Mariusz Wdowiak - projektant wnętrz, grafik i rzeźbiarz - ukończył Wydział Architektury Wnętrz Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (1997 rok). Specjalizuje się we wnętrzach klubowych - w 2004 r. zaprojektowany przez niego krakowski "Prozak" dostał od tygodnika Newsweek wyróżnienie za najlepszy wystrój i klimat.

Drugą specjalnością Mariusza Wdowiaka są meble. W opracowanej przez siebie technologii tworzy unikalne stoły z barwionej żywicy syntetycznej, łącząc ją ze stalą i drewnem. W innych jego meblach (np. kanapach) odzywa się wyraźnie pasja rzeźbiarska.

Czy w Pana odczuciu pojęcie "design" lokuje się bliżej wzornictwa przemysłowego czy sztuki?

Mariusz Wdowiak: Nie jestem pewien, czy jestem osobą, która potrafi obiektywnie odpowiedzieć na to pytanie.  Na co dzień posługujemy się niezliczoną liczbą profesjonalnie zaprojektowanych przedmiotów, które jednak nie budzą większej fascynacji. Są  niebrzydkie, wygodne, ale w odniesieniu do nich porównanie ze sztuką byłoby niezręcznością. Mamy też sporo niedokończonych, niespójnych projektów, w których miałoby się ochotę coś poprawić - te także lokalizowałbym bliżej wzornictwa. Sztuką jest bez wątpienia design na najwyższym poziomie - najważniejszym zatem kryterium oceny byłaby jakość. Sztuka użytkowa - funkcjonując na dwóch obszarach - stanowiłaby pomost między sztuką wyzwoloną a przemysłem. Mówiąc górnolotnie - byłaby jak posłaniec spod Helikonu, którego każdy może dotknąć, wykonując najprostsze codzienne czynności.

Oferta prowadzonego przez Pana studia skierowana jest przede wszystkim do odbiorców komercyjnych. Dlaczego? Czy właściciele mieszkań i domów są zbyt ostrożni? Nie chcą inwestować w odważne pomysły?

Lubię wyzwania! Projekty komercyjne są zazwyczaj przedsięwzięciami wymagającymi dużego projektowego i merytorycznego doświadczenia oraz wielkiej łatwości w poruszaniu się po technologiach. Wszystko jest w nich podporządkowane jednemu celowi, a prywatna estetyka inwestora z reguły nie ma wpływu na realizację, nie ma więc miejsca na podważanie "diagnozy lekarza".

Dom, mieszkanie powinny w jakiś sposób odzwierciedlać charakter mieszkańców, ich  upodobania i preferencje. Projektowanie przestrzeni mieszkalnych musi być przede wszystkim podporządkowane właściwej i pozytywnej aurze. Nie można eksperymentować na żywym organizmie, wprowadzając ludzi do ciemnych, nieprzyjaznych pomieszczeń z nadreprezentacją "niedostępnych", zimnych materiałów. Takie działania mogą być bombą z opóźnionym zapłonem, której nikt dobrowolnie podkładać pod siebie nie chce, jeżeli oczywiście zdaje sobie z tego sprawę. Efekt? Na przykład pogarszające się samopoczucie, przygnębienie, apatia, etc. Miejsce do życia musi być metaforą jego afirmacji. Światło, światło i jeszcze raz światło.

Jest jednak druga strona medalu. W naszym społeczeństwie niestety jest wciąż jeszcze tak, że ci którzy mają smak, nie mają pieniędzy, a ci, którzy je mają, chcą się właściwie tylko pokazać. Sztuka jest dla nich towarem, który ma za zadanie potwierdzić ich status. Tak więc projektując dla indywidualnych odbiorców, staram się poznać ich preferencje i styl, ale nie za cenę kompromisu, który miałby wpływ na jakość projektu.

Projektując meble pozwala Pan sobie na kompromisy, np. na rzecz funkcjonalności?

Przede wszystkim pamiętam o przeznaczeniu projektowanego obiektu. W mniejszym lub większym stopniu meble są przyporządkowane pewnej użyteczności. Nie można zaprojektować stołu o wyłącznie sferycznej powierzchni, jednak tę sferyczność można w inny sposób określić np. tworząc złudzenie, projekcję, surogat.

Sztuka dobrego projektowania to przede wszystkim sztuka kreowania takiej przestrzeni, w której niewymuszone współistnieje z zamierzonym. To umiejętność - nabyta z czasem - która pozwala na swobodne kreowanie poprzez posługiwanie się wybranymi środkami wyrazu. Pozwala na tworzenie naprawdę oryginalnych rzeczy bez konieczności potykania się o nie.

Większość projektowanych przez Pana mebli to stoły i stoliki. W jakim otoczeniu je Pan widzi? Czy tylko równie awangardowym?

