Krzysztof Madelski - Prezes Zarządu firmy YES, kolekcjoner. W ramach 11. Międzynarodowego Festiwalu Fotografii w Łodzi, po raz pierwszy została zaprezentowana tematyczna kolekcja fotografii, którą wraz z żoną Joanną tworzy od czterech lat, jedna z największych tego rodzaju w Polsce.

Na wystawie w Muzeum Miasta Łodzi w Pałacu Poznańskich, zatytułowanej "Uwikłane w płeć" (11.05.-28.06.2012) pokazano około 160 prac dotykających szeroko pojętej tożsamości kulturowo-społecznej współczesnej kobiety.

Od dwudziestu lat kolekcjonują Państwo dzieła polskiej sztuki współczesnej, jednak dopiero niedawno zbiór wzbogacił się o prace z dziedziny fotografii. Obecnie ta część kolekcji liczy około 250 eksponatów. Co wpłynęło na takie właśnie ukierunkowanie zainteresowań?

Krzysztof Madelski: Fotografie zaczęliśmy kolekcjonować cztery lata temu, wcześniej centrum naszych zainteresowań stanowiło polskie malarstwo abstrakcyjne. Owocem naszych fascynacji jest wciąż trwająca przyjaźń ze Stanisławem Fijałkowskim. Jednak w każdej pasji są momenty, kiedy następuje pewne przewartościowanie. Impulsem była dla nas wystawa francuskiej artystki Claude Cahun (1894-1954) w londyńskiej Tate Modern w 2008 roku. Niepozorne zdjęcia z lat 30. XX w., w głównej mierze autoportrety w maskach i kostiumach, tak wiele dały nam do myślenia, że stały się bodźcem do rozpoczęcia kolekcji fotografii poświęconej konkretnemu tematowi. Zainteresowała nas problematyka płci w kontekście społeczno-kulturowym, w języku angielskim zawarta w słowie gender.

Nie jesteśmy historykami sztuki, nie analizujemy, czy dana fotografia należy do nurtu sztuki krytycznej, subiektywnej czy poszukującej. Nasza uwaga skupia się na temacie i sposobie przedstawiania pewnych problemów. Obranie właśnie takiego klucza zawęziło poszukiwania.

Mateusz Gomulicki - Sierotka Marysia 1997   Anatol Węcławski - Akt, lata 30. XX w.   Mariusz Osika, z wystawy - Przypomniane, zmienne, zbuntowane, 2007
Mateusz Gomulicki, "Sierotka Marysia", 1997.   Anatol Węcławski, "Akt", lata 30. XX w.   Mariusz Osika, z wystawy "Przypomniane, zmienne, zbuntowane", 2007.

- Odkąd skupili Państwo swoją uwagę na fotografii, przestali rozbudowywać kolekcję malarstwa i grafiki?

K. M.: Kolekcja malarstwa jest już dość duża, zabrakło miejsc na ścianach. Głównym jednak powodem zamknięcia zbioru malarstwa czy grafiki było zdanie sobie sprawy, jak niewielkie grono ludzi jest nimi zainteresowane. Wystawy sztuki współczesnej, które organizuje moja żona, trafiają do coraz węższego kręgu odbiorców. W czasach studenckich wojaży miałem okazję obserwować kulturę i rynek w Anglii, Niemczech czy Szwecji. Sądziłem, że po zmianach ustrojowych w naszym kraju ulegnie zmianie również świadomość dotycząca kultury i sztuki. Zmiany oczywiście nastąpiły, niestety na polu zainteresowania sztuką dużo wolniej, niż myślałem. Przyszła refleksja, że może czas zająć się tematem, który jest bardziej aktualny. Nie oznacza to, że czegokolwiek żałuję albo neguję wcześniejsze zainteresowania. Nadal uważam dokonania polskich artystów po II wojnie światowej za szalenie interesujące, należy ubolewać, że tak mało osób je docenia.

Zorka Projekt, z serii Mocarze, 2004   Wacław Nowak, Anty-war, plakat 1970   Zofia Kulik, Autoportret z pałacem, 1990
Zorka Projekt, z serii "Mocarze", 2004.   Wacław Nowak, "Anty-war", plakat, 1970.   Zofia Kulik, "Autoportret z pałacem", 1990.

- Chodziło o podjęcie problemów bardziej współczesnych, palących, o których się rozmawia?

