Pod marką Witamina D kryją się dwie osoby: Małgorzata Knobloch (1981) i Igor Wiktorowicz (1982). Mieszkają i działają w Gdańsku, dla którego zaprojektowali m.in. meble miejskie. Oboje studiowali wzornictwo przemysłowe w Instytucie Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej. Jednak po odebraniu dyplomów ich drogi na chwilę się rozeszły: Gosia skierowała się ku projektowaniu odzieży, a Igor ku projektowaniu krajobrazu.
Jednak, jak sami przyznają, rozłąka im nie służyła. Razem, już jako Witamina D, zadebiutowali na targach About Design w Gdańsku. Ich celem jest tworzenie rzeczy trwałych, prostych i pięknych. Choć na razie projektują z myślą o terenach zewnętrznych, to proponowane przez nich formy mogą z powodzeniem zaistnieć również we wnętrzach.
Na swoim koncie mają już kilka nagród, w tym wyróżnienie w konkursie na projekt stojaka rowerowego "Rowerem Do Kultury" Gdańsk 2016 oraz pierwszą nagrodę w konkursie na zestaw mebli miejskich do stosowania w przestrzeniach publicznych Gdańska.
Kto wymyślił nazwę?
Igor: Gosia, ale w mojej obecności, więc czuję się współautorem. Oczywiście nazwa pierwszy raz została wypowiedziana w bezchmurny dzień.
Gosia: Ja rzuciłam taką propozycję, ale to Igor uwierzył w potencjał nazwy, zaprojektował logo i tak zostało.
Igor: Często ostatnia litera Witaminy D jest odczytywana jako skrót od słowa design, a my wolimy po polsku: projektowanie. A może to witamina dąb, albo dzień dobry.
Już nazwa sugeruje przywiązanie do natury. Projektujecie głównie z myślą o przestrzeniach zewnętrznych, ogrodach itp. To rzadkość wśród projektantów. Skąd ten wybór?
Gosia: Wolimy nie zamykać się w tej kategorii. To była pierwsza koncepcja, która wynikła jakoś naturalnie. Igor pracował w firmie projektującej ogrody i zauważyliśmy brak ciekawej oferty. Mieliśmy sporo pomysłów i postanowiliśmy je realizować.
Igor: Chcieliśmy tworzyć rzeczy, z którymi dobrze się czujemy. Uznaliśmy, że siedzenie na ogrzanej słońcem ławce nam odpowiada, i że znajdzie się kilka osób, które będą chciały się do nas dosiąść.
Gosia: Później okazało się, że część projektów doskonale sprawdzi się również we wnętrzach i z doświadczenia wiemy, że nasze meble częściej trafiają do domów niż do ogrodów. Niezależnie od tego, czy projektujemy formy zewnętrze, czy obiekty do wnętrz, staramy się odzwierciedlić w nich ten klimat "świeżego powietrza". Poza czterema ścianami lepiej się oddycha, lepiej się myśli, no i można czerpać maksymalne dawki witaminy D.
Igor: Coraz częściej współczesne wnętrza domów czy mieszkań przenikają się z ogrodem i tarasem, w co stylistycznie wpisują się nasze projekty. Jesteśmy zatem także przyswajalni we wnętrzach - taka witamina w pastylkach.
Siła dębu Oryginalny wygląd stołka został osiągnięty dzięki połączeniu naturalnego drewna z laserowo ciętą metalową podstawą. Kontrast między naturą a produktem przemysłowym działa intrygująco. |
Sfera wokół domu: działka, ogród są niejednokrotnie zaniedbywane. Przykładamy większą uwagę do tego, co w środku niż do tego, co na zewnątrz. Jak oceniacie przestrzenie przydomowe w Polsce?
Gosia: Przy budowie domu na ogród często nie zostaje wiele funduszy. Ale ja nie stawiałabym tej granicy, we wnętrzach też nie jest jeszcze najlepiej.
Igor: Ja również nie jestem pewien czy można stworzyć taki podział. Wydaje mi się, że nie zdajemy sobie jeszcze do końca sprawy, że wybór koloru elewacji czy wygląd naszego balkonu mają wpływ na jakość przestrzeni publicznej, w której wszyscy żyjemy. Nie potrafimy spojrzeć na swoją własność z drugiej strony - od strony ulicy. Wygląd naszych domów czy ogrodów jest najczęściej wykładnią naszych gustów. Jeśli mamy o nich mówić, powinniśmy najpierw ocenić to, co je kreuje.
Gusta kreują media, w Polsce przede wszystkim telewizja. Jakie wzorce upowszechniają?
Igor: Telewizja nie wierzy w widza, w jego wrażliwość. Myślę, że program o tak infantylnej i groteskowej estetyce jak na przykład "Jaka to melodia" nie powinien być sygnowany znaczkiem TVP, nawet za cenę obejrzenia późnym wieczorem "Kocham kino".
Gosia: Z jakiegoś powodu nie mamy telewizora i być może jest to odpowiedź na to pytanie.
Mieszkacie w domu jednorodzinnym, bloku?
Igor: Ostatnio w pracy. W pracowni, warsztacie, biurze, magazynie, w mieszkaniu.
Gosia: Generalnie w bloku, ale traktujemy to jako stan tymczasowy. Jeśli staniemy w odpowiednim miejscu salonu, to przez duże okno widać tylko drzewa i wtedy można udawać, że mieszkamy w domu na skraju lasu.
Jakie jest wasze idealne miejsce?
Gosia: Chyba właśnie las, zagajnik brzozowy, kawałek pola z dalekim horyzontem, taka wyidealizowana wiocha, gdzie można dobrze przewietrzyć myśli.
