Mazowiecka wieś - dokoła lasy, sady, domy luźno rozrzucone wśród pól uprawnych. Małgorzata Mizielińska - architekt, projektant wnętrz i scenograf - od lat marzyła, by zamieszkać właśnie w takim miejscu. - Marzenia się spełniają - mówi - choć czasem na ich realizację trzeba trochę poczekać. W moim przypadku trwało to kilka lat.
Zależało jej na dużej działce, bo chciała mieć dom otoczony przyrodą, z którego okien nie widać sąsiadów. Kiedy wreszcie kupiła kawałek pola (10 tys. m²) długo myślała, gdzie ten dom postawić. - Najpierw przyjeżdżałam, chodziłam, oswajałam się z tym miejscem - opowiada. - Tu nigdy nic nie stało, nikt tu nie mieszkał, miałam wolne pole manewru.
Wreszcie, w wyobraźni, ustawiłam stół. Będzie stał dokładnie tutaj, uznałam, bo siedząc w jadalni, chcę przez okno widzieć tamte drzewa. A jeśli tak, rysowałam w głowie plan domu, to tu obok musi być kuchnia, a zaraz przy niej spiżarnia, żeby było wygodnie. No i tam, koniecznie widoczny z tego miejsca, kominek... W ten sposób stworzyłam podstawę projektu. Punktem wyjścia był jadalniany stół - podkreśla Małgorzata.
Dom, który zaprojektowała, ma formę klasyczną, ale jest to klasyka w zdecydowanie współczesnym wydaniu. - Chciałam, żeby harmonijnie się wpisywał w zastane otoczenie, więc z góry zrezygnowałam z ultranowoczesnej przeszklonej bryły, która, ustawiona w środku pól i łąk, wprowadziłaby dysonans. Z drugiej strony starałam się uniknąć budynku przypominającego tak modne dzisiaj "dworki" - opowiada. - Swoją drogą jednak zależało mi na jak największym przeszkleniu, bo chciałam, żeby przyroda "wchodziła" do domu.
Ostatecznie udało się wszystko pogodzić. Biały dom o prostej bryle, z klasycznymi dwuspadowymi dachami i dużymi taflami nowoczesnych jednoskrzydłowych okien idealnie wpisuje się w krajobraz. Pomaga w tym jego naturalne wykończenie - białe ściany, jasne drewno podbitki i ciemnoszary dach pokryty gontem papowym, całkiem nieźle imitującym łupek.
A w środku? Zaskoczenie - po pierwsze z powodu rozmiarów wnętrza. Duże okna sprawiają, że połączony z kuchnią salon jest nie tylko zalany światłem, ale wydaje się większy niż w rzeczywistości, bo otwarty na ogród. W dodatku pomieszczenie ma w najwyższym punkcie wysokość 6,5 metra!
- Bardzo mi zależało na otwartej przestrzeni, to dlatego nie zamknęłam jej stropem. A żeby światła było jeszcze więcej, postanowiłam pomalować całe podbicie dachu na biało - opowiada projektantka. - Tymczasem moi budowlańcy zignorowali przygotowane kubły z farbą i wyjechali. Musiałam ich ściągać z powrotem. W żaden sposób nie mogli uwierzyć, że takie piękne drewno muszą zwyczajnie zamalować.
Z kolei niektórzy moi goście sądzą, że podłoga jeszcze czeka na wykończenie, bo to przecież zwykły beton - śmieje się Małgorzata. - Z niedowierzaniem słuchają, że został pokryty lakierem z dodatkiem pigmentu i specjalnie przetarty, żeby przypadkiem nie był za gładki.
W tym domu zaskoczyć może niejedno. Elegancja miesza się tu z surowością a teraźniejszość z przeszłością. - Właśnie na klimatach z przeszłości zależało mi szczególnie, nie chciałam, żeby dom był za nowy - tłumaczy gospodyni.
- To dlatego cegłę na ścianę kupiłam rozbiórkową, wiekową, ze 150-letniego domu, a wszystkie moje drzwi, każde inne, skrzypiały kiedyś w przedwojennej warszawskiej kamienicy. I dlatego telewizor stanął na podstawie, którą zrobiłam z kawałka belki wchodzącej niegdyś w skład konstrukcji barokowego pałacu. Była tak zniszczona, że przy remoncie obiektu trzeba ją było wymienić, ale mały fragment udało się uratować. Teraz dostał nowe życie.
W części wypoczynkowej salonu, na betonowej podłodze, obok żeliwnego kominka stoi piękna oryginalna sofa art déco, i równie stary fotel projektu Jindřicha Halabali, wybitnego czeskiego twórcy epoki modernizmu. W jadalni stylowa serwantka, także art déco, stanowi kontrast z surowym masywnym stołem. A do tego wszechobecna stal.
- Ślusarz miał więcej roboty niż stolarz - mówi projektantka. - To on wykonał zaprojektowane przez mojego brata, również architekta, cięgna (są nietypową ozdobą, ale przede wszystkim elementem konstrukcyjnym dachu), jego dziełem są schody, blaty w kuchni i łazience, wszystkie parapety i elementy stołów...
Bo oryginalne, zaprojektowane przez Małgorzatę stoły są połączeniem drewna i stali. - Każdy z nich ma swoją historię. Ten ustawiony obok kuchni wykonał zaprzyjaźniony artysta rzeźbiarz z Kielc. I, w środku zimy, przywiózł mi go stamtąd koleją. Jako... bagaż podręczny.
Dodajmy, że zawinięty w papier "pakuneczek" miał szerokość sześćdziesięciu centymetrów, wysokość metra, a długość prawie dwóch! Natomiast drugi stół, jadalniany, jest zrobiony z solidnego kawałka drewna, który wieki temu oddałam na przechowanie do przyjaciół, po czym zupełnie o nim zapomniałam. Aż tu nagle się okazało, że muszę go szybko zabrać. W samą porę, bo akurat przydał się na blat.
Wprawdzie deska była trochę za wąska, ale dodałam stalową wstawkę. Wyszedł mebel tak ciężki, że nie sposób go przesunąć, musi tu stać do skończenia świata albo jeszcze dłużej...