Nowoczesne osiedle Saska na warszawskiej Pradze Południe. W pobliżu dwa jeziorka - Gocław i Balaton, a wokół nich malownicza zieleń. Niedaleko stąd do Saskiej Kępy, jednego z najpiękniejszych zakątków stolicy, zaś do centrum zaledwie kwadrans jazdy.
- Właśnie ta lokalizacja zdecydowała o naszym wyborze - mówią Ania i Kamil. Gdy kilka lat temu sprowadzili się do Warszawy, wynajęli lokum niedaleko stąd, a więc znali już i lubili tę okolicę. - W dodatku dom, w którym mieszkaliśmy, był zbudowany przez tego samego developera. Podobał nam się, był solidnie wykończony, więc zakładaliśmy, że kupując przysłowiową dziurę w ziemi nie popełniamy błędu. I mieliśmy rację, co okazało się już po roku, kiedy mogliśmy się wprowadzać.
70 m2 - nareszcie własne trzy pokoje, kuchnia, łazienka, garderoba… I podstawowe pytanie: jak to wszystko urządzić? - Nasza wizja wnętrz zawierała się w dwóch słowach: oaza spokoju - opowiada Kamil. - Oboje mamy stresującą pracę i to mieszkanie miało być stworzone do wypoczynku. A zatem żadnych krzykliwych, mocnych barw, choćby i najbardziej efektownych! Marzyły nam się łagodne, jasne kolory, najlepiej biel i odcienie szarości, prostota, jaką zawsze podziwialiśmy w stylu skandynawskim. To były podstawowe założenia. Uznaliśmy przy tym, że najłatwiej wcielić je w życie z fachową pomocą projektanta wnętrz.
- Katarzyna Ratyńska z PPP Pracownia projektowała mieszkanie moich rodziców, więc z góry wiedzieliśmy, że zwracając się do niej, zwracamy się pod właściwy adres - tłumaczy Kamil. - I znów nie popełniliśmy błędu. Już na początku pani Kasia zaskoczyła nas świetnym pomysłem zamiany małej toalety na pomieszczenie gospodarcze. Osobne miejsce, gdzie można upchnąć pralkę, odkurzacz czy środki czystości, dziś wydaje nam się nieocenione. A sami byśmy na to nie wpadli!
- Akcja urządzania wnętrz poszła bardzo sprawnie. Oczywiście wertowaliśmy wnętrzarskie pisma i wysyłaliśmy projektantce interesujące nas zdjęcia, a ona podsuwała rozwiązania pasujące do naszej wizji. Wybrała lub zaprojektowała prawie wszystkie meble - opowiadają gospodarze. - Mieszkaliśmy niedaleko, więc łatwo było często tu wpadać i "trzymać rękę na pulsie". Zdarzały nam się zmiany pomysłów dosłownie w ostatniej chwili. W salonie na przykład zrezygnowaliśmy z ciężkiej szafy z przesuwanymi drzwiami na całej ścianie. Byliśmy na nią zdecydowani, ale szczęśliwie wpadły nam w oko lekkie kasetonowe półki. Są niezwykle efektowne, proste i lekkie, jak wszystko tutaj, a jednocześnie dekoracyjne. Niewiele też brakowało, a chodzilibyśmy dziś po ciemnej podłodze. Już, już, mieliśmy taką kupować, kiedy nagle Ania, od początku niechętna temu pomysłowi, postanowiła jednak mnie przekonać, że jasna podłoga będzie lepsza - śmieje się Kamil. - Tak więc mamy pod stopami piękny naturalny dąb i trzeba przyznać, że była to jedna z naszych najlepszych decyzji. Olejowane deski sprawdzają się fenomenalnie! Podobno z wiekiem będą jeszcze piękniejsze, ale na razie, po roku, wciąż wyglądają jak nowe.
Jasna dębowa podłoga stanowi ciepłą bazę dla wszechobecnej tu chłodnej bieli i perłowych odcieni szarości. W salonie połączonym z kuchnią tylko kilka sprzętów - stół z krzesłami i zrobiona na zamówienie niska długa szafka - są niemal idealnie dobrane do koloru dębowego parkietu. Wszystko inne w komplecie wydaje się białe, choć tak naprawdę kanapa jest jasnoszara, a w szafce pod telewizorem można się nawet doszukać śladów błękitu. Ten sam rozbielony błękit pojawia się na półeczce po lustrem w holu. Tylko w sypialni jest wręcz niebiesko, za sprawą rzuconych na łóżko poduszek, tym razem w zdecydowanych odcieniach.
Sypialnia Miękka ściana za głową nie tylko wytłumia dźwięk i daje wrażenie ciepła, ale jest też wygodna, miło się o nią oprzeć. - To był mój pomysł, a wypatrzyłem go… w hotelu - opowiada gospodarz. - Do kompletu wystarczyło tylko proste łóżko, zwykła rama z materacem. Mieliśmy taką z poprzedniego mieszkania, przemalowaliśmy na biało i efekt gotowy. Białe szafki były robione na zamówienie. Trafionym akcentem okazały się czarne lampy Diesla. |
- W zapasie mamy także turkusowe zamszowe zasłony, choć jeszcze nigdy ich nie powiesiliśmy - śmieje się Kamil. - Świadomie zrezygnowaliśmy z kolorów, ale bardzo łatwo je tu wprowadzić. Wystarczy na kanapę położyć barwną poduszkę, na półce postawić kolorowy wazonik i już jest widoczna zmiana. Ale na razie dobrze jest tak jak jest, łagodnie, ciepło, kojąco. I wygodnie, bo całość jest bardzo funkcjonalna. Nawet rodzący się spór o łazienkę udało nam się zażegnać. Zawsze marzyła mi się deszczownica, a Ania obstawała za zwykłym prysznicem. Więc mamy jedno i drugie!
Ania i Kamil, choć mieszkają tu już od roku, jeszcze nie skończyli urządzania. Przed nimi dzieło wyjątkowe: pokoik dziecięcy, na który już czeka maleńka córeczka Amelia. Oaza spokoju, którą dla siebie stworzyli, niebawem zyska nowe kolory.