Witold Wojtkiewicz żył niespełna trzydzieści lat. Najważniejsze jego obrazy powstały w trakcie zaledwie pięciu. Mimo tego jest jednym z najbardziej oryginalnych polskich artystów, łączącym elegancję z brzydotą i świat baśni z wizjami niczym z sennego koszmaru.
Przyszedł na świat pod koniec 1879 roku w jednej z kamienic przy warszawskim Rynku Starego Miasta, w urzędniczej rodzinie, która przez szesnaście lat powiększyła się o jedenaścioro dzieci, z czego troje wcześnie zmarło. Był dzieckiem chorowitym, z poważną wadą serca, co w połączeniu z indywidualizmem, zmiennymi nastrojami i niechęcią do poddawania się jakimkolwiek rygorom znacznie utrudniało regularną naukę, już na poziomie podstawowym.
Dalsza edukacja - w kierunku artystycznym - wyglądała podobnie. Po krótkiej nauce w słynnej warszawskiej szkole rysunkowej Wojciecha Gersona Wojtkiewicz rozpoczął współpracę z czasopismem "Kolce" jako autor humorystycznych felietonów, a równolegle tworzył też satyryczne rysunki.
Nie znaczy to bynajmniej, że miał radosne usposobienie, choć poczucia humoru z pewnością mu nie brakowało. Jedna z jego kuzynek, Zofia Święcicka, tak wspominała młodego artystę "(…) wszyscy lubiliśmy Witolda za jego fenomenalny dowcip i humor, z którym drwił ze wszystkiego, a najbardziej z samego siebie i swych artystycznych aspiracji. Ale pod tymi pozorami kryła się natura głęboka i boleśnie wrażliwa, przepojona smutkiem (…)".
Do tego nie przepadał za podróżami. Gdy za namową matki wyjechał do stryja, do Petersburga, gdzie miał studiować w tutejszej Akademii Sztuk Pięknych, wytrzymał poza domem… osiem dni. Gdy rok później, w 1903 roku, dostał się do akademii w Krakowie, pojechał tam dopiero w styczniu następnego roku. Wyjazd ten okazał się jednak najważniejszą decyzją w życiu młodego Witolda Wojtkiewicza.
Wydawać by się mogło, że wrażliwy melancholik świetnie będzie pasował do tutejszej cyganerii artystycznej, pozostającej
Witold Wojtkiewicz Jadwiga Mrozowska jako Psyche w sztuce Jerzego Żuławskiego Eros i Psyche ("Teka Melpomeny", 1904), autolitografia, 34,5 x 20,3 cm, Rynek Sztuki, aukcja 10.04.2011, lot 095 |
jeszcze w klimacie dekadenckiego fermentu, jaki zasiał tu kilka lat wcześniej przybyły z Berlina Stanisław Przybyszewski. Koledzy jednak postrzegali Witolda Wojtkiewicza jako odmieńca, nazywając go "reakcjonistą tak w życiu, jak w malarstwie", głównie za sprawą jego wyniosłego dystansu, dbałości o wygląd i specyficznej sztuce, obojętnej na krytykę, wpływy i malarskie mody, niepodobnej do żadnego innego artystycznego fenomenu tamtych czasów.
Postawę tę trafniej jednak zdiagnozował słynny komentator krakowskiego artystycznego przełomu XIX i XX w., Tadeusz Żeleński-Boy, pisząc o przyjacielu: "reprezentował wytworny dandyzm; staranny w stroju tak, że koledzy żartowali sobie, że nosi w kieszeni ściereczkę do butów, tak dalece nie znosił na nich najmniejszego pyłku. Te same cechy miał umysłowo. Dowcipny, wykształcony, ironiczny, nieprzystępny, krył pod tymi pozorami naturę głęboko i boleśnie wrażliwą, uczuciową, przepojoną smutkiem". Jeden z jego współlokatorów wspominał nawet, że Witold Wojtkiewicz dbał o wygląd do tego stopnia, że spał z nogawką od kalesonów na głowie, żeby nie zniszczyć fryzury, a pod poduszką trzymał wilgotne spodnie i krawat, żeby się w ten sposób prasowały.
Na pewno nie było mu łatwo zachować tej dandysowskiej pozy w skromnych warunkach, w jakich żył w Krakowie. Trochę pieniędzy dostawał na utrzymanie od matki, trochę sam zarabiał, wykonując humorystyczne rysunki dla dwutygodnika "Liberum Veto", wspierali go także kupujący od niego obrazy doktorostwo Pareńscy. Prowadzili oni słynny artystyczny salon i mieli trzy urodziwe, wykształcone, nieco egzaltowane i tajemnicze córki, które szybko okrzyknięto muzami Młodej Polski.
