów, których twórczość jest ściśle związana z problemami współczesnego świata, z duchem naszych czasów, moimi zainteresowaniami.

Skąd zatem wziął się impuls do budowania kolekcji. Nie jest to przecież popularny sposób na wyrażanie siebie wśród młodego pokolenia, do którego i Pan należy.

Radek Szlaga, "CMYK Studium ognia"

Radek Szlaga, "CMYK Studium ognia", 2007, olej, płótno, 73 x 73 cm, sygnowany i opisany na odwrocie (Leto)

W trakcie studiów, będąc w Niemczech, zostałem zaproszony do pewnego mieszczańskiego domu. Pamiętam to spotkanie bardzo dobrze, ponieważ wówczas po raz pierwszy zobaczyłem tak imponującą kolekcję sztuki współczesnej. Każdy centymetr ścian był zapełniony obrazami, zdjęciami i obiektami. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie.

Potem w 1998 roku dostałem stypendium i przez rok mieszkałem w Waszyngtonie. Tam po raz drugi zetknąłem się z wielką sztuką. Miałem okazję poznać z bliska legendarne dzieła twórców amerykańskich jak Rothko, Pollock, Johns czy Calder. Przez pewien czas mieszkałem również w Londynie, wtedy to często odwiedzałem Tate Gallery, gdzie oglądałem prace klasyków współczesności.

Po powrocie do kraju sporo czytałem, chodziłem na wernisaże, jednak nie od razu było mnie stać na zakup obrazów. Szczególnie żałuję, że nie mam prac z tego okresu - pierwszego, świadomego kontaktu z polską sztuką współczesną. Gdybym miał wówczas kilkaset złotych, które mógłbym przeznaczyć na zakup obrazów, byłyby to prace członków grupy Ładnie. Odzwierciedlały one ducha czasów, przemawiały do mnie. Był to okres, z którego już coś rozumiałem, obserwowałem jego rozwój.

Teraz Pan żałuje...?

...Sasnala może mniej, ale innych artystów kojarzonych z grupą Ładnie owszem, najbardziej realizacji Rafała Bujnowskiego.

Czy aktualność sztuki jest kluczem w budowaniu kolekcji?

Miałem na początku klucz, była nim idea odniesienia do rzeczywistości, do problemów politycznych, społecznych. Takie prace też się u mnie znajdują. Szybko jednak musiałem zweryfikować tak jasno określone założenia, ponieważ pojawiły się prace poruszające inne tematy. Nie chciałbym nakładać sobie ograniczeń, ważne, aby obrazy do mnie przemawiały.

Jest grupa realizacji odnoszących się do moich zawodowych zainteresowań. Jestem prawnikiem specjalizującym się w sektorze energetycznym, stąd między innymi wiszące na ścianach wizerunki kopalń Kuby Adamka, wybuch bomby atomowej Jarka Jeschke czy obrazy Wiktora Dyndo poruszające kwestie problemów i konfliktów wydobycia ropy naftowej na Bliskim Wschodzie.

Jakub Adamek, "Wejście do kopalni"   Wiktor Dyndo, bez tytułu

Jakub Adamek, "Wejście do kopalni", 2004, olej, płótno, 85 x 120 cm, sygnowany i opisany na odwrocie ()

 

Wiktor Dyndo, bez tytułu, 2011, olej, płótno, 54 x 41 cm, sygnowany i opisany na odwrocie (Galeria Klimy Bocheńskiej)

Mam także prace, o których wcześniej wspomniałem, będące śladem współczesnych nam wydarzeń, jak obrazy Ani Okrasko z cyklu "Znicze dla Ojca Świętego" czy realizacja Petera Fussa z 2008 roku "50 dolarów" wykorzystująca banknoty waluty amerykańskiej. Ta ostatnia powstała w okresie szczytu koniunktury ekonomicznej, tuż przed upadkiem banku Lehmann Brothers.

Wspomnę jeszcze pracę Grzegorza Drozda nawiązującą do wydarzeń stanu wojennego czy Piotra Wachowskiego "Grzybobranie".

A osobiste odniesienia?

To nieuniknione. Prace Igora Przybylskiego przywodzą mi na myśl rodzinne strony. Stacja Węgliniec uwieczniona na jednym z obrazów, przywołuje wspomnienie, kiedy jadąc pociągiem z moją żoną, zaspaliśmy i obudziliśmy się właśnie na tej stacji. Jakże się zdziwiliśmy, pamiętając dzieło Przybylskiego i widząc, że ta prowincjonalna stacja posłużyła jako inspiracja do namalowania obrazu.

Podobnie było z "Przylepem" Igora. Prace Róży Litwy są związane z ważnym dla nas okresem, kiedy spodziewaliśmy się dziecka. Zawsze pojawieniu się nowej pracy w domu towarzyszy jakaś historia.

Igor Przybylski, "Przylep", 2006, akryl, płótno, 65 x 92 cm, sygn. p.d.: 30 IP’06 oraz sygn. i opisany na odwrocie na blejtramie ()

Wielu autorów Pańskich prac ma jasno określone poglądy społeczne i polityczne, np. Anna Okrasko jest przedstawicielką nurtu feministycznego w sztuce. Mają one wpływ na Pański wybór?

Nie jest to kryterium moich wyborów. Mam swoje poglądy, nie odpowiada mi zbyt jednostronne i wąskie podejście do kwestii ideologicznych. Dla przykładu, posiadam dwie prace Anny Okrasko z cyklu "Znicze dla Ojca Świętego". Kupując je, uznałem, że są ważne w danym momencie historycznym, czyli w 2005 roku. Nie miało dla mnie znaczenia, że praca ma charakter ironiczny. Sztuka płci mnie nie interesuje. Liczy się odbiór pracy, nie jej podłoże ideologiczne. Dlatego też mam dwie prace Krasnali, którzy przecież są "wyklęci" w środowisku.

