Kolekcja może mieć wielką wartość dekoracyjną, nadaje wnętrzu klimat - mówi warszawski adwokat Paweł Wasylkowski. Stworzył muzealny zbiór międzywojennej grafiki artystycznej, lwowskich pamiątek oraz dzieł sztuki i rzemiosła artystycznego z Pokucia.

- Przez lata poszukiwał Pan kresowych pamiątek. W ostatnich latach zbiera Pan przede wszystkim grafikę artystyczną...

Najciekawsze polskie grafiki powstały w latach 1918-1939. Mniej więcej dziesięć lat temu intensywniej zacząłem zbierać okazy tego rodzaju. Chciałem posiadać ważne dzieła najlepszych artystów tamtego okresu. Zgromadziłem prace 87 autorów. Najliczniej reprezentowani są Leon Wyczółkowski, Józef Pankiewicz, Wacław Wąsowicz, Jan Rubczak i Władysław Skoczylas. Arcydzieła malarstwa są w muzeach. Wolę mieć dobrą grafikę niż średni obraz!

Osobny rozdział to genialny dorobek ekspresjonistów polskich. Udało mi się zdobyć grafiki m.in. Jerzego Hulewicza, Jana Panieńskiego, Stefana Szmaja, Stanisława Kubickiego.

Misa pokucka (huculska) z XIX wieku, średnica 48 cm.

Grafika artystyczna idealnie nadaje się do dekoracji mieszkania lub biura. Warto pamiętać, że nie powinna być eksponowana w świetle słonecznym, ponieważ z czasem blaknie. Nadal tanio kupić można np. muzealnej wartości efektowne drzeworyty Władysława Lama (ceny ok. 600 zł), ilustrujące "Przygody don Kichota" - nie tylko do zbiorów - moim zdaniem nadają się również na eleganckie prezenty. Niektóre wielkie kolekcje zaczęły się właśnie od prezentów. Obdarowany dostał z jakiejś okazji grafikę lub mapę i o obudziło w nim pasję zbierania. Ostatnio za 840 zł zdobyłem wyjątkowo rzadki linoryt Wincenta Braunera z Grupy "Jung Idysz".

- Co Pan czuje, kiedy po raz milionowy wchodzi do swojego gabinetu i widzi te same grafiki?

Zawsze widzę co innego. Spontanicznie, irracjonalnie zatrzymuję się przed różnymi pozycjami. Dzięki nim żyję w innym klimacie. Klimat wnętrza to wartość dodana kolekcjonerstwa. Kiedy patrzę na ekspresjonistyczne grafiki, to tam nic nie jest powiedziane wprost. One natychmiast otwierają moją wyobraźnię.

- Dlaczego zbiera Pan kresowe pamiątki?

Moja rodzina pochodzi z Kresów. Beskid Huculski i Karpaty Wschodnie były dla Lwowa tym, czym Zakopane dla Krakowa i Małopolski. Postanowiłem ocalić te wciąż niedoceniane pamiątki. Sztukę Pokucia, potocznie nazywaną huculską, dowartościowała wystawa monograficzna, jaka odbyła się w 2010 roku w Muzeum Narodowym w Krakowie.

Udało mi się zdobyć rzadkie lwowskie plakaty, np. z mistrzostw świata w łucznictwie, jakie odbyły się w tym mieście, o czym mało kto wie. Drugi dotyczy wystawy sztuki, zaprojektowany został przez Józefa Mehoffera. Mam serwetki z lwowskich cukierni, z browaru lwowskiego. Mam filiżanki i mleczniki z Hotelu "George". Zebrałem ponad 60 różnych butelek po alkoholach z wytwórni Baczewskiego. Ostatnio za 250 zł nabyłem platerowane naczynie z wytwórni Frageta ze znakami przedwojennego hotelu "George". Po wojnie wyryto obok nazwę radzieckiej firmy "Inturist". I tak widać historię miasta na jednej filiżance.

Pokucka majolika ludowa.

- Ozdobą pańskiej kolekcji jest piec huculski z 1859 roku Aleksandra Bachmińskiego. Jego piece znajdują się tylko na Wawelu, w Muzeum w Sanoku i w Muzeum Kuncewiczów w Kazimierzu Dolnym. Jak Pan wyszukał ten unikatowy zabytek?

Muzealnej wartości piec Aleksandra Bachmińskiego (1820-1882), okazyjnie kupiony w Desie.

