Wcześniej Ewa i Wojtek mieszkali w domu jednorodzinnym, jednak wraz z pojawianiem się kolejnych dzieci okazało się, że potrzebują większej przestrzeni. Kupili więc dom, który ma jej zdecydowanie więcej, że zaś urządzenie sporej powierzchni jest pewnym wyzwaniem, zdecydowali się skorzystać z pomocy architektów wnętrz.
Nowy dom od początku projektowany był z myślą o sporej, bo sześcioosobowej rodzinie. Postawiono tutaj na przestrzeń i światło, które zapewniają duże okna oraz świetliki w dachu. Nawet podczas deszczowych i zachmurzonych dni klatka schodowa i korytarz na górze w rozproszonym świetle pozostają jasne i w zasadzie do zapadnięcia zmroku nie istnieje potrzeba używania sztucznego oświetlenia.
Priorytetem rodziców czwórki dzieci stało się urządzenie otwartej przestrzeni domu w taki sposób, by móc jak najmniej przedmiotów codziennego użytku pozostawiać na widoku, jednocześnie mając zapewniony do nich łatwy dostęp. W rezultacie nawet telewizor w salonie da się szybko ukryć, jeśli akurat nie jest używany. Podobnie rzecz ma się z telewizorem w sypialni, gdzie mobilna konstrukcja pozwala na jego wysunięcie tylko wtedy, gdy gospodarze mają ochotę obejrzeć film, leżąc w łóżku.
Motywem przewodnim we wnętrzach stało się drewno orzechowe, które pojawia się w całym domu na podłodze i niektórych meblach. Jasne, neutralne ściany oraz szare zasłony i kanapy, a także kolorystyka kominka w salonie zostały wybrane celowo tak, by mogły stanowić tło do różnych dodatków, takich jak poduszki, czy dywanik, które można zmieniać w zależności od nastroju i upodobania. Jako pierwszy zaistniał turkus - ulubiony kolor Ewy. Dołączyły do niego pomarańcz i szary. Nie znajdziemy tu typowo "chłodnego" lub "ciepłego" pomieszczenia.
Zieleń i czerń w łazience dzieci łamana jest pomarańczowym, ciepłe brązy i żółcie sypialni - śnieżną bielą, szarości i turkusy w salonie orzechowym drewnem okładzin ścian, mebli i podłóg. Urządzanie własnego domu, szczególnie dla dużej rodziny, to poważna sprawa. Skutki decyzji, które podejmujemy, będą nam towarzyszyć przez najbliższe lata... Czy to jednak oznacza, że do wszystkiego musimy podchodzić zawsze na serio?
Szczypta humoru i drobne żarty sprawiają, że wnętrze staje się nie tylko niepowtarzalne, ale i bardziej "oswojone". Stąd na przykład w toalecie gościnnej okrągłe lustro nad umywalką "udaje" kroplę wody, która za chwilę skapnie z namalowanego na ścianie kranu z kurkiem. Również praktyczne podejście do zachowania porządku może zaowocować niestandardowymi pomysłami, czego przykładem jest pochylony regał na książki, samym kształtem bardziej przypominający rzeźbę, niż mebel. Kształt nie pozostawia wątpliwości co do zawartości, a dodatkowo potwierdzają to litery - R E A D - które przy okazji stanowią ozdobne uchwyty.
Ewa i Wojtek to ludzie otwarci na wszelkie pomysły i nowatorskie rozwiązania, a pragmatyczne podejście potrafią połączyć ze sztuką, która nie jest tylko zwykłym wypełnieniem miejsca. Wraz z kupnem nowego domu postanowili całkowicie zmienić otoczenie. Przez lata nagromadzili mnóstwo przedmiotów, które rzadko do siebie pasowały i zestawione razem tworzyły pewien chaos. Duża liczba książek na półkach, zastawa z różnych kolekcji, kuchenne akcesoria, każde "z innej bajki", plus obrazy i różnego rodzaju dodatki w sumie sprawiały wrażenie nieustannego bałaganu. Zmęczeni nim właściciele potrzebowali oddechu - powietrza i gładkich, zamkniętych płaszczyzn.
Współpracę z architektami rozpoczęli jeszcze na etapie budowy, co pozwoliło na wprowadzenie pewnych zmian i modyfikacji, m.in. dotyczących rozkładu niektórych pomieszczeń czy układu schodów.
Teraz Ewa i Wojtek mogli wszystko zaplanować kompleksowo, dobrać kolor ścian pod obrazy, poszukać odpowiedniego stołu i krzeseł tak, by wszystko do siebie pasowało. Ściana w małej jadalni została zarezerwowana dla cyklu obrazów olejnych "Dziennik MMS" autorstwa Edyty Jaworskiej, młodej, ale utytułowanej artystki - absolwentki krakowskiej ASP. Znalazło się też miejsce na płaskorzeźbę.
Powierzchnia ściany nad schodami - niczym płótno malarzowi - posłużyła architektom, którzy wspólnie z artystą plastykiem Bogusławem Dobrowolskim wymyślili abstrakcyjne drzewa. Z kamionkowej gliny, toczonej na kole garncarskim i kulistych, szkliwionych turkusem elementów rozkwitł "Czarodziejski sad".
To przykład, że sztuka nie musi mieszkać w muzeach, a dom w którym gości, może być urządzony lekko i zabawnie. Natomiast Ewa i Wojtek - już całkiem serio - przyznają, że chociażby ze względu na ścianę z "...sadem" chyba już nigdy się nie przeprowadzą, bo tego dzieła sztuki nie byliby w stanie zabrać ze sobą...