O tym, że kiedyś zamieszka na warszawskim Żoliborzu, Katja zamarzyła już dawno, kilkanaście lat temu, kiedy po raz pierwszy przyjechała do Polski. Urodzona w Szwecji, studiowała wówczas architekturę wnętrz na Kingston University w Londynie. - Tam poznałam Adama, swego przyszłego męża. I na wakacje wybrałam się z nim do jego rodzinnej Warszawy. Pamiętam, jak jeżdżąc rowerem po mieście, dotarliśmy na Stary Żoliborz. Pomyślałam wtedy: to jest to! Właśnie w tej dzielnicy powinniśmy w przyszłości zamieszkać - wspomina z uśmiechem.
Minęło kilka lat i marzenie się spełniło. Katja i Adam, już jako małżeństwo z dwójką dzieci, kupili swoje pierwsze żoliborskie mieszkanie. Na parterze, w dwupiętrowej kamienicy z 1939 roku. - Uwielbiam stare domy i tym byłam zachwycona, choć jego stan już na pierwszy rzut oka pozostawiał wiele do życzenia. Wkrótce się okazało, że dach jest w stanie opłakanym i wymaga nie tyle remontu, co po prostu wymiany - opowiada Katja. - I wtedy padło pytanie: a może to my wymienimy ten dach, a przy okazji zaadaptujemy strych na mieszkalne poddasze?
Pomysł chwycił, ale droga do jego realizacji okazała się wyboista. Same formalności trwały niemal dwa lata! Dom, choć nie wpisany do rejestru zabytków, stoi w rejonie objętym ochroną konserwatora. Bez jego zgody nie było mowy o najmniejszych nawet zmianach widocznych z zewnątrz. Tymczasem dodatkowe okna, podciągnięte wyżej ściany i dach znacznie mniej skośny - to były podstawowe warunki wygodnego poddasza!
- Konserwator nie ze wszystkim się zgodził, na niektóre szczegóły powiedział: nie. Trochę to potrwało, nim osiągnęliśmy kompromis, zresztą ostatecznie bardzo udany. A potem już tylko półtora roku prac i gotowe. Przez ten czas na świecie zdążył się pojawić nasz trzeci synek, tak więc w nowym, słonecznym mieszkaniu na poddaszu zamieszkaliśmy już w piątkę. I wtedy się okazało, że miejsca wcale nie ma za wiele - śmieje się Katja. - Salon z aneksem kuchennym, łazienka, sypialnia i dwa pokoje dziecinne. W sumie osiemdziesiąt cztery metry kwadratowe.
Projekt wnętrz Katja, prowadząca dziś własne studio projektowe id studio, wykonała sama. I na pierwszy rzut oka widać, że poszła za głosem serca, któremu bliskie jest skandynawskie wzornictwo. Większość sprzętów to ikony designu szwedzkiego, duńskiego, fińskiego... Lata 40., 50., 60. - Na poddaszu stanęła część tego, co kiedyś zabrałam ze Szwecji - wyjaśnia Katja. - Zresztą wciąż coś stamtąd przywożę. Kilka razy w roku jeździmy w moje rodzinne strony i za każdym razem, gdy wracamy, zabieram ze sobą bliski sercu "kawałek Szwecji". Samochód jest zapakowany po dach, a ja wciąż usiłuję jeszcze coś w nim utknąć, a to wytropione gdzieś krzesło, a to szafeczkę, a to lampę wyszperaną na jakimś pchlim targu... Uwielbiam polować na takie skarby, przywracać je do życia, a potem zgrabnie ze sobą łączyć - wyznaje.
Upodobanie gospodyni do rzeczy z duszą widać na każdym kroku. W kuchni na przykład obok duńskich krzeseł i szwedzkiego stołu stanął polski fotel, wzór popularny w latach 60. Stary mebel w nowym obiciu idealnie pasuje do sprzętów z Północy. Podobnie na miejscu jest przedwojenny kredens, który Katja i Adam znaleźli w piwnicznych zakamarkach żoliborskiej kamienicy. - To był właściwie wrak, zaledwie strzęp mebla, a dziś, po gruntownym liftingu wygląda super - cieszy się Katja. Równie dobrze się prezentuje stare biureczko, które przycupnęło w sypialni. - Kiedyś stało w szkole, do której chodzą nasi synowie, ale miało trafić na śmietnik. Teraz stoi przy nim holenderskie krzesło - nowe, ale jak od kompletu - i mamy wygodny i niepowtarzalny kącik do pracy. Kolejny przykład, że to, co stare, często oznacza wyjątkowe.
Żoliborska kamienica zawdzięcza Katji i Adamowi nie tylko nowy dach, ale również odnowione schody. Te, które wiodły na dawny strych, były bardzo strome i wąskie. Trzeba je było zburzyć, a nowe, wygodniejsze, wpasować w istniejącą klatkę schodową, tak by stanowiły z nią całość. Wiekowe lastryko, bardzo już wyślizgane, właściciele nowego poddasza od samego parteru zastąpili bezpieczniejszym granitem. Dziś nie sposób odkryć, gdzie kończy się stara, a zaczyna nowa część ozdobnej, kutej balustrady i pięknej dębowej poręczy. Podobnie jak patrząc z ulicy, nie sposób zgadnąć, że tych najwyższych okien, tuż pod dachem, nigdy wcześniej tutaj nie było...