- W naszym przypadku - mówi Leonard Pietraszak - to była sprawa zamieszkania drzwi w drzwi ze wspaniałym artystą Tadeuszem Kulisiewiczem. Zaczęliśmy mieć ambicję, żeby nie tylko oglądać prace, które nam pokazywał, ale żeby mieć niektóre u siebie w domu, żeby były nasze.
Kulisiewicz bardzo nie lubił rozstawać się swoimi pracami, ale przez Basię, jego żonę, można było zawsze coś załatwić, kupić, a potem z jakiejś okazji, najczęściej imienin moich, czy mojej Wandy, przynosił. Na nowe nasze mieszkanie przyniósł… Nikifora.
W jednym z wywiadów artysta stwierdził: „całkowicie pochłonęła mnie inna dziedzina sztuki, niż ta, której się uczyłem. Dałem sobie pięć lat na kolejne studia. Byłem swoim studentem i profesorem. Czytałem, spisywałem, oglądałem, chodziłem na wystawy i do muzeów. Po pięciu latach wręczyłem sobie symboliczny dyplom i stałem się samozwańczym historykiem sztuki”.
Pani Wanda protestuje, gdy mąż mówi, że wszystko zaczęło się od Kulisiewicza i przypomina, że pierwszy obraz dostał w Poznaniu, jako nagrodę za tytuł najpopularniejszego aktora Wielkopolski. Mała, olejna praca Marii Chudoby- Wiśniewskiej wisi w domu państwa Pietraszaków, którego ściany są od góry do dołu wypełnione obrazami.
Dobrze w domu mieć parę pejzaży, bo gdy zimą się nagle zamarzy, zieleń łąki, z barwą soczystą kopki siana, z rana gdy mglisto, słońce w drzazgach złocistych, na wodzie, ptaki z pieśnią na dziobach, w ogrodzie, jest to wszystko w zasięgu ręki, dzięki komu? Malarzom. Dzięki…
(wiersz Wandy Majer-Pietraszek z tomiku "In corpore…").
Po Kulisiewiczu oboje zafascynowali się malarstwem Jana Szancenbacha. Pani Wanda wspomina, jak dostali od niego pierwszy obraz "Rybę": - To była bezsenna noc w Krakowie, w hotelu Pod różą. Wpatrywaliśmy się w tę "Rybę" opartą na fotelu. Byliśmy Jankowi bardzo wdzięczni. Ta ryba, wbrew pozorom, żyje na tym obrazie. Mam do niej ogromny sentyment.
- Teraz mam hyzia na punkcie uczniów Stanisławskiego - mówi pan Leonard. Już nie jest najbliższy jego sercu "Ogród Luksemburski" Czajkowskiego, lecz drugi "Ogród Luksemburski" - wspaniałego ucznia Stanisławskiego, Leona Rosenbluma. To ciekawa postać. Głuchoniemy od urodzenia. Bardzo cenił go Stanisławski. Po studiach w Krakowie bardzo szybko wyjechał do Paryża. Tu w roku 1906 powstał jego "Ogród Luksemburski". Artysta zginął w Oświęcimiu w 1943 roku. Szukałem jego obrazów. Mój kupiłem na aukcji.
Pytam, co radziliby kupować początkującym kolekcjonerom. - Najlepiej zacząć od tego, co jest dostępne na rynku za niewielkie pieniądze. Myślę, że grafikę polską, wspaniałą. Grafika za czasów Skoczylasa i Rytmu była wybitna w skali światowej. Teraz się pokazuje na aukcjach w cenach od 400 złotych. Potem można zakolorować życie – mówi pan Leonard, a pani Wanda dodaje: - Grafiki nigdy nie zamykać i nie dusić w teczkach…
Leonard Pietraszak - w tle portret żony namalowany przez Jana Szancenbacha. |
O kolekcjonerach
Wanda Majer-Pietraszak: aktorka, poetka, autorka scenariusza (wspólnie z Zofią Nasierowską) do serialu Janusza Majewskiego "Siedlisko”" i książki o niebywale samokrytycznym tytule "Czy Pani jest żoną tego aktora?". Często powtarza, że nie zna się na malarstwie, co należy uznać również za nadmiar skromności, ponieważ skończyła we Wrocławiu Liceum Plastyczne, a w swoich wierszach daje wnikliwe analizy obrazów. Wydała je w trzech tomikach: "…jest Kulisiewicz", "Obrazy i wiersze", "In corpore… kolory i słowa". Ze znawstwem zagrała studentkę ASP w „Spotkaniach” – filmie Lenartowicza. Aktorstwo porzuciła dobrowolnie, gdy Kuroń ogłosił możliwość przejścia na wcześniejsze emerytury.
Leonard Pietraszak: niezwykle popularny dzięki serialom "Czarne chmury", "Czterdziestolatek', "Stawce większej niż życie", w której do zdumionego Herdegena mówi głupie, ale kultowe dziś zdanie, że "najlepsze kasztany są na placu Pigalle". Również film "Vabank" zachwycił widzów. Jego teczka z wycinkami prasowymi w Instytucie Teatralnym pęka w szwach. W teatrze grał dużo i z powodzeniem, ale to telewizja czyni z aktora gwiazdę (Pietraszak nie znosi tego określenia). Grał Romea, Don Juana w Poznaniu. W warszawskim teatrze Ateneum stworzył kilka znakomitych kreacji. Jego Łopachin w "Wiśniowym sadzie" (1986) wzbudził zachwyt nawet tych recenzentów, którzy odważyli się krytycznie odnieść do gry Aleksandry Śląskiej i Jana Świderskiego.