Jak stworzyć galerię, która nie mieści się w definicjach? O założeniu galerii Objekt opowiadają Aleksandra Krasny i Marcin Studniarek.

To nie jest typowa galeria sztuki ani showroom designu. Objekt to projekt kuratorski, który łączy emocjonalny wymiar sztuki z formą użytkową i koncepcyjnym podejściem do przestrzeni. O drodze od art-advisora do właścicielki galerii, procesie twórczym i budowaniu nowego języka wystawienniczego rozmawiam z Aleksandrą Krasny, która razem z Marcinem Studniarkiem jest twórczynią pierwszej w Polsce galerii „collectible designu”.

Wernisaże w galerii Objekt gromadzą tłumy, które wręcz nie mieszczą się w niewielkim wnętrzu. Gdy umawiam się na wywiad z Aleksandrą Krasny, twórczynią tego miejsca, wyjątkowo galeria jest zupełnie pusta. Spakowane obiekty autorstwa Jana Ankiersztajna pojechały do Mediolanu. Nowa wystawa - tym razem prac Aleksandry Zawistowskiej - dopiero jest w przygotowaniu, a odbywać się będzie dokładnie wówczas, gdy to wydanie magazynu Czas na Wnętrze pojawi się na rynku. Wchodzę do przestrzeni w całości wypełnionej światłem. To dobry moment, by porozmawiać o galerii, której bardzo brakowało na polskim rynku sztuki i designu.

Formy autorstwa Moniki Patuszyńskiej wyznaczyły kierunek rozwoju galerii Objekt.

Ile metrów kwadratowych liczy galeria Objekt?

Aleksandra Krasny: Na dole mamy 45 m2 przestrzeni wystawienniczej, a na górze - w części biurowej - niecałe 20 m2.

Czy tak niewielka przestrzeń to ograniczenie, czy wręcz szansa na bardziej wyselekcjonowane wystawy?

Zawsze jest to wyzwanie. Możemy pracować z jednym, dominującym obiektem albo z pięcioma czy dwudziestoma mniejszymi. Kluczowa jest koncepcja i proporcja - czystość przekazu. To, że przestrzeń jest ograniczona, zmusza do kreatywności. Mamy niemal pięć metrów wysokości, co daje możliwość operowania nie tylko w poziomie, ale i w pionie. Tak właśnie planujemy zaaranżować kolejną wystawę.

Aluminum Streamlined Desk autorstwa Jana Ankiersztajna.

Kto będzie jej bohaterem?

Aleksandra Zawistowska (twórczyni form szklanych - przyp. red.). Galeria zostanie na tę okazję całkowicie przearanżowana. Przestrzeń podzielimy monumentalną kotarą - od sufitu aż do samej podłogi - która stanie się symboliczną osią kompozycyjną wystawy. Jedna część pozostanie jasna, otwarta na światło dzienne, które w ciągu dnia pięknie maluje ściany i samo tworzy efekt chiaroscuro. Druga część, pod antresolą, będzie całkowicie zatopiona w mroku. Znajdzie się tam jeden obiekt - samotny, świetlny punkt zawieszony w ciemności.

Taki kontrast pozwala pogłębić odbiór - przestrzenny, emocjonalny, wręcz medytacyjny. Chcemy też, żeby pojawił się zapach - inspirowany kredensami barokowych wnętrz - który dopełni doświadczenie odbioru. Scenografia zawsze jest dla mnie ważna, ale nie po to, żeby zdominować przestrzeń. To nie ma być teatralna kulisa, tylko element, który wzmacnia nastrój i emocjonalny wydźwięk wystawy. Obiekt nadal pozostaje głównym bohaterem. Pragnę, by każda ekspozycja miała swoją indywidualną dramaturgię, swój klimat, swoją opowieść.

Prace pokazywane podczas indywidualnej wystawy Jana Ankiersztajna wprost z galerii Objekt pojechały do Mediolanu.

Kto odpowiada za koncepcje wystaw i scenografii?

Na początku to zawsze rozmowa między mną a artystą. Potem dołączają scenografowie, jak Ania Szczęsny czy Rest Studio. 

Powiedziała Pani „artysta”. Prezentujecie prace artystów czy designerów?

