Podczas wydarzenia Art is Calling w Muzeum Narodowym w Warszawie odbyła się premiera odświeżonego, poszerzonego wydania książki Rozmowy obrazów autorstwa dr Grażyny Bastek – historyczki sztuki, która z pasją popularyzuje historię malarstwa. Publikacja ukazała się nakładem Wydawnictwa Naukowego PWN pod koniec listopada.

Nowe wydanie Rozmów obrazów to opowieść o tym, że obrazy - wbrew przysłowiu: gadał dziad do obrazu, a obraz doń ani razu – naprawdę potrafią do nas mówić. Dr Grażyna Bastek konsekwentnie pokazuje, że sztuka przemawia wtedy, kiedy patrzymy na nią uważnie. To spojrzenie uruchamia dialog, który rozbudza w nas skojarzenia: wizualne, artystyczne, estetyczne, a także te sięgające treści obrazów. Autorka podkreśla, że w dobrym obrazie i jedno, i drugie się ze sobą splata. Sposoby malowania, triki malarskie, sposób prowadzenia farby, koloru, światło opowiadają tak samo, jak postaci, wykonując gesty i opowiadając nam historie.

Jednym z kluczowych wątków książki jest dialog między artystami - także tymi, których dzielą wieki. Artyści rywalizują ze sobą, ale też współpracują i inspirują się wzajemnie, bo sztuka żywi się sztuką. W książce Grażyna Bastek pokazuje, że mogą porozumiewać się ze sobą obrazy twórców dawnych - późnośredniowiecznych, wczesnorenesansowych - i współczesnych. Trzeba tylko znaleźć klucz.

Pracując nad nowym wydaniem, autorka powróciła do dwóch wcześniejszych tomów z 2021 roku: zachowała większość esejów, dodała kilkanaście nowych i odkryła kolejne, nieoczywiste związki między dziełami. Tak powstała książka w trzech częściach: o obrazach, o ludziach i o metaforach - bogata w mikropowieści o malarstwie i jego tajemnicach.

O obrazach - czyli między konwencją a zachwytem nad światem

W części poświęconej obrazom dr Grażyna Bastek analizuje m.in. to, jak malarze przedstawiali ulotne zjawiska: burzę, deszcz czy mgłę. W historii malarstwa europejskiego są stulecia, w których na obrazach panowała zawsze dobra pogoda. Dawni twórcy nie mogli namalować burzy tak, jak my ją widzimy i przeżywamy. Namalowanie świata przez mgłę wymagałoby nieostrości, na którą nie pozwalała konwencja: wszystko miało być widoczne, przejrzyste, niezakłócone.

Czy znacie Państwo jakąś wedutę Canaletta czy Bellotta, na której pada deszcz albo jest pochmurno? W Wenecji zawsze musiała być piękna pogoda - zauważa Grażyna Bastek. Autorkę fascynują malarze dawni, którzy - jeszcze przed XIX wiekiem - odważali się wyłamać z reguł i malować inaczej, niż nakazywała konwencja. Wskazuje m.in. na Sebastiana del Piombo, malującego Dorotheę w zachodzącym słońcu oraz niderlandzkich artystów, którzy przywozili z Campanii zachwyt nad południowym światłem, odmiennym od północnej szarości. Bastek pokazuje, jak konwencja miesza się z rzeczywistością, z obserwacją natury - co należało malować, a co malarze przemycali z własnego patrzenia i zachwytu nad światem.

O ludziach - niezwykłość, inność i wizerunek

W obszernej części poświęconej ludziom jeden z rozdziałów autorka oddaje portretom innych. Zestawia ze sobą dwa poruszające obrazy: Portret Magdaleny Ventury i jej męża Jusepe de Ribery - na którym żona ma bujniejszy zarost niż jej mąż, karmiąc jednocześnie niemowlę - oraz Starą kobietę Quentina Massysa. Co skłoniło niderlandzkiego malarza przełomu XV i XVI wieku do namalowania groteskowego wizerunku kobiety, opisywanej często jako szpetnej? Szpetota długo nie była tematem malarstwa, chyba że jako brzydkich przedstawiano osoby złe, czyli wszystkie osoby, które znęcają się nad Chrystusem podczas Pasji, są brzydkie i karykaturalnie śmieszne, groteskowe. Nie jesteśmy jednak do końca pewni, czy Quentin Massys namalował kobietę prawdziwą czy jej wyobrażenie - zauważa Bastek.

