Komfort to jednak nie tylko mieszkanie idealnie urządzone, ale także zlokalizowane tak, by dojazdy do pracy nie "kradły" cennego czasu, który można by przeznaczyć dla rodziny. Z takiego założenia wyszli Dorota i Jacek, gdy rozpoczęli poszukiwania pierwszego własnego lokum w Warszawie. I choć czas naglił - na świecie pojawił się ich synek i wynajmowanie mieszkania przestało być dobrym rozwiązaniem - oni przeglądali ofertę za ofertą.

   
Salon z widokiem...na kuchnię. Duża kanapa sąsiaduje bezpośrednio z wyspą. Gospodarze chcieli mieć rozkładaną, tymczasem ta, która im się spodobała, taka nie była. Producent poszedł im na rękę - specjalnie dla nich przerobił model z katalogu. Kanapa ma wiec nie tylko kolory idealnie dobrane do salonu, ale też można ją rozłożyć - co istotne, gdy trzeba przenocować gości.

- Uparliśmy się na Mokotów - opowiadają. - Inna lokalizacja nie wchodziła w grę. Cierpliwie zwiedzaliśmy dzielnicę, oglądaliśmy lokale zarówno używane, jak i te proponowane przez developerów. Postanowiliśmy się nie spieszyć z decyzją, żeby nie popełnić błędu.

Minął więc ponad rok, zanim znaleźli to, o co im chodziło: mieszkanie w świeżo wybudowanym bloku (bo łatwiej zaaranżować nowe niż przerabiać stare), teren ogrodzony i z miejscem do zabawy dla dzieci (namiastka bezpiecznego podwórka), obok sklepy, pralnia, przychodnia, przedszkole… No i do pracy pięć minut. Nic dodać, nic ująć.

- Zanim jednak mogliśmy się tym wszystkim cieszyć, trzeba było mieszkanie urządzić. A o tym nie mieliśmy zielonego pojęcia - śmieje się Dorota. - Z góry więc uznaliśmy, że lepiej nie ryzykować i powierzyć rzecz fachowcom.

Nie szukali ich długo. Jacek ogłosił na forum internetowym, że potrzebują architekta wnętrz.

- To był taki minikonkurs - opowiada. - Określiłem nasze oczekiwania, zamieściłem zdjęcia wnętrz, które nam się podobają i czekałem na oferty. Metoda okazała się skuteczna. Dzięki niej znaleźliśmy państwa Katarzynę i Tomasza Widawskich z pracowni Widawscy Studio Architektury, którzy jako jedyni od razu przedstawili nam wstępną koncepcję urządzenia mieszkania. I to trafioną! Mieliśmy pewność, że zrozumieli o co nam chodzi.

   
Kuchnia. Dorota i Jacek z myślą o wyspie wybrali naturalny fornir oliwkowy. Spodobało się im niezwykłe usłojenie. Okazało się, że drzewo oliwne kolorem całkiem dobrze pasuje do dębowej podłogi. Fornir trafił więc także na szafki pod zlewem. Ścianę nad nimi pokryto tapetą (tu podpowiedź architektów okazała się nieoceniona - przyznają gospodarze). Żółta szafka pięknie ożywia całość. Jej kolor powtarza się w detalach wnętrz

Dorocie i Jackowi szczególnie zależało na dużej, otwartej części dziennej. Domownicy muszą mieć ze sobą jak największy kontakt - uznali. Kuchnia połączona z salonem pozostawała więc poza dyskusją. Do tego w salonie musiało być miejsce na komputer, żeby Jacek nie musiał pracować w odosobnieniu.

A więc punkt pierwszy - rozplanowanie przestrzeni. Po kolei znikały z niej wszelkie podziały. Ze ścianek pierwotnie wygradzających kuchnię została tylko jedna, niewielka, od strony korytarza. W końcu wyleciała i ona. W efekcie wyspa kuchenna jest widoczna już od wejścia. Od holu nie odgradza jej nic, zaś w salonie bezpośrednio sąsiaduje z kanapą.

- Takie rozwiązanie bardzo nam się podobało, ja jednak miałam poważne obawy o kanapę - mówi Dorota. - Już widziałam na niej plamy tłuszczu pryskającego z patelni! Szczęśliwie projektanci zaproponowali przy wyspie ściankę osłaniającą oparcie mebla i to działa. Mogę smażyć bez stresu. I w dodatku oglądać przy tym telewizję, bo ekran mam dokładnie naprzeciwko.

