Wchodząc do jego pokoju na ścianie ujrzymy obrazy, fotografie i instalację rzeźbiarską. Jak twierdzi kolekcjoner, jego pokój to zarówno przestrzeń prywatna, jak i publiczna, bo każdy może się umówić, przyjść i obejrzeć zgromadzone prace. Stoją oparte o ścianę, leżą pod łóżkiem i w szafie.

Znaczna część kolekcji znajduje się też w Zamościu - rodzinnym mieście Michała Borowika, reszta w magazynach galerii i domu aukcyjnego. Ilu artystów jest w jego kolekcji? Czterdziestu dwóch, a może więcej. Ile prac? Nie policzył, ale pewnie około dwustu.

Od galanterii do sztuki konceptualnej

- Zdawałem na grafikę na warszawską ASP, ale się nie dostałem. Zrezygnowałem z codziennego rysowania, a kolekcja stała się w pewnym momencie naturalnym przedłużeniem mojej potrzeby tworzenia - opowiada Michał o początkach swojej przygody ze sztuką.

- Gdy zastanawiałem się nad kierunkiem studiów, architektura wnętrz była na pierwszym miejscu, ale w końcu wybrałem grafikę. Chciałem doszlifować rysunek, aby potem przenieść się na wnętrzarstwo. Kiedy za pierwszym razem się nie dostałem, zrezygnowałem z kolejnych prób. Myślę, że to nie wola walki mnie wtedy zawiodła, a raczej brak wiary w siebie. Rzadko idę na kompromisy, w tym jednak przypadku pogodziłem się z porażką. W końcu trafiłem na marketing na UW, który ukończyłem w tym roku.

Fascynacji sztuką współczesną jednak nie porzucił. Podczas studiów zaczął współpracować z galeriami i artystami. - Przeszedłem przez całą siermiężną drogę od "galanterii", galerii wyglądających jak butiki z koronkową bielizną, poprzez świetne polskie galerie, po te światowe. Mam wewnętrzną potrzebę poznania rynku sztuki w wielu aspektach - tłumaczy.

W rozwoju jego świadomości ważnych było wiele osób oraz miejsc, m.in. galeria Program i jej dyrektor, Aneta Marcinkowska Muszyńska, która pokierowała jego sposobem myślenia o sztuce, daleko poza granice Polski. Impulsem do kolekcjonowania była praca Edwarda Dwurnika. Płótno stało się Michałowi szczególnie bliskie, bo przedstawiało starówkę jego rodzinnego Zamościa ("Ratusz w Zamościu", 1974, olej na płótnie, 89 × 130 cm). Zaczął od sztuki mainstreamowej, ale rozmowy z Michałem Lasotą z poznańskiej galerii Stereo oraz Dawidem Radziszewskim z galerii Pies pomogły mu dojrzeć do bardziej awangardowych zakupów. Utwierdziły go w przekonaniu, że chce być kolekcjonerem, nie handlarzem sztuką.

Michał Borowik na tle obrazów i grafik ze swojej kolekcji (fot. Marek Pietroń).
Michał Borowik na tle obrazów i grafik ze swojej kolekcji (fot. Marek Pietroń).

W lutym ubiegłego roku Michał Borowik uruchomił stronę internetową, na której można zobaczyć niektóre prace z jego kolekcji. W czerwcu jego zbiór znalazł się w rankingu pięćdziesięciu najważniejszych młodych kolekcji z całego świata, według magazynu Modern Painters i Artinfo.com. Niebawem kolekcja Michała zostanie zaprezentowana w BMW Art Guide, przewodniku po 150 najważniejszych publicznych kolekcjach na świecie. - Kolekcję sygnuję swoim imieniem i nazwiskiem. Czuję z nią nierozerwalną więź, utożsamiam się z artystami i z każdą pracą z osobna. Nie jest to abstrakcyjny twór, również nie jest to galeria o ograniczonym programie, składzie artystów i obszarze działania. To przede wszystkim złożony proces budowy i narracji pomiędzy poszczególnymi elementami układanki w odniesieniu do rzeczywistości - to mnie najbardziej interesuje - podkreśla młody kolekcjoner.

