Na pierwszy rzut oka - nic niezwykłego. Z zewnątrz prosty kontener, w środku - miejsce do pracy. Prawdziwe biuro-marzenie, z idealnym, wręcz luksusowym wyposażeniem. Na jego budowę nie potrzeba pozwolenia, nie wymaga fundamentów, można je postawić wszędzie, na przykład w ogrodzie, albo… na dachu innego budynku - wystarczy dostęp do mediów. No i łatwo też je spakować, przewieźć i w kilka godzin złożyć w innym miejscu… Po prostu - przenośne biuro ogrodowe.
- To był oryginalny pomysł inwestora, nieżyjącego już Jacka Michalskiego, prezesa Grupy Buma - opowiadają architekci, Beata i Rafał Kołątajowie, właściciele Firmy Idea 1990. - Propozycja głównie dla ludzi, którzy wykonują wolne zawody, pracują w domu, w pojedynkę, i marzy im się nie pokój-gabinet, ale własne wygodne biuro z prawdziwego zdarzenia.
Przede wszystkim trzeba było odpowiedzieć na pytania: co to właściwie znaczy "biuro ogrodowe"? Jakie warunki taki obiekt musi spełniać? - Wzoru żadnego nie było, bo nikt nigdy czegoś takiego nie robił - wspominają projektanci. Przyjęliśmy więc podstawowe założenia: lekka, prosta konstrukcja - Bumati, którą można przenosić dowolną liczbę razy, dopracowana tak precyzyjnie, żeby jej postawienie zabierało góra dwie godziny, a w środku biuro, które może zaspokoić wszystkie potrzeby, urządzone komfortowo, a przy tym estetycznie.
Wymóg mobilności niósł ze sobą pewne ograniczenia. Dotyczyły one nie tylko rozmiarów poszczególnych elementów (konieczne były na tyle nieduże, żeby można je było bez trudu zapakować na ciężarówkę), ale także doboru materiałów.
- Musiały być najwyższej jakości, przy czym nie mogliśmy zastosować wszystkiego, co akurat byśmy chcieli - mówią architekci. - Na przykład z góry było wiadomo, że trzeba zrezygnować ze sztywnych materiałów na podłogi, czyli kamień i płytki odpadały. Tu wszystko pracuje, w związku z tym na podłogach jest elastyczna żywica epoksydowa. Przy ścianach zewnętrznych również nie było wielkiego wyboru: są wypełniane płytami keramzytowymi - lekkimi, a jednocześnie zapewniającymi ciepło.
A wewnątrz? Jest wszystko, czego potrzebuje człowiek, który całe godziny spędza w biurze. A więc nie tylko stanowisko pracy - duże, dobrze oświetlone biurko i pojemny regał na dokumenty - ale też miejsce, gdzie można przyjąć gościa, usadziwszy go przy stoliku na wygodnym fotelu. Do tego zamykana w szafce "kuchnia" z ekspresem do kawy i malutkim zlewem, szafa na ubranie i oczywiście toaleta z umywalką. Czegóż chcieć więcej?
- Przyjęliśmy, że takie mobilne biuro najczęściej będzie stało w ogrodzie, stąd duże okna, żeby można było oderwać wzrok od dokumentów i popatrzeć na zieleń. Przy tak dużych przeszklonych powierzchniach, tym bardziej trzeba było pomyśleć o odpowiednim ogrzewaniu. Wybraliśmy grzejniki VASCO, które świetnie się komponują we wnętrzach - zdobią je, a jednocześnie są prawie niewidoczne - przy tym ich ładna forma idzie w parze z jakością wykończenia - mówi Beata. - Jak widać - dodaje Rafał - "zagrały" i tutaj, skoro w konkursie VASCO Integracja nasze biuro zajęło drugie miejsce w kategorii "projekty zrealizowane".
- Cały projekt mobilnego biura był niezwykły - wspomina Beata - tak jak niezwykły był jego pomysłodawca, pan Jacek, który pochylał się razem z nami nad każdym szczegółem i elementem, nie lekceważył najmniejszej podkładki pod śrubkę. I wszystko zrealizował z niespotykaną dokładnością. W efekcie, kiedy zobaczyłam prototyp, weszłam do środka i po raz pierwszy w życiu poczułam się tak, jakbym się znalazła wewnątrz własnej wizualizacji. Wszystko było tu dosłownie tak, jak zaplanowaliśmy…