Superbia, Avaritia, Luxuria, Invidia, Gula, Ira, Acedia - słowa te dla większości brzmią pewnie dość tajemniczo, a wybranym co najwyżej mogą się kojarzyć z jakimś zespołem metalowym, którego twórczość bardziej niż normalną muzykę przypomina przerażające odgłosy rodem z piekła.
I jest w tym skojarzeniu wiele na rzeczy, bo wspomniane pojęcia to nic innego jak łacińskie nazwy grzechów głównych. Grzech sam w sobie też pozostaje w dużej mierze zjawiskiem enigmatycznym, przez wieki stanowiącym przedmiot refleksji teologicznej, ale i, nierzadko ściśle jej podporządkowanych, wypowiedzi artystycznych. Jak różnorodne miewają oblicza, można się przekonać, odwiedzając gdańskie Muzeum Narodowe, gdzie trwa właśnie wystawa "Grzech. Obrazy grzechu w sztuce europejskiej od XV do początku XX wieku".
Wśród 300 obiektów znajdziemy m.in. przedstawienia grzechu pierworodnego, sądu ostatecznego czy wspomnianych siedmiu grzechów głównych. Zobaczymy rozmaite oblicza zła i sposoby walki z nim. Przy okazji pojawi się sporo nagości, czemu zresztą nie ma się co dziwić. W końcu konieczności przyodziewku nie widzieli ani pierwsi rodzice w trakcie precedensowego występku, ani kuszące powabami ciała uwodzicielki.