Czy przy podejmowaniu decyzji o wyborze pracy bierze Pan pod uwagę zdanie innych, czy są one powodowane jedynie osobistym odczuciem?

Na pewno rozmowy ze znajomymi historykami sztuki, marszandami, ludźmi kultury mają duży wpływ na moje wybory. Osobami, których zdanie cenię, są m.in. Matylda Prus (Galeria m², Warszawa), Marta Kołakowska (Galeria Leto, Warszawa), Jakub Banasiak (Galeria Kolonie, Warszawa), Jan Michalski (Galeria Zderzak, Kraków), Małgosia Gołębiewska (Art Agenda Nova, Kraków), Michał Lasota (Galeria Stereo, Poznań). Ważną postacią jest też Wojtek Kozłowski z Zielonej Góry - promuje młodych i skupia wokół siebie tamtejsze środowisko artystyczne.

Rozmowy z ludźmi sztuki są niesłychanie inspirujące, dzięki nim sam również się rozwijam. Pogłębiam swoją wiedzę, śledzę wydarzenia artystyczne, chodzę na wystawy, spotkania, jestem członkiem Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Coraz więcej rozumiem, głębiej wchodzę w świat sztuki. Czasami do pewnych decyzji się dojrzewa, niekiedy wybory są bardzo intuicyjne.

Zdarzają się nietrafione zakupy?

Zdarzyło się, że chciałem kupić pewien obraz, ale się spóźniłem. Kupiłem więc najbardziej do niego podobny i to był błąd. To dwa - może powierzchownie podobne, ale jednak nie równie dla mnie interesujące obrazy. To jedna z tych prac, które czekają na kogoś innego.

Ludzie z pasją zarażają nią innych. Inspiruje Pan znajomych do zainteresowania sztuką?

Często przychodzą przyjaciele i z zainteresowaniem oglądają "obrazki". Niektórzy się dziwią, inni śmieją, czasami nie rozumieją. Wydaje mi się, że może to jednak w jakimś stopniu być inspirujące.

Sztuka jest teraz bardziej dostępna niż kiedyś, mniej elitarna. Nie trzeba mieć ogromnych pieniędzy. Zawsze pozostaje oczywiście kwestia wyboru ich przeznaczenia i sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Wiem, że nie zawsze możemy sobie pozwolić na zakup obrazu znanego twórcy. Warto wtedy zainteresować się twórczością młodych, zobaczyć przegląd prac dyplomowych, chodzić na pierwsze wystawy absolwentów uczelni artystycznych.

Sam mam wiele prac artystów, które kupiłem na początku ich drogi twórczej, teraz zapewne nie mógłbym sobie pozwolić na zakup ich dzieł, mam tu na myśli, np. Radka Szlagę. Przyznam, że nie śledzę aukcji i nie myślę w kategoriach inwestycyjnych, nie zamierzam sprzedawać obrazów, które kupiłem. Kiedy jednak znajomi dzwonią z informacjami o sukcesach twórców, których prace widzieli u mnie, mam pewną satysfakcję.

Tomasz Chmal - kolekcjoner sztuki współczesnej   Tymek Borowski, bez tytułu   Michał Chudzicki, "Aborygen"

Tomasz Chmal - kolekcjoner sztuki współczesnej

 

Tymek Borowski, bez tytułu, 2009, olej, płótno, 100 x 80 cm, sygnowany i opisany na odwrocie (Galeria A/ obecnie Kolonie)

 

Michał Chudzicki, "Aborygen", 2011, olej, płótno, 75 x 60 cm, (Art Agenda Nova)

Ale interesuje się Pan rozwojem ich artystycznej kariery?

Tak, oczywiście! Z zainteresowaniem obserwuję ich rozwój, kierunek artystycznych poszukiwań. Często wkraczają w rejony eksperymentów, nowych mediów. Z przyjemnością rozmawiam z nimi o sztuce, staram się zrozumieć podejmowane decyzje. Pamiętam długą, fascynującą rozmowę z Normanem Leto w jego mieszkaniu, po której obejrzałem jego film - "Sailor". Było to bardzo inspirujące spotkanie i sprawiło, że dużo głębiej odebrałem jego realizacje.

Sztuka nam współczesna daje odbiorcy wiele satysfakcji. Nie jest ważne, czy artyści będą kontynuowali obraną drogę, co stanie się z nimi za kilka lat. Ważne, że sztuka odzwierciedla świat, w którym przyszło nam żyć. Dlatego na ścianach wiszą Bąkowski i Szlaga, a nie Witkacy, na którego zapewne nie byłoby mnie stać.

Sztuka otwiera nam głowę na współczesne wydarzenia, na sposób ich postrzegania. Kreatywność artystów udziela się i odbiorcy. Obcowanie z nią powoduje, że sami jesteśmy kreatywni w wielu obszarach naszego życia, sytuacjach życiowych, zawodowych.

Do inspirujących prac należy obraz Tymka Borowskiego przedstawiający jakby zakamuflowaną twarz, łączącą różnorodne elementy w uporządkowaną całość. Wielość postaw artystycznych uświadamia nam, jak wiele można obrać dróg, aby dojść do celu. Świadomość różnorodności punktów widzenia, sposobów myślenia, jest pomocna przy rozwiązaniu problemów życia codziennego. Dla mnie jest to największą wartością sztuki.