Witold Wojtkiewiczowi wpadła w oko Maryna vel Maria - znawczyni poezji, muzyki, sztuki, której uwodzicielski urok i inteligencję przedstawił Wyspiański w "Weselu". Na nieszczęście dla młodego artysty Maryna była mężatką… Wojtkiewicz jednak nie mógł odmówić sobie wizyt w domu Pareńskich, czerpiąc, jak się wydaje, iście masochistyczną przyjemność z przebywania w towarzystwie nieosiągalnej ukochanej.
Porażki w życiu osobistym były rekompensowane w postaci sukcesów na polu artystycznym. Twórczość Witolda Wojtkiewicza nabrała impetu. Artysta dużo pracował, myśląc także o publicznych prezentacjach swoich dzieł. Latem 1905 roku wraz z czterema innymi artystami założył Grupę Pięciu, z którą wspólnie wystawiał. Zaczął również współpracę z kabaretem Zielony Balonik - projektował zaproszenia, uczestniczył w spektaklach, ozdobił malowidłami Jamę Michalika - w dalszym ciągu publikował też rysunki na łamach poczytnych pism satyrycznych. Brakowało tylko uznania krytyków i sukcesów finansowych.
Witold Wojtkiewicz, "Jadwiga Mrozowska z Anastazji Elizy Orzeszkowej" ("Teka Melpomeny", 1904), autolitografia, 38 x 16 cm, Rynek Sztuki, aukcja 10.04.2011, lot 094 |
Sytuacja uległa nieco zmianie na początku 1907 roku, po tym, jak prace Witolda Wojtkiewicza na wystawie Grupy Pięciu w Berlinie zobaczyli pisarz, późniejszy noblista, André Gide i malarz Maurice Denis. Gide chciał kupić obrazy Wojtkiewicza i zorganizować mu wystawę w Paryżu. Wystawa doszła do skutku, jednak zainteresowanie kupujących było niewielkie. Nie zmienia to jednak faktu, że opinia Gide’a wpłynęła na rodzimą krytykę, a sam artysta po powrocie z Paryża namalował swoje najlepsze, najbardziej dojrzałe obrazy, pokazujące zupełnie odrębną rzeczywistość, kształtowaną na podobieństwo baśni.
Wojtkiewicz nazywany był ilustratorem bajek dziecięcych, twórcą własnych bajek, a jego twórczości przypisywano "zaczarowaną, rycerską atmosferę bajek". Postacie zapełniające jego kompozycje to przede wszystkim królewny i królewicze, w rolę których wcielają się dzieci, z melancholijną powagą odgrywające sceny z życia dorosłych.
I tak na przykład w Porwaniu królewny dzieci stają się uciekającą parą kochanków, w Wezwaniu chłopiec na koniu składa hołd dziewczynce-królewnie, w Pojedynku jeden z chłopców leży ugodzony szpadą. Dzieci, nierzadko zdeformowane, spotworniałe, które wydają się odrętwiałe w zatrzymanym geście, podobne są do marionetek, cierpiących i tęskniących. Opowieści Witolda Wojtkiewicza są frapujące, wieloznaczne i nie mają, inaczej niż to zazwyczaj bywa w przypadku baśni, pomyślnego zakończenia.
Nie miała go także historia samego artysty. Choroba Wojtkiewicza się nasilała. Wiosną 1909 roku, kiedy wiadomo już było, że nie ma żadnych szans na wyleczenie, umierającego artystę zabrała z Krakowa do Warszawy matka. Witold Wojtkiewicz zmarł po ataku serca, nie dożywszy 30 urodzin. Na polecenie matki razem z nim w trumnie złożono jego dziennik i listy. Ukochana Maryna wraz ze szwagrem Boyem-Żeleńskim i ze swoim trzecim mężem została rozstrzelana w zbiorowej egzekucji profesorów lwowskiego uniwersytetu i ich rodzin w lipcu 1941 roku.
W czasie II wojny zaginęła też duża część dorobku artystycznego Witolda Wojtkiewicza, np. z mieszkania Maryny czy Boya. Wiele z prac artysty znamy jedynie z reprodukcji np. w katalogu wydanym z okazji wystawy jego prac w krakowskim Muzeum Narodowym w 1930 roku. Obecnie w kolekcjach muzealnych też nie ma ich zbyt dużo, zwłaszcza płócien. Dlatego bardzo ucieszyła wiadomość o odzyskaniu w marcu tego roku obrazu Orszak, który przez wiele lat uchodził za zaginiony, a od lat 40. XX wieku znajdował się w prywatnej amerykańskiej kolekcji.
Źródła:
W. Juszczak, Wojtkiewicz i Nowa Sztuka, Universitas, Kraków 2000
J. Ficowski, Witold Wojtkiewicz, Galeria Browarna, Łowicz 1996
Witold Wojtkiewicz. Ceremonie, Muzeum Narodowe w Warszawie, Warszawa 2004