Igor: Moje idealne miejsce to takie, w którym ingerencja człowieka jest z korzyścią dla otaczającej przestrzeni. Gdzie buduje się z myślą o ludziach, w odpowiedniej dla nas skali. A z listy miejsc magicznych: las w rodzinnej miejscowości na Kaszubach oraz plaża na Wyspie Sobieszewskiej - koniecznie wejście nr 2.
Jaki design chcielibyście promować?
Igor: Ponadczasowy, dobrze starzejący się w swojej formie i materiale, surowy, trwały, posiadający tożsamość miejsca, w którym powstaje, dobrej jakości. Niewidzialny.
Gosia: Slow design, choć nie jestem fanką tego określenia, ale niestety nie mamy polskiego odpowiednika. Zależy mi na tym, żebyśmy się na chwilę zatrzymali i przemyśleli, czy to wszystko czasem nie dzieje się zbyt szybko i zbyt intensywnie. Czy nie konsumujemy za dużo, jakiej jakości są to produkty, jaki ma to wpływ na nas i na całą resztę. To jest trochę przerażające i projektant w tym świetle nie ma zbyt wesołej miny, bo przecież przyczynia się do powstawania kolejnych dóbr. Ale to jest właśnie zadanie dla nas: przeanalizować cały proces powstania, trwania i rozkładu produktu i spróbować na każdym etapie zminimalizować negatywne skutki. Spróbować stworzyć produkt funkcjonalny, piękny, ponadczasowy - taki, z którym użytkownik nie będzie chciał się szybko rozstać, który będzie się szlachetnie starzał.
Kto jest waszym mistrzem?
Gosia: Nie wiem, czy jest ktoś taki. Ulegam raczej krótkotrwałym fascynacjom, w zależności od tego, co akurat czytam, albo czym się zainteresuję. Teraz wciągnęłam się w historię wyjątkowej kobiety - Isadory Duncan i żałuję, że nie zostałam tancerką. A tak na serio, ze świata projektowego to podziwiam na przykład Issey'a Miyake. Podoba mi się jego radykalne podejście do projektowania ubioru i nie tylko. Niesamowite są np. strukturalne lampy dla Artemide. Wyczuwa się w tym Japonię, ten klimat, takie projektowe zen.
Igor: Jeśli mistrza pojmujemy jako nauczyciela, to pewnie jest to przyroda. Cenię Kaspara Hamachera. Podoba mi się jak traktuje materiał w swoich drewnianych obiektach. Lubię lekkość prac grupy Nendo, styl braci Bouroullec.
A czy macie wspólne wzorce, wspólnych mistrzów?
Gosia: Zwykle zachwycamy się tym samym, mamy podobną wrażliwość wizualną i to pomaga nam we wspólnym działaniu, bo dobrze się rozumiemy. Pewnie jest to w jakimś stopniu związane z naszymi wspólnymi wzorcami. Bardzo inspirująca jest dla nas na przykład idea tradycyjnego wnętrza japońskiego, jego minimalizm i prostota. To, że jest tam niewiele sprzętów, ale wszystkie są bardzo istotne i traktowane z dużym szacunkiem.
Jak wygląda wasz dzień?
Igor: Ostatnio zbyt dużo czasu spędzamy przed komputerem i to nie zawsze jest związane z projektowaniem. Skupiamy się teraz na promocji naszej marki, dotarciu do odbiorcy.
Aktualnie przygotowujemy się do konferencji dla architektów wnętrz "Design", która odbędzie się w Sopocie. Zaprezentujemy tam nasze produkty i opowiemy o naszej działalności. Mamy w głowach nowe rzeczy i zaczynamy się do nich przymierzać. Robimy też projekty obok Witaminy D.
Gosia: Witamina D to nasza główna działalność, ale nie jedyna, oprócz tego projektujemy jeszcze na innych polach.
Jakie to są pola?
Gosia: Teraz na przykład nasze życie zdominowane było przez projekt konkursowy na meble miejskie dla Gdańska. To zupełnie zdezorganizowało naszą pracę, trudno było odróżnić dzień od nocy. Ale warto było, bo zajęliśmy pierwsze miejsce. To dla nas duże wyróżnienie i wielka satysfakcja, że zostaliśmy docenieni.
Igor: Projekt znajdzie się w katalogu mebli miejskich Gdańska i prawdopodobnie będzie realizowany.
Który z dotychczasowych projektów jest dla was najważniejszy?
Igor: Wszystkie i żaden. Chyba zbyt wcześnie na odpowiedź na to pytanie. Nie mamy jeszcze odpowiedniego dystansu do naszych projektów. Na pewno najpraktyczniejsze dla nas są ocieplacze Iglo, dzięki którym nasze bliźniacze brzozy przesypiają w spokoju kolejna zimową noc, no i wizerunek tarasu przy tym nie ucierpiał.
Gosia: Wolę myśleć, że ten najważniejszy dopiero się pojawi, że kryje się za zakrętem - taka ambicja, motywacja. Podobno trzeba zaprojektować dobre krzesło, żeby nazwać się projektantem, a to dopiero przed nami.
Czyżby kryła się tu ukryta zapowiedź następnego projektu - krzesła?
Gosia: Nad krzesłem myślimy, ale to jest na razie faza szkicowa, koncepcyjna. Intensywniejsze prace trwają nad czymś innym, ale nie chcemy na razie zdradzać, co to będzie.
Najbliższe wyzwanie, przed którym stoicie?
Gosia: Przede wszystkim chcielibyśmy dotrzeć do większej grupy odbiorców.
Igor: A także rozwinąć dystrybucję za granicą, obecnie nasze produkty są już dostępne w Wielkiej Brytanii. Chcemy też powiększyć kolekcję Witaminy D.