Mówi o sobie, że jest zwykłą kobietą, mamą trójki dzieci i w ogóle nie ma wolnego czasu, dlatego jej kuchenna filozofia to: smacznie i ładnie, a zarazem prosto. Twierdzi, że jej przepisy nie są dla osób wybitnie uzdolnionych, lecz dla każdego.

- Od kilkunastu lat zajmuję się stylizacją jedzenia - to mój zawód i moja pasja. Bo mnóstwo czasu spędzam w kuchni - gotuję i przygotowuję potrawy do zdjęć. Z tego wynikła potrzeba posiadania odpowiedniego fartucha - najpierw praktyczna, żeby nie zabrudzić ubrania, a potem estetyczna - tłumaczy Beata.

Od książek kucharskich po bloga

Fascynacja kuchnią obudziła się w niej jeszcze kiedy była małą dziewczynką. To były siermiężne lata komunizmu, jak wspomina, nieciekawe. Niewiele rzeczy zwracało uwagę swą urodą, a książki kucharskie, które kolekcjonowali jej rodzice, drukowano bez fotografii i obrazków. - Mimo tego, namiętnie te książki czytałam. Może wydać się to śmieszne, ale traktowałam je jako lekturę do poduszki. Uwielbiałam studiować przepisy kulinarne. Nawet bardziej niż przygotowywać jedzenie. Ale gotowałam i to bardzo, jak na tamte czasy, awangardowe potrawy, na przykład mus czekoladowy albo pizzę – opowiada z dumą.

- Gotowanie zawsze było bardzo ważne w mojej rodzinie, szczególnie w domu babci. Nasza rodzina miała kiedyś restaurację w Wolborzu. Sztuka kulinarna była cały czas obecna w moim życiu. Naturalną konsekwencją, było to, że kiedy zakładaliśmy z mężem studio fotograficzne, to naszą specjalizacją stały się zdjęcia kulinarne. Wówczas niewiele osób robiło takie zdjęcia, a dla nas to był bardzo ciekawy temat - wspomina o początkach swoich zawodowych pasji Beata.

Zawód stylistki kulinarnej wiąże się z godzinami spędzanymi w kuchni, na gotowaniu i przygotowywaniu propozycji podania potraw, a także wymyślaniu zupełnie nowych. Tak powstała pierwsza książka kucharska autorstwa Beaty ze zdjęciami Studia Lipov. Dotychczas ukazało się ich już ponad dziesięć. Do tego seria poradników dla rodziców, którzy pragną w ciekawy sposób spędzać czas ze swoimi dziećmi. Aby na gorąco dzielić się swoimi pomysłami, Beata założyła bloga kulinarnego. Okazał się sukcesem, więc wymyśliła kwartalnik internetowy "Lawendowy Dom" – miejsce wymiany poglądów z osobami, które podziwia.

Ze względu na pracę Beata zaczęła kolekcjonować interesujące przedmioty kuchenne: naczynia szklane i ceramiczne, urządzenia, ściereczki, obrusy, fartuchy. - Często pojedyncze przedmioty stają się inspiracją do przygotowania dużej sesji fotograficznej. Pięć, dziesięć lat temu trzeba było je wszystkie kupować, dlatego mam ich całą piwnicę. Teraz coraz częściej wypożyczam je ze sklepów. Pomimo tego mam bardzo dużo sztućców, talerzy i innych kuchennych utensyliów. Gdziekolwiek pojadę, blisko czy daleko, zawsze wypatruję takich przedmiotów. Ostatnio przede wszystkim tkanin. Zawsze wracam z walizką pełną materiałów, w większości na fartuchy. Sklepy tekstylne są zawsze pierwsze na liście "do odwiedzenia”. Bardzo lubię tkaniny. Mam ogromną słabość do pościeli i patchworków. Drugą pozycją na liście moich zakupów są naczynia. Często już przed podróżą wiem, do jakich sklepów pójdę, gdzie znajdę przedmioty niedostępne w Polsce.