W przypadku kubików z żywicy powinny to być raczej jasne przestronne pomieszczenia z panoramicznymi, nieabsorbującymi meblami. Świecący stół jest wystarczająco mocnym elementem we wnętrzu, inne meble nie powinny stanowić dla niego konkurencji, przynajmniej w sferze koloru i kształtu. Można eksperymentować, łącząc powierzchnie typu slick-tech z innymi, będącymi ich przeciwieństwem, ale to temat na inną rozmowę.

Dlaczego sięgnął Pan akurat po żywicę syntetyczną?

Zdecydował o tym trochę przypadek, jak o wielu rzeczach w życiu. Zaczęło się od eksperymentów przy wypełnianiu blatów skręcanych z rozbiórkowych belek. Odkryłem wówczas takie możliwości tworzywa, które przy odrobinie doświadczenia pozwalają na osiągnięcie unikalnych efektów. Żywica jest jak magma - można z niej stworzyć cud lub gniot, trzeba tylko dobrze poznać proces wytwarzania i wiedzieć, kiedy go zatrzymać. Podobnie jest z fotografią, gdzie trzeba wyczuć tę jedną niepowtarzalną chwilę i nacisnąć spust migawki.

Czy to co robią obecnie polscy projektanci jest w jakiś sposób odbiciem światowych trendów?

W pewnym sensie  tak, niestety nie da się porównać warunków polskich ze światowymi. Naszym rodzimym problemem, jak już wspominałem, jest  brak rynku. Grono odbiorców nowoczesnego designu nie dysponuje wystarczającym "portfelem", by stymulować jego rozwój. Dla pozostałej "kreatywnej" większości (20 lat po upadku muru) ekstrawagancją stały się zakupy w IKEI. Nazwałbym to "kilkoma krokami przed meblościankę". Wydawałoby się, że świat blokowisk rodem z Barei zostawiliśmy  za sobą, jednak pozorny przeskok cywilizacyjno-społeczny nie zmienił znacząco mentalności. W dalszym ciągu,  mimo sukcesów ostatniej dekady, daleko nam do stabilnych rynków zachodnich.

Wystarczy przejrzeć "metki" w którymkolwiek z rodzimych sklepów z meblami designerskimi. Królują tu produkty rodem z Włoch, Hiszpanii, Niemiec, Francji, etc. Przyznam szczerze, że ich twórcy są naprawdę dobrzy. Mają ogromne doświadczenie, nieograniczone środki, ogromne handlowe oraz logistyczne zaplecze, mają odbiorców i wreszcie mają możliwość tworzenia bez angażowania się w poboczne zajęcia w celu zdobycia środków do życia!

Nie chcę i nie lubię mitologizować Zachodu - pamiętam, jak w czasach studenckich z wyższością patrzyliśmy na nieporadne plastyczne działania zachodnich studentów i stażystów na naszych uczelniach. Traktowaliśmy ich jak czeladników… I co z tego wynika? A to, że cała masa zdolnych ludzi rozlała się po Polsce i wchłonęła ich matka niebyt.

Jak można temu zaradzić?

Powinno się w końcu wykształcić w Polsce mechanizmy pozwalające na promocję zdolnych, wartościowych ludzi, od trampkarzy, architektów, artystów po... pilotów i żeglarzy, zanim zadziałają mechanizmy przystosowawcze i znijaczające. Czas skończyć z epoką Ryśków Ochódzkich. Wartością narodu są jego najwybitniejsi przedstawiciele, a nie najsprytniejsi i najtężej najedzeni. Należy o tym pamiętać i na tyle często przypominać, żeby decydenci chcieli to jako kluczowy postulat wpisywać do swoich programów wyborczych…

Wracając do tematu. Zmysł estetyczny można wykształcić wyłącznie w otoczeniu pięknych rzeczy. Założenie, że na bezbarwnym blokowisku zrodzi się powszechna potrzeba obcowania ze sztuką, jest z gruntu fałszywe. Na wszystko potrzebujemy czasu, na początek więc więcej przyzwoitej architektury, profesjonalnego designu, lepszych scenografii, ciekawszych, lepiej skrojonych ubrań w TV, lepszych przystanków, urzędów, gabinetów, logotypów, etc.

Przykro to mówić, ale nawet nasze godło jest nie najlepiej zaprojektowane. O wiele stabilniejszy i lepiej ułożony był poprzedni znak... Tym bardziej powinniśmy doceniać tych spośród moich koleżanek i kolegów, którzy wykazują determinację, nie idąc na tanie kompromisy.

Czy ma Pan swojego "guru" w tej dziedzinie czy kroczy absolutnie własną ścieżką?

Hmm, guru... Nie jestem szczególnie zainteresowany personifikacją udanych projektów. Zauważam świetne rzeczy, ale pozostają one dla mnie najczęściej bezimienne. Jest za to sporo hałaśliwych showmanów na dość przyzwoitym poziome projektowym, którzy projektują też samych siebie. Jest to ich największe dokonanie.

Na zakończenie chciałbym życzyć nam wszystkim na tyle szybkich i pozytywnych zmian, żeby dziecinna radość życia i wiara we własne możliwości, nigdy nie musiały umierać.