Kupiła mieszkanie zaraz po studiach. Urządzała je...kilka lat!
Mieszkanie powstawało kilka lat. Nieśpiesznie, stopniowo, ale konsekwentnie. Jego właścicielką była świeżo upieczona absolwentka informatyki. To jej pierwsze mieszkanie, więc chciała urządzić je jak najlepiej. Miała przez ten czas gdzie mieszkać, postanowiła więc dopiąć wszystko na ostatni guzik i wprowadzić się na gotowe. Mówi się, że pierwszy dom jest dla wroga, drugi dla przyjaciela, a trzeci dla siebie. Pani tego domu od razu chciała przeskoczyć do ostatniego etapu.
Długie urządzanie mieszkania częściowo wynikało z bieżących funduszy, ale również z potrzeby dokładnego przemyślenia różnych wariantów i chęci poznania rynku wnętrzarskiego. - Im bardziej właścicielka wnikała w świat designu, tym z coraz większą odwagą dokonywała kolejnych wyborów. Z czasem jakość mebli, płytek czy akcesoriów stała się nadrzędnym atutem - mówi projektantka Kasia Orwat, dumna z właścicielki, że z takim zaangażowaniem podchodziła do każdego zakupu.
Polski design i kolorystyka z natury - postawiono tu na błękit i zieleń!
Przeciągające się wykończenie mieszkania przypadło na okres pandemii, ale projektantka znalazła wyjście. - W tym czasie został doceniony polski design i rzemiosło oraz jego dostępność. Można powiedzieć, że główne meble i bryły to polski dostawca. Jedynie drobne akcesoria są od zagranicznych marek. Właścicielka planowała prowadzić działalność zawodową on-line. Potrzebowała więc zacisznego miejsca do pracy zdalnej. Jednak nie chciała, żeby ten kącik znajdował się gdzieś w salonie.
Zależało jej, by cieszyć się widokiem za oknem i żeby „biuro” było jak najbardziej doświetlone. - Właścicielka nie zgadzała się również na postawienie mikroskopijnego biurka w sypialni, które w ten sposób byłoby niejako na uboczu, odcięte od reszty mieszkania. Postanowiłam więc zaprojektować otwór drzwiowy pomiędzy salonem a miejscem do pracy - opowiada Kasia.
Właścicielka wybrała główną bazę kolorystyczną - błękit i zieleń - a resztę oddała w ręce projektantki. To projektantka zdecydowała, jakie odcienie barw mają się znaleźć we wnętrzu. - Ostatnio bardzo lubię czerpać z natury i ucieszyłam się, że mogę zaszaleć z różnymi tonami zieleni. W mieście brakuje nam natury - zauważa Kasia. Oprócz bazowych kolorów projektantka zaryzykowała, proponując jasny róż.
- Trochę różu to jak przypudrowanie nosa i podkreślenie policzków - śmieje się Orwat. - Pokazuje to jednoznacznie, kto tu mieszka: kobieta odważna w wyborach, wiedząca, czego chce, co jej się podoba i świadoma, że może sobie pozwolić, balansując na granicy japońskiego uporządkowania i artystycznej frywolności - mówi Kasia.
Pojawiły się więc zarówno kobiece „miękkości”, jak i surowa ceramika - wazony, donice, ascetyczne w formie dodatki. A do tego coś, co mogło zaskoczyć niewprawne oko, ale co ostatecznie świetnie zagrało we wnętrzu - dwa stoliki ze szkła Murano i metalowa lampka. Wyszło z tego wnętrze przełamujące schematy i posiadające niebanalne rozwiązania. Przede wszystkim natomiast konsekwentne w wyborze kolorów, które sprawiają, że jest idealnie spójne.