- To przecież koniec świata! - zawołała przerażona właścicielka (a zarazem projektantka) Katarzyna Pander-Liszka, kiedy po raz pierwszy zjawiła się na podwarszawskim osiedlu, na którym w przyszłości miała zamieszkać.
Gdy poszukiwała wraz z mężem swojego idealnego domu, brała pod uwagę tylko oferty gotowych domów położonych na strzeżonych zamkniętych osiedlach. Przeglądając gazetę, natrafili na reklamę stylowych domów, które wydawały się spełniać te podstawowe oczekiwania.
Był tylko jeden szkopuł - spora odległość od Warszawy, a więc od ich miejsca pracy. Dlatego w pierwszym odruchu wizja przeniesienia się dość daleko od miasta tak przestraszyła Katarzynę.
Jednak dość szybko, jak sama przyznaje, dała się uwieść niepowtarzalnemu pięknu okolicy i "poczuła wyjątkową chemię" tego zakątka. Osiedle otaczają malownicze lasy i stawy, nic więc dziwnego, że opór potencjalnych nabywców szybko stopniał. Mimo to jeszcze dwa lata wahali się z kupnem domu.
- Może uda się znaleźć coś w podobnym klimacie, ale usytuowanego zdecydowanie bliżej stolicy? - myśleli. Gdy jednak te nadzieje okazały się płonne, decyzja ostatecznie została podjęta.
Własny dom o powierzchni 180 m² dawał projektantce możliwość zrealizowania nawet najbardziej śmiałych i oryginalnych pomysłów, a także kontroli nad dopracowaniem najdrobniejszych detali.
Katarzyna przyznaje, że początkowo miała tych pomysłów tak wiele, że trudno jej się było na któryś zdecydować. I wtedy niespodziewanie przyszła inspiracja, aby wnętrza nawiązywały do architektury domu.
Stylowa, utrzymana nieco w estetyce retro bryła budynku z kolumnami na wejściu i łukowatymi oknami stała się więc punktem wyjścia do aranżacji wnętrza.
Projektantka chciała przy tym uniknąć efektu ciężkości i dostojeństwa charakterystycznego dla stylu angielskiego, dlatego postanowiła potraktować ten temat z lekkością i specyficznym, bliskim jej surrealistycznym humorem.
- Wnętrza miały sprawiać wrażenie stylizowanych, a nie bardzo wydumanych i poważnych. Tak, żeby kojarzyły się ze scenografią teatralną. Dlatego dużo tu kontrastów - opowiada.
I tak drzwi, podłogi czy sztukaterie są klasyczne, zwłaszcza w uwielbianym przez właścicielkę stylu wiktoriańskim. Część płytek podłogowych sprowadzono nawet ze starej angielskiej manufaktury, w której wytwarzano podłogi już w czasach wiktoriańskich.
Z kolei dębowy parkiet ułożono we francuską jodełkę. W drzwi na parterze wstawiono fazowaną kryształową szybę - wszystko po to, żeby nadać wnętrzom autentyczny, klasyczny sznyt.
Kryształy pojawiają się również w wiszących na parterze żyrandolach, które choć wyglądem nawiązują do stylu retro, są całkowicie nowoczesne - chromowane. Bo właśnie dzięki wprowadzeniu nowoczesnych akcentów pomiędzy meble i dodatki stylizowane na wiekowe udało się nie popaść w przesadę i zachować we wnętrzach zdrową równowagę.
W części dziennej, z fotelami i kominkiem, poza wspomnianymi retro inspiracjami występują również szklane chromowane stoliki, potężna chromowana lampa podłogowa czy prosta czarna szafka z błyszczącymi frontami.
Katarzyna planowała nowoczesną w wystroju kuchnię, ale w końcu i tutaj wdarł się styl angielski.
Potem przyszedł czas na kolor. - I tu również nie chciałam być tradycjonalistką - dodaje pani domu. Po licznych próbach stało się oczywiste, że żaden kolor nie będzie się lepiej prezentował na ścianach niż ciemna szarość.
W zamyśle projektantki ciemne barwy wnętrza miały kontrastować z bielą fasad budynków. - Ponieważ te domy są bardzo jasne, stwierdziłam, że ciemne ściany bardziej to podkreślą - tłumaczy.
Żeby nie było zbyt monotonnie, barwa ścian została zróżnicowana na szarość bardzo ciemną, grafitową oraz na jej odcień nieco łagodniejszy, jaśniejszy. Szarym ścianom wigoru dodają licznie tu występujące motywy szachownicy czy karo (ulubione wzory gospodyni-projektantki).
Nie udałoby się jednak uzyskać teatralnego, surrealistycznego klimatu, gdyby nie zgromadzone tu malarstwo i autorskie, niesztampowo przerobione meble. Wszystkie są dziełem Katarzyny Pander-Liszki, która od lat uprawia sztukę kolażu.
Tą metodą ozdabia meble, manekiny (jeden z nich stał się nietuzinkową dekoracją łazienki przy sypialni), tworzy oryginalne, mocno osadzone w poetyce surrealistycznej malarstwo. Zaprojektowała nawet designerski kinkiet z pleksiglasu - to ten na ścianie klatki schodowej ozdobionej karo.
Wiele mebli, np. stoliczek kawowy w salonie czy stoliczek w łazience z wanną, zyskało nową, niebanalną szatę właśnie dzięki jej pomysłowości. Nad niektórymi sprzętami przyszło jej spędzić wiele godzin, nim była zadowolona z efektu.
Komodę, która stoi w holu wejściowym, trzeba było przemalować, przemyśleć i zrobić przymiarki rozkładu elementów grafiki (co zabrało najwięcej czasu), następnie przykleić je i pokryć kilkoma warstwami lakieru akrylowego. Kosztowało to Katarzynę cztery miesiące pracy, ale powstał mebel niezwykły, jedyny w swoim rodzaju. Teraz wraz ze stojącym w progu różowym flamingiem zaprasza do tego wyjątkowego, magicznego królestwa wyobraźni.