Chodziło bardziej o temat ważny dla ludzi, ale niekoniecznie obecny w mediach, które są zmęczone tematyką feminizmu, boją się wątków antyreligijnych w sztuce. Nasza kolekcja trochę tych drażliwych tematów dotyka. Prezentujemy na wystawie prace Doroty Nieznalskiej, która jak wiadomo, spotkała się z ostrymi szykanami, stawała przed sądem. Tym niemniej był to bodziec, żeby zwrócić uwagę na ten temat ze względu na zainteresowanie szerszych kręgów społecznych. Dla kolekcjonera jest to nadzieja, że nie będzie zbierał tylko do szuflady.

- Buduje Pan kolekcje po to, by się nią dzielić, pokazywać...

Często sobie zadaję pytanie, po co to robię. Pasja jest pewnego rodzaju uzależnieniem. To zapewne najprostsze wytłumaczenie. Gdzieś jest jednak przekonanie, że nie są to fotografie dekoracyjne, ale poruszające problemy ważne dla pewnych grup społecznych. Nie jestem zaangażowany w ruch feministyczny czy walkę o równouprawnienie, chciałbym jednak, aby te prace pobudzały do dyskusji. Nie będę robił akcji promocyjnych, nie zamierzam szukać wyznawców moich poglądów, marzę, aby wystawa była znaczącym głosem ukazującym płeć na polu różnorodnych norm i zjawisk kulturowych.

Z drugiej strony celem ekspozycji nie jest sygnalizowanie, że ten świat jest cholernie smutny, zawiły i beznadziejny. Chciałbym spojrzeć na tę tematykę również trochę ironicznie, w krzywym zwierciadle. Nie na wesoło, ale bez śmiertelnej powagi. Stąd wybór zdjęcia promującego wystawę autorstwa Katarzyny Górnej "Marylin".

Ewa Partum, ""Samoidentyfikacja", 1980-2010   Katarzyna Górna, Marylin, 2004
Ewa Partum, ""Samoidentyfikacja", 1980-2010.   Katarzyna Górna, "Marylin", 2004.

- Katarzyna Górna należy do grona artystów młodego pokolenia, mają Państwo również w zbiorach prace nestorów historii polskiej fotografii Tadeusza Rolkego, Edwarda Hartwiga, Wojciecha Plewińskiego. Dzięki tak szerokiemu spektrum można dostrzec, jak ewoluował sposób postrzegania kobiecości w polskiej sztuce.

Patrząc na kolekcję, możemy rozpatrywać ją w różnych kontekstach. Narzucającym się jest kryterium chronologii, wtedy jawi się nam obraz zmian w sposobach obrazowania kobiety przez ostatnie 100 lat. Począwszy od przykładów fotografii przedwojennych, frywolnych aktów, rozumianych jednak w dość tradycyjny sposób, autorstwa Anatola Węcławskiego czy Jana Benedykta Dorysa, poprzez powojenne wizerunki kobiet w stylistyce socrealizmu, jak "Tynkarka Nowohucka" Wiktora Pentala.

W późniejszych latach jako bunt przeciwko narzuconej doktrynie powstały realizacje fotografii subiektywnej. W kolekcji znajdują się również abstrakcyjne kompozycje kobiecego ciała autorstwa Zbigniewa Dłubaka. Nurt sztuki krytycznej lat 70. reprezentują realizacje Natalii LL i Ewy Partum, których współczesną kontynuacją stały się fotografie Doroty Nieznalskiej.

W skład kolekcji weszły również ciekawe realizacje twórców młodego pokolenia, studentów Grzegorza Kowalskiego, jak również autorskie prace samego mistrza. Zachęcam do spojrzenia na kolekcję bardziej problemowo. Swoistego rodzaju manifestem dotykającym spraw aborcji są prace Alicji Żebrowskiej. Natomiast Zbigniew Libera i Maciej Osika poruszają aspekt transseksualizmu.

Warto również zwrócić uwagę na przykłady ukazujące, w jaki sposób używane było ciało kobiety w fotografii, niekiedy ujmowane w bardzo wysublimowany sposób, bądź traktowane instrumentalnie. Takie spojrzenie pobudza do refleksji nad tym, co widzimy na co dzień na reklamach, na sposób portretowania w nich kobiet. Poprzez powszechność tych zjawisk jesteśmy wręcz na nie znieczuleni. A przecież jeszcze pół wieku temu cykliczne wystawy aktu kobiecego "Wenus" wzbudzały powszechne zainteresowanie i były wydarzeniami szeroko komentowanymi. Zwalniani na przepustki żołnierze dojeżdżali na wystawy specjalnie doczepianymi składami pociągów. Jak odbieramy nagość dzisiaj? Aspektów związanych z postrzeganiem ciała jest całe mnóstwo.