Fartuszki tylko bawełniane

Na pytanie, ile ma fartuszków w swojej kolekcji, odpowiada: - Przyznam szczerze, że ich nie liczyłam, ponieważ większości ciągle używam, część jest w bieliźniarce, a część w praniu. Zapewne jest ich około trzydziestu. Korzystają z nich również moje asystentki, które pomagają mi w kuchni, oraz oczywiście moje córki - aktywnie wspierające moje społeczne działania promujące ideę slow food.

Beata Lipov w fartuszki własnego projektu

Fartuchy są w ciągłym obrocie. Są nie tylko do oglądania i do dekoracji, choć część z nich również pełni takie funkcje, szczególnie podczas sesji zdjęciowych. Wówczas dobieram stylistycznie fartuch do mojego stroju oraz do przygotowywanych potraw.

- Zaczęło się od fartuszków użytkowych, które szyła mi teściowa, oraz dość przypadkowo kupowanych, ale z czasem przerodziło się to w pasję - poszukiwanie tkanin, które pozwoliłyby mi zaprojektować ładne kobiece fartuszki. Te mogłam już swobodnie dobierać do stroju i nastroju. Przypadkowe wzory i kolory zastąpiły fasony odpowiednie do określonych sytuacjii rodzaju kuchni - opowiada Beata, prezentując kolejne fartuszki.

W jej kolekcji są zarówno proste, nowoczesne fasony, jak i bardziej kobiece - jej ulubione - dopasowane w talii, ozdobione falbanami lub koronkami, koniecznie bawełniane. Większość z nich to projekty Beaty, szyte na zamówienie. Część to prezenty.

- Ten biały ozdobiony delikatną koronką dostałam na zjeździe dziennikarek kulinarnych, a tamten niebieski w groszki od blogowej czytelniczki, która kupuje moje książki i za moją namową założyła własny internetowy pamiętnik. Tutaj natomiast leży przesłodki fartuszek, który uszyła dla mnie moja asystentka - opowiada Beata. - To są "eko-fartuchy" zrobione ze starych spódnic. Piękne tkaniny dostały nowe życie. Mam też komplet fartuszków dla mnie i moich córek z zabawnymi czapkami kucharskimi.

W zbiorze Beaty nie mogło zabraknąć fartuszka z lawendowym motywem. - Lawenda jest moją wielką, nieukrywaną pasją - wyznaje. - Po kilku podróżach do francuskiej Prowansji zakochałam się w lawendowych polach. Taki styl pasuje do mojej osobowości i smaku. Gdy tylko zamieszkaliśmy w tym domu, zaczęliśmy sadzić lawendę. Mam jej całe zbocze. Zbieram i robię z niej różne drobiazgi: zapachowe poduszeczki do szaf, bukieciki czy wrzeciona (niezwykle popularne we Francji). Potem pokazuję na blogu, jak samemu je wykonać. Lawenda to moje hobby. Szczególnie lubię jej zapach, kiedy po letnim deszczyku wiatr przynosi go do domu.

Praca zawodowa Beaty to w dużej mierze promowanie kuchennej estetyki. - Bo kuchnia może i powinna wyglądać atrakcyjnie - podkreśla. - Dlatego wymyśliłam markę "cherry me" - kobiece fartuszki w retro stylu. W kolekcji są już dwa prototypy w kolorze czerwonym i niebieskim. Są to słodkie fartuszki w stylu lat 50. w których każda pani wygląda sexy i zarazem zabawnie. Można poczuć się w nich kobieco i trochę filuternie. Najważniejsze, że można pracować w kuchni, a przy tym ślicznie wyglądać.

Bloga i magazyn internetowy Beaty Lipov, a także fartuszki marki "cherry me" znajdziecie pod adresem www.lawendowydom.com.pl