Artystów. Dla mnie to kluczowe – twórcy również myślą o sobie w tych kategoriach. To nie tylko forma, ale treść, emocje, przekaz.

Wśród artystów związanych z galerią Objekt znajduje się twórczyni szkła - Filomena Smoła.

Czym dokładnie jest Objekt - galerią sztuki, designu, a może czymś innym?

To galeria „collectible designu”. Mówię, że prezentujemy w niej „obiekty”, bo to dobre słowo na rzeczy, które wymykają się klasyfikacjom. Rzeźba to rzeźba, obraz to obraz. A tu mamy coś pomiędzy - sztukę użytkową, przedmioty z duszą. Objekt to galeria z obiektami - i to sformułowanie pojawiło się bardzo intuicyjnie, w momencie, gdy szukaliśmy dla niej nazwy. Użyłam go celowo, bo doskonale oddaje charakter rzeczy, które pokazujemy. Zauważyłam, że gdy ludzie nie potrafią jednoznacznie określić, czy coś jest designem, czy sztuką, sięgają właśnie po to słowo - „obiekt”. Taką praktykę mają też muzealnicy. To neutralne, ale pełne znaczeń określenie, które daje przestrzeń na interpretację.

Objekt jest zatem galerią zdecydowanie nie tylko z nazwy - funkcjonujemy w klasycznym formacie galeryjnym, z regularnym programem wystaw, opieką kuratorską i wyborem twórców. Tyle że pokazujemy właśnie „obiekty”, które wymykają się prostym kategoriom. 

Praca Moniki Patuszyńskiej z serii Transformy+.

Jak zaczęła się Pani droga do otwarcia galerii?

To niespodzianka losu. Pracowałam kilka lat w galerii Propaganda, która znajdowała się niedaleko miejsca, gdzie teraz działa Objekt. Uczyłam się tam przez osmozę - nie kończyłam ASP, jestem kulturoznawczynią. Później studiowałam i ukończyłam architekturę wnętrz, zajmowałam się PR-em, skąd dość płynnie przeszłam do art-advisoringu. Na swoje 40. urodziny wybrałam się do Kopenhagi i doznałam olśnienia: tam galerie „collectible designu” funkcjonują pełną parą, a w Polsce - pustka. Zaczęłam mapować ten świat, jeździć do Mediolanu, odkrywać miejsca jak galeria Nilufar czy Rosana Orlandi. Tak narodził się pomysł, aby tego typu miejsce powstało w Warszawie.

Jak długi był czas od pomysłu do realizacji?

Dwa lata. Dość długo szukaliśmy lokalizacji. Prawie wygrywaliśmy kolejne przetargi. W końcu udało nam się z tą lokalizacją, która jest po prostu świetna! Wyremontowaliśmy ją z dbałością o kontekst. Nie chcieliśmy przestrzeni typu white cube, kojarzonej z galeriami sztuki współczesnej. Zależało nam na miejskim, takim trochę „edgy” klimacie. 

Kto towarzyszy Pani w tym procesie?

Moim wspólnikiem w projekcie Objekt jest Marcin Studniarek - osoba absolutnie kluczowa dla funkcjonowania galerii. Na co dzień pracuje jako partner zarządzający w kancelarii White & Case, gdzie od wielu lat buduje kolekcję sztuki. To właśnie on był pierwszym kolekcjonerem, który zaufał mojej intuicji kuratorskiej w dziedzinie designu. Nasza relacja zawodowa z czasem przekształciła się w przyjaźń i partnerską współpracę. Łączy nas wspólna estetyka i przekonanie, że warto robić rzeczy inaczej - z odwagą, wrażliwością i bez chodzenia utartymi ścieżkami. Marcin wnosi do galerii ogromne doświadczenie biznesowe i strategiczne myślenie, co daje nam realne oparcie w codziennym prowadzeniu tak młodego projektu. Jego kompetencje prawnicze okazały się też nieocenione - pozwalają nam tworzyć klarowne i bezpieczne standardy współpracy z artystami, co w tym środowisku nie zawsze jest oczywistością. Co najważniejsze, wszystkie decyzje programowe podejmujemy wspólnie.

Marcin nie jest biernym inwestorem - aktywnie uczestniczy w kształtowaniu kierunku galerii. Jesteśmy bardzo kompatybilni - nasze różne kompetencje i wrażliwości wzajemnie się uzupełniają, co czyni Objekt miejscem autentycznym i stabilnym zarazem.