Osoby o wyjątkowym wyglądzie były atrakcją wielu europejskich dworów, co świadczyło o ciekawości wobec anomalii i pozanormatywności. Nowożytni kolekcjonerzy zamawiali i kupowali obrazy przedstawiające niezwykłych modeli: ludzi niskorosłych lub owłosionych na całym ciele, kobiety z brodami, z różnymi deformacjami ciała. Taką osobą była niewątpliwie Magdalena Ventura czy Antonietta Gonzales, piękna dziewczynka porośnięta włosami od stóp do głów. Te osoby były częścią kultury dworskiej, były gromadzone razem z egzotycznymi zwierzętami. Dr Bastek fascynuje jak długo wątek dzikich ludzi, innych ludzi utrzymuje się w kulturze i jak zmienia się ciekawość tym tematem. Zgłębiając to zagadnienie i pisząc właśnie o Antoniecie Gonzalez, czyli dziewczynce, podobnie jak jej ojciec i rodzeństwo chorej na hipertrichozę, zainteresował ją temat ludzkiego zoo. Co ciekawe, ostatnie ludzkie zoo, czyli pokazywanie dziwnych ludzi albo też ludzi z innych kontynentów odbyło się w Brukseli w 1958 roku.

O metaforach - czyli o patronach, kolekcjonerach i sile obrazów

W ostatniej części książki o metaforach dr Bastek porusza m.in interesujący wątek kolekcjonerów, którzy konkurowali o dzieła wybitnych twórców. W czasach, kiedy patronat dworski był powszechny, pozycja malarzy na dworach królów, książąt i zamożnych arystokratów, może nie dawała im wolności artystycznej, ale z pewnością stałe zajęcie, zamówienia, regularną pensję i pozycję w dworskiej hierarchii. Przykładem jest obraz Dossa Dossiego Jowisz malujący motyle - zamówiony przez księcia Ferrary Alfonsa d’Este. Jowisz, o rysach twarzy księcia jest hołdem złożonym wybitnemu miłośnikowi sztuki - księciu d’Este. I co ciekawe, Jowisz nie został przedstawiony podczas pracy, odpoczywa w ogrodzie i maluje motyle. Jak opowiada Grażyna Bastek książę zajmował się sztuką, miał odlewnię, w której wykonywał rzeźby z brązu i podobno malował. Obraz jest pochwałą sztuki tworzenia i apoteozą malarskiej iluzji. Malarz to bóg, który powołuje świat do życia.

W czasach Pabla Picassa artyści znaleźli patronów wśród handlarzy sztuką i ich klientów, a także wśród wielkich kolekcjonerów, którzy niejednokrotnie mieli wpływ na rozwój ich kariery. Portret Gertrudy Stein to wizerunek kolekcjonerki, która odkryła jego talent zanim został jeszcze sławny. Picasso podobno z własnej inicjatywy namalował Gertrudę Stein. Praca zajęła mu kilka miesięcy. Nie jest to portret, który idealizuje urodę modelki, ani nie niesie żadnych aluzji do jej zajęć, czyli pisarstwa czy kolekcjonerstwa. Malarz spełnił ambicje obojga, przedstawił Gertrudę tak, jak ona chciała być widziana: nie kokieteryjnie, nie zalotnie, ale surowo, a jednocześnie znalazł do tego znakomitą formę.

Marzę, by wróciły czasy, kiedy wybitni kolekcjonerzy, zamożni ludzie zamawiają dzieła sztuki i powstają one wspólnie z artystą, a może nawet i z doradcami. Tu widzę dla siebie rolę, czyli humanistami, którzy naświetlają malarzowi treść, dają duszę dziełu, któremu ciało nadaje artysta. Także życzę kolekcjonerom odwagi, żeby zamawiali, a nie tylko kupowali już gotowe dzieła sztuki - podsumowuje Grażyna Bastek.