Wojciech Plewiński, bez tytułu, 1957   Natalia LL, "Sztuka postkonsumpcyjna", 1975   Zbigniew Dłubak, "Asymetria 321c", 1988
Wojciech Plewiński, bez tytułu, 1957.   Natalia LL, "Sztuka postkonsumpcyjna", 1975.   Zbigniew Dłubak, "Asymetria 321c", 1988.


- Jaki w takim razie był klucz doboru prac, autorów?

Nie było moją ambicją przeprowadzanie studiów w zakresie gender, ani stworzenie kolekcji o silnej podstawie naukowych analiz tematu. Z góry mówię, że mam komfort laika. Źródłem było zainteresowanie życiem, tym co aktualne, co budzi kontrowersje. Stworzenie po prostu rodzinnej kolekcji, wspólne wybory z żoną i dziećmi. Początkowo były to działania dość chaotyczne.

Ważnym momentem było poznanie historyka sztuki, Adama Mazura. Długie, interesujące rozmowy ukierunkowały poszukiwania. Wspólnie stworzyliśmy plan, wyszczególniliśmy tematy, określiliśmy charakter kolekcji jako impresyjny, bardziej na zasadzie realizowania entuzjazmu i pasji niż wypełniania jakiegoś zadania i uzupełniania brakujących elementów. Nie starczyłoby nam czasu, by zgłębić wszystkie zagadnienia. Dzięki Adamowi Mazurowi zbiór jest bogatszy merytorycznie. W pewnym momencie powiedział jednak, "wiesz już dostatecznie dużo, teraz podążasz już sam". Pozostał jedynie konsultantem, dając nam wolną rękę. To też miało swój urok, dzięki temu nie jest to kolekcja pod dyktando, lecz po części nasza autorska.

- Kolekcja jest imponująca, jedna z największych w Polsce. Jak udało się Państwu stworzyć ją w tak krótkim czasie?

Zabraliśmy się do jej tworzenia z wielkim entuzjazmem. Prawie co drugi weekend spędzałem w trasie, odwiedzając

Tadeusz Rolke, Noworolski Kraków, 1963
Tadeusz Rolke, "Noworolski Kraków", 1963.

artystów w pracowniach, mieszkaniach. Początkowo myślałem, że uda nam się stworzyć pełny zbiór w ciągu dwóch lat. Kiedy mówiłem o tym, słyszałem: niemożliwe. Doszedłem wtedy do wniosku, że w istocie nie chodzi o tempo, ale jakość. Potem dynamika z wielu względów trochę wyhamowała. Teraz już bez pośpiechu rozbudowujemy kolekcję zwracając szczególną uwagę na sztukę młodego pokolenia.

Nie chodzi o kwalifikację wiekową, ale o sposób myślenia i obrazowania współczesnych problemów. Przy tworzeniu kolekcji najciekawsze były rozmowy z artystami. Może zabrzmi to banalnie, ale fascynowała mnie próba zrozumienia, co czuł twórca, co przeżywał, tworząc daną pracę. Artyści to ludzie często o silnych charakterach, spotkania wymagały wielkiej koncentracji i zaangażowania.

- Wiele z prezentowanych prac to zdjęcia archiwalne. Czy do tych z lat 70. trudno było dotrzeć? Czy są to odbitki wykonane współcześnie?

Jeżeli chodzi o prace stare, nie dokonywałem jakiegoś specjalnego wysiłku, żeby do nich dotrzeć. Zdarzało się, że można było kupić je na aukcjach. Prace Jerzego Lewczyńskiego czy Michała Sowińskiego pochodzą z pracowni artystów. Natomiast bardzo trudno było nabyć prace, które zdobyły uznanie za granicą np. "Supermatka" Elżbiety Jabłońskiej czy "Madonny" Katarzyny Górnej. Na te prace czekaliśmy nawet trzy lata. Fotografie Górnej, na których nam bardzo zależało, trafiły do nas przez szczęśliwy przypadek.

- Czy chciałby Pan, żeby kolekcja była stale eksponowana w muzeum?

Myślę, że jest to ciche marzenie każdego kolekcjonera, który nie traktuje swej pasji także jako inwestycji. Naszym celem nigdy nie była lokata kapitału, bądź jego pomnożenie poprzez kupno dzieł sztuki. Nie ma to dla nas żadnego znaczenia. Chcielibyśmy, aby była oglądana, wyzwalała w ludziach emocje, pobudzała do refleksji, dyskusji.