Szara betonowa ściana korytarza, z wąską czerwoną niszą, w której zasiada Budda - to znak rozpoznawczy tego mieszkania. Pięknie podświetlony posążek, w smudze czerwieni spływającej ze ściany na podłogę wygląda egzotycznie i tajemniczo. Trudno się oprzeć wrażeniu, że to właśnie on patronuje całemu wnętrzu. - Nie, nie, wcale nie jestem wyznawcą Buddy - zapewnia gospodarz - choć oczywiście przyznaję, że filozofia buddyjska jest mi bliska. Uwielbiam za to podróżować, wyjeżdżać na długo, najlepiej na Daleki Wschód, który zdążyłem już dość dobrze poznać i pokochać. Dlatego szukałem sposobu, żeby był obecny w moim nowym mieszkaniu...
Decyzja o kupnie lokum akurat w centrum Warszawy była łatwa. - Pracuję w Śródmieściu, więc taka lokalizacja wydawała się idealna - opowiada Daniel. - Poza tym tutaj, w centrum stale coś się dzieje i ja chciałem być blisko tego wielkomiejskiego życia. No i, nie ukrywam, po cichu myślałem też o przyszłości: przedszkola i szkoły tutaj mam pod bokiem... Kiedy więc nadarzyła się okazja zakupu 106 m2 w okolicy placu Grzybowskiego, nie namyślałem się długo. Chociaż już na pierwszy rzut oka widziałem, że nie obędzie się bez wyburzania ścian.
Układ zakupionego w stanie deweloperskim mieszkania absolutnie nie spełniał oczekiwań Daniela. - Hol był ogromny, za to pokoje za małe, od początku więc byłem zdecydowany to zmienić - wspomina. - O ile jednak wiedziałem, jak chcę mieć mieszkanie urządzone, to z ustawieniem ścian (a było jasne, że polecą wszystkie bez wyjątku), bez pomocy architekta miałbym duży kłopot. Zwróciłem się więc do studia projektowego Platinium Elements, a potem już tylko wybrałem najlepszy z pięciu pomysłów, jakie przedstawili architekci.
I tak łazienka wylądowała całkiem gdzie indziej, niż przewidywał pierwotny projekt, z czterech pokoi zrobiły się trzy, powstała wygodna garderoba. Salon został zmniejszony, za to pojawił się długi korytarz łączący strefę dzienną ze strefą prywatną mieszkania. Ten sam, w którym niebawem przygotowano miejsce dla posążka siedzącego Buddy.
- Wprawdzie przy aranżacji wnętrz w dalszym ciągu korzystałem z pomocy architektów, ale i sam mocno się do tego przykładałem. Spędziłem kilkadziesiąt długich nocy na przeglądaniu stron internetowych poświęconych wyposażeniu wnętrz, odwiedziłem ze sto sklepów, jeżdżąc po całej Polsce i szukając rzeczy pasujących do mojej wizji. Ba, nawet sam zaprojektowałem kanapę, bo nigdzie nie mogłem znaleźć takiej, która byłaby idealnie wygodna.
A wizja była przemyślana od dawna. Zresztą nie mogła być inna. Kochając podróże, Daniel jest jednocześnie wielbicielem science fiction. Chciał więc, by w nowym mieszkaniu przeplatały się obie jego pasje. - Chodziło mi o to, żeby wprowadzić pojedyncze, ale wyraźne akcenty dalekowschodnie. Jednocześnie sprzęty miały być nowoczesne, trochę kosmiczne - wyjaśnia gospodarz. - I tak na przykład w korytarzu siedzi Budda, którego przywiozłem kiedyś z Kambodży i patrzy wprost na jadalnię, gdzie nad stołem wisi czerwona lampa przypominająca UFO. A wokół stołu stoją krzesła, które wszystkim moim znajomym kojarzą się ze zbroją Dartha Wadera z Gwiezdnych Wojen - śmieje się Daniel. Także stojący w części wypoczynkowej futurystyczny stolik ze szczotkowanej stali, w której obraz odbija się niczym w lustrze, równie dobrze mógłby się pojawić na planie filmu science fiction.
- Urządzając wnętrze, starałem się unikać wszelkiej przesady - kontynuuje Daniel. - Lubię czystą przestrzeń, nie zagraconą klamotami, dlatego nie roi się tu na przykład od pamiątek z podróży. Cenię też konsekwentnie dobraną kolorystykę. Jeśli więc w strefie dziennej i w sypialni dominuje szarość z dodatkiem czerni, ożywiona kilkoma akcentami mocnej czerwieni, to ta sama czerwień pojawia się także w łazience i gabinecie, gdzie podstawowym kolorem jest biel.
Absolutna harmonia - na niej gospodarzowi zależało najbardziej. - I udało się ją osiągnąć - mówi. - Poczułem się tu dobrze już w pierwszej chwili, gdy się wprowadziłem. Chociaż wokół stały jeszcze pudła pełne nierozpakowanych rzeczy, wiedziałem, że jest tu bardzo dobre feng shui.
Tego samego zdania jest Iwona, życiowa partnerka Daniela. - Oboje uważamy, że mamy mieszkanie idealne - mówią - ale to jeszcze nie koniec urządzania. Już wkrótce gabinet, który w razie potrzeby służył jako pokój gościnny, przeprojektujemy na pokój dziecięcy.