Po przyłączeniu kuchni do prostokątnego salonu, okazało się, że całe pomieszczenie ma dziwny, nieregularny kształt.

- I tu znów zadziałali architekci. Wymyślili podwieszany sufit, który zdecydowanie poprawił geometrię wnętrza. Ich pomysłem są też dwa żółte paski - jeden to szafka kuchenna, drugi wnętrze półki w regale. Umieszczone na identycznej wysokości dodatkowo porządkują pomieszczenie.

   
 Pokój synka. Punktem wyjścia jest tu wesoła i bardzo "męska" tapeta z samochodzikami. Resztę dobierano do niej. Chodziło przy tym nie tylko o to, by wszystko pasowało do siebie kolorystycznie, ale przede wszystkim, by było maksymalnie funkcjonalne.   Łazienka. Jedna z dwóch w tym mieszkaniu. Zielona, czyli Jacka, bo swoją Dorota urządziła w fioletach. Zielone kafelki gospodarze wybrali sami - architekci pomogli im rozmieścić je na ścianach. Za to na miskę sedesową namówiła ich projektantka. Dorota, wcześniej przeciwna jej prostokątnemu kształtowi, teraz jest nią zachwycona.

- Nasze podstawowe założenie, czyli maksimum przestrzeni, w której cała rodzina może stale przebywać razem, zostało zrealizowane w stu procentach. Udało się również tę przestrzeń wypełnić, nadać jej pogodny charakter - oceniają właściciele. - Chociaż w trakcie prac nie obyło się bez obaw i dyskusji - dodają. Na przykład paski na ścianie. Pomysł architektów. Świetny, tylko… czy aby nie nazbyt śmiały? Czy jaskrawe kolory nie będą "biły po oczach"?

- Początkowo mieliśmy ochotę je rozbielić, wydawało nam się, że tak będzie bezpieczniej - wspomina Jacek. - Ale pani Kasia uparcie przekonywała, prosiła, żeby jej zaufać, więc zaryzykowaliśmy. I okazało się, że żadnego ryzyka nie było! Paski są super, w dodatku jedyne i niepowtarzalne, bo to fototapeta, którą państwo Widawscy zaprojektowali specjalnie dla nas. Podobnie zresztą jak i drugą, w biało-szare napisy, pokrywające ścianę w kuchni.

"Sporne" paski są najodważniejszym barwnym akcentem nie tylko w salonie, gdzie - choć ożywiona żółtymi elementami - tak naprawdę króluje biel. Mocnych kolorów trudno doszukać się także w pozostałych częściach mieszkania.

- No, chyba, że zajrzymy do łazienek - śmieją się gospodarze. - Podzieliliśmy się nimi i każde ma swoją w ulubionym kolorze. Zielona jest męska, fioletowa - kobieca. I tak sprawa odmiennych gustów została szczęśliwie rozwiązana.

   
Sypialnia. Miała być spokojna, w kolorach służących relaksowi, stąd jasna, bladobłękitna tapeta. Dorota chciała powiesić coś nad łóżkiem, może obraz? ale Jacek uznał, ze nie chce mieć niczego nad głową. Za to zgadza się, by zmienić żyrandol. Ten, który wisi tu teraz, jest kompromisem, został kupiony po długich i bezskutecznych poszukiwaniach ideału. Dorota jednak wciąż wierzy, że kiedyś znajdzie ten wymarzony, z kryształkami, trochę... vintage.

Pełna jednomyślność natomiast panowała przy aranżowaniu pokoju synka. Dorota znalazła punkt wyjścia - tapetę w samochodziki. To do niej została dobrana cała reszta: dziecięce mebelki i ustawione w regale pudełka na zabawki. Okazuje się jednak, że na tym nie koniec urządzania dziecięcego kącika. Już niebawem będzie musiał zyskać także dziewczęcy charakter. Na razie malutka córeczka Doroty i Jacka śpi w sypialni rodziców, ale za jakiś czas zapewne zamieszka z bratem.

- Albo… znów będziemy szukać mieszkania. Oczywiście na Mokotowie.