Macie Państwo jasno określone cele?

Chcielibyśmy, aby galeria stała się miejscem, z którego mogę się utrzymywać, a artyści - żyć z tworzenia. Ambicją jest, by Objekt był jedną z najbardziej prestiżowych galerii w kraju, a potem - w Europie.

Jak wyglądał wybór pierwszej artystki, która zainicjowała działanie galerii?

Tego rodzaju wybór to pewien statement, deklaracja programowa. Od początku wiedzieliśmy, że chcemy postawić na silne nazwiska. Pierwsza była Monika Patuszyńska - artystka z dużym dorobkiem. Następnie Jan Ankierszatajn, kolejna będzie Aleksandra Zawistowska. Każde z nich dostaje swoje pięć minut w formie wystaw solowych. W doborze artystów kierujemy się zarówno wrażliwością i estetyką, w której chcemy się poruszać, jak i konkretnymi, twardymi kryteriami. To nie są wybory przypadkowe czy wyłącznie intuicyjne - mamy określone standardy, które pomagają nam budować program wystaw w sposób świadomy i konsekwentny.

Dla mnie te kryteria są tożsame z tymi, które obowiązują w klasycznym świecie sztuki. Kiedy pracowałam z klientami nad wyborem dzieł do ich kolekcji, często słyszałam, że obraz ma być „o nich” - emocjonalny, identyfikacyjny, ale też inwestycyjny. W takich przypadkach zawsze sięgałam po twórców obecnych w tzw. obiegu artystycznym: mających dobre portfolio, pokazywanych na wystawach, obecnych w branżowych publikacjach, uczestniczących w targach i reprezentowanych w ważnych kolekcjach. Dokładnie te same kategorie
przekładam dziś na świat „collectible designu”. Wierzę, że ci artyści - zarówno w obszarze sztuki, jak i designu - zasługują na uwagę kolekcjonerów, są warci inwestycji i mają realny wpływ na kształtowanie kultury wizualnej. W tym momencie do galerii wchodzi Marcin Studniarek. Korzystam więc z okazji, by i jemu zadać kilka pytań.

Po co prawnikowi galeria?

Marcin Studniarek: Dobre pytanie! Myślę, że to kontynuacja mojego zainteresowania sztuką, które rozwijam latami. 

Od czego się ono zaczęło?

To nie było gwałtowne zauroczenie, tylko cierpliwe zainteresowanie tematem. W prezencie za zdany egzamin radcowski kupiłem sobie pierwszy obraz. Tak narodziła się moja pasja do sztuki i do kolekcjonerstwa. A ponieważ we wzornictwie poszukuję rzeczy unikatowych, „collectible design” był naturalnym wyborem.

Prowadzenie galerii to proces. Jest Pan gotowy, by brać w nim udział?

Jest to dla mnie wyzwanie! Zawsze lubiłem się ścigać. Najpierw w sporcie, później w biznesie. Teraz w biznesie nie muszę się ścigać, a galeria ma swój rytm. Jednak rzeczywiście jesteśmy pierwszą tego typu galerią w Polsce! Nie musimy już być najwięksi. Wręcz przeciwnie, chcemy stawiać na jakość, a nie na ilość. I to wokół jakościowego programu koncentrują się nasze ambicje.

Aleksandra Krasny i Marcin Studniarek

Aleksandra Krasny i Marcin Studniarek

Twórcy pierwszej w Polsce galerii typu „collectible design” - Objekt. Aleksandra Krasny jest kuratorką i art-advisorem, Marcin Studniarek jest prawnikiem i kolekcjonerem sztuki.
Razem tworzą duet, który uzupełnia się kompetencjami i który zapewnia sprawne, profesjonalne i pełne pasji prowadzenie galerii.

Autor
Objekt - pierwsza w Polsce galeria „collectible designu”. Rozmawiamy z tej twórcami
Anna Grużewska
Dziennikarka, redaktorka, miłośniczka designu i malarstwa. Skończyła warszawską ASP i Wydział Dziennikarstwa UW. Redaktor naczelna magazynu Czas na Wnętrze. Ogląda sesje,...