Mam, na przykład, prace młodego artysty z Katowic, Michała Gayera. Kupiłem od niego cały dyplom akademicki. Mam dużo prac Katarzyny Szeszyckiej, kilka prac Michała Smandka, bo zacząłem się ostatnio interesować twórcami ze Śląska. Jest i Zajączkowska, która prezentowana była kiedyś w Zachęcie. Mam też Jakuba Czyszczonia - wskazuje monotypie nad łóżkiem. - Bardzo je lubię, bo są hymnem mojego pokolenia, Generacji Y. Jesteśmy dziećmi okresu przejściowego, transformacji polityczno-społecznej, "jesteśmy bardzo szczęśliwi, ale trochę zmęczeni...", jak możemy przeczytać na jednej z jego prac. Interesuje mnie w tych artystach między innymi to, że są w moim wieku i mogę ich sztukę interpretować poprzez własne refleksje i spostrzeżenia na temat dzisiejszego świata.

Michał ma w swojej kolekcji obrazy olejne, akryle, instalacje, rzeźby, fotografie oraz wideo. Jest też trochę designu. Obok łóżka stoi krzesło Dr Glob autorstwa Philippe’a Starcka z 1988 roku. Na komodzie zaś, obok albumów o sztuce, stoi streetartowa lampa autorstwa kolektywu Typoets.

- Mam też kilka nietrafionych zakupów - przyznaje Michał, przeglądając stos obrazów i grafik umieszczonych pod ścianą. - Niektórych prac nie wliczam nawet do kolekcji, za jakiś czas zamierzam się ich pozbyć. Mam też sporo prezentów od artystów. To bardzo miłe z ich strony.

Sztukę współczesną można nabyć tanio, ale...

- Obecnie jest wiele możliwości nabycia "fajnej" sztuki w przystępnej cenie, oczywiście mam na myśli najmłodszych twórców - kontynuuje Michał - ale trudno wybrać coś wartościowego z całej masy prac produkowanych przez tysiące absolwentów, którzy co roku kończą szkoły artystyczne. Mamy wręcz do czynienia z nadprodukcją złej sztuki, która zdecydowanie psuje dopiero rozwijający się w Polsce rynek.

Marcin Kowalik "Landscape elements" 2007.
Marcin Kowalik "Landscape elements" 2007.

Jest wiele sposobów, aby nabyć "młodą sztukę": w galerii, bezpośrednio od artysty, w Internecie, na aukcji, gdzie często cena wyjściowa to dwieście, pięćset złotych. - Ja pierwszą pracę kupiłem na Allegro za 80 zł, teraz jej wartość jest szacowana na ponad osiem tysięcy. To niezły zwrot inwestycji, ale nie nastawiam się w na sukces finansowy. Kupuję przede wszystkim młodych artystów, więc tak naprawdę trudno przewidzieć, którzy z nich zrobią prawdziwą karierę.

Jak wspomina Michał, jego pierwsze zakupy były bardzo przypadkowe. Zaczął od obrazu Katarzyny Szeszyckiej, artystki z Poznańskiej ASP. Trzy lata temu płótno otwierało wystawę młodych twórców w Desie Modern. Potem został menedżerem artystki, dziś reprezentuje ją jedna ze znanych polskich galerii w Berlinie, Collectiva. - Często kupuję na aukcjach "młodej sztuki", choć jest na nich bardzo dużo prac kiepskich, a w katalogu na sto obiektów zaledwie kilka jest do przyjęcia. Duża grupa osób interesuje się tymi aukcjami, więc jest ich coraz więcej. Galerie same je organizują, najwięcej ma miejsce w okresie świątecznym.

- W 2010 roku za 200 zł kupiłem na aukcji w Zachęcie świetną fotografię, która została doceniona na wielu konkursach - cieszy się Michał. Uważa, że kolekcjonować sztukę młodych twórców może każdy, bo ceny są przystępne. To jedynie kwestia wiedzy i wyczucia - smaku, a także potrzeba posiadania rzeczy wyjątkowych. Ale nie ze względu na ich wartość rynkową, a jakość przekazu. Nawet nie chodzi o estetykę, bo jest wiele prac pięknych wizualnie, niezwykle designerskich, które znakomicie pasują do nowoczesnych eleganckich wnętrz, ale o niczym nie mówią, niczego nie wnoszą. Mnie takie nie interesują!

Michał Borowik przygotowuje obecnie wystawę swojej kolekcji w Zamościu. Jej otwarcie przewiduje w połowie 2012 roku. Kuratorką będzie Anna Czaban.
Kolekcję można obejrzeć również na stronie: www.michalborowikcollection.com.