Aleksander Bachmiński (1820-1882) uznawany jest przez historyków sztuki za najważniejszego twórcę majoliki pokuckiej. Sławę zdobył w 1880 roku, kiedy to na wystawie w Kołomyi jego piec kupił cesarz Franciszek Józef. Artysta ten stworzył ok. 100 pieców. W Polsce może są jakieś w prywatnych zbiorach? Mój kupiłem w 1999 roku w Desie na pl. Konstytucji w Warszawie. Stał tam zadziwiająco długo, nie budził zainteresowania, dlatego sporo utargowałem. W Toruniu znalazłem konserwatorów, którzy dorobili kilka brakujących kafli. Trudno poznać, które są nowe.

Na jarmarku staroci na Kole, który odwiedzam od zawsze, udało mi się zdobyć kilkanaście wyrobów Bachmińskiego i Broszkiewicza o wzorach nigdzie nie spotykanych, nawet w muzeum w Kołomyi.

- Gdyby dziś miał Pan milion dolarów do wydania, co by Pan kupił?

Z pewnością obrazy Stanisława Wyspiańskiego oraz dzieła grupy "Rytm". Oferowałbym dobre ceny, wtedy być może najlepsze rzeczy wypłynęłyby na rynek. Dałbym płatne ogłoszenie, że nabędę rzeźby Henryka Kuny, Stanisława Rzeckiego, Jana Szczepkowskiego oraz obrazy Felicjana Kowarskiego, Zofii Stryjeńskiej, Tadeusza Pruszkowskiego i Bolesława Cybisa. Nie widzę tam epigonów! Kiedy patrzę na Pankiewicza lub Haydena, nawet Wojciecha Weissa, to widzę Francuzów.

Rzeźby artystów ze Szkoły Zakopiańskiej, okres międzywojenny.

Kiedy patrzę na Stryjeńską, to nigdy nie pomylę jej obrazu z żadnym innym artystą. Zachęcam do lektury dwóch katalogów: "Wyprawa w dwudziestolecie" oraz "Rytm", obydwie wystawy zorganizowało Muzeum Narodowe w Warszawie. Polskim fenomenem była tzw. szkoła zakopiańska w rzeźbie. Reprezentująca ją figura będzie znakomitym kontrapunktem bez względu na to, w jakim stylu jest umeblowane mieszkanie, zawsze dobrze się komponuje, przyciągając wzrok.

- Ma Pan gigantyczny księgozbiór podręczny kolekcjonera, w tym komplet katalogów aukcyjnych wydanych po 1989 roku, co jest absolutną rzadkością.

Mam ok. tysiąc katalogów i ok. 1,5 tys. książek o sztuce. Każda złotówka włożona w literaturę tematu wraca, nierzadko pomnożona przez 100. Dzięki możliwości natychmiastowej weryfikacji informacji, mogę podjąć szybką decyzję. Uniknąłem wielu wpadek, zaoszczędziłem sporo pieniędzy i trochę zyskałem. Z systematycznej lektury katalogów wiem, jak mało było w handlu dzieł np. formistów czy z kręgu poznańskiej grupy "Bunt". Rzadkość wpływa na cenę.

- Czym jest kolekcjonerstwo?

Naczynia pokuckie (huculskie) na wódkę, tzw. kołacze.

Mieszkanie zbieracza jest zawsze ciekawsze od typowego lokum. Na przykład zabytkowy księgozbiór dodatkowo ma wielką wartość dekoracyjną.

Ale odpowiadając na pytanie, to może być skuteczny wentyl bezpieczeństwa dla ludzi, którzy mają dużo stresu zawodowego, odciąga uwagę od bieżących problemów.

Kolekcjonerstwo to nałóg, forma uzależnienia. Myśliwy tropi, kolekcjoner szuka. Ja codziennie siedzę w Internecie i wyszukuję!

Jest to wreszcie nieustające cierpienie, że czegoś się nie zrobiło w porę. Mogłem nabyć "Olszynkę Grochowską" Wojciecha Kossaka. Wiedziałem, że namalował kilka replik "Olszynki". Prezentowany obraz wydał mi się niepewny. Po jakimś czasie ten sam obraz drogo sprzedano w wielkim domu aukcyjnym. Nie miałem już wątpliwości, że to autentyk.

Trzydzieści lat temu nie kupiłem plakiety z herbem Lwowa, bo cena wydawała mi się astronomiczna. Dziś widzę, że była śmiesznie niska, bo takiego przedmiotu nigdy już nie spotkałem. Stawki za część dzieł sztuki lub antyków można zobiektywizować, ale na unikaty nakładana jest tzw. cena amatorska.