Mądrzy ludzie żyją w brudzie - tak przynajmniej kiedyś mówiono. Trochę może i racji w tym było, przynajmniej w czasach, kiedy epidemia syfilisu wymusiła zamknięcie publicznych łaźni w całej Europie. Płocka wystawa to okazja, by obejrzeć akcesoria toaletowe sprzed ponad wieku i dowiedzieć się, jak higiena torowała sobie drogę do naszego życia.

Ludowy rozsądek nakazywał jednak pewien kompromis: myć się owszem można, najlepiej dwa razy do roku, przed pryncypalnymi świętami kościelnymi.

Przedstawiciele wyższych warstw społeczeństwa tuszowali swój naturalny aromat straszliwymi ilościami perfum, tak że nie należy się wcale dziwić, że w określonych sytuacjach damy zwyczajnie mdlały. Niekoniecznie na myśl o bliskiej rozkoszy.

Zmiana podejścia do spraw higieny stała się możliwa dopiero za sprawą postępu naukowo-technicznego w XIX wieku. Lucyna Ćwierczakiewiczowa, słynna autorka książek kucharskich i innych bardzo życiowych poradników oraz propagatorka zdrowego trybu życia, w "Kalendarzu na rok 1877" zalecała regularne mycie się, najlepiej zwykłym mydłem. Przestrzegała natomiast przed zagranicznymi kosmetykami i mocnymi perfumami, których nadmiar "przyczynia się znakomicie do następnie wywiązujących się migren, tików, spazmów i wiele innych jeszcze ciężkich i boleśnie przebiegających chorób nerwowych". Jak na tamte czasy były to poglądy bardzo nowoczesne.

Akcesoria toaletowe z tego okresu zobaczyć można na wystawie w Muzeum Mazowieckim w Płocku. Pokazano XIX-wieczne przenośne wanny i umywalnie, a także sprzęty nowsze, dostosowane już do bieżącej wody. Całość ekspozycji uzupełniają flakony po perfumach, w tym niezwykle efektowne, secesyjne. Warto to wszystko obejrzeć choćby dla samego designu. A także po to, by sobie uświadomić, jak skomplikowaną prehistorię ma za sobą taka oczywistość jak codzienna toaleta.