Kiedy byłem mały, w naszym domu zbytnio się nie przelewało. Marzyłem o zabawkach, jakie niekiedy widywałem w zachodnich, wyświechtanych katalogach u kolegów lub koleżanek, ale mogłem sobie marzyć - zakupy w dziale zabawek Pewexu przydarzały mi się w dzieciństwie od przypadku do przypadku.

Najczęściej musiałem zadowolić się wystawaniem przed witrynami tych sklepów, a jedynym pocieszeniem był dla mnie fakt, że w tamtym czasie większość dzieciaków w moim wieku znajdowała się w podobnej sytuacji. Niemniej jednak, od czasu do czasu coś wymarzonego i luksusowego dostawałem. Klocki Lego, metalowego Transformersa, Action Mena… Otrzymanie tych prezentów urastało wtedy w moim życiu do rangi wydarzenia wiekopomnego, a rozpierająca mnie radość trwała i trwała.

Zabawki bardzo szanowałem, dbałem o nie i przechowywałem pieczołowicie, toteż większość z nich przetrwała do dziś. Część u mojej mamy, większość u mnie. Resoraki Matchboxa, wypchany trocinami Koziołek Matołek, pluszowe miśki, kilka blaszanych samochodów na kabel, a nawet pokaźna radziecka Wańka Wstańka, którą do rangi przedmiotu kultowego podniósł w swoim teledysku Lenny Krawitz.

Trzymam je na pawlaczach, w piwnicy, niektóre pochowane w szafach i czasami o nich myślę - w końcu to kawał mojego życia, mnóstwo wspomnień i wzruszeń. Niekiedy mi nawet żal, że kryją się po kątach, no ale jak może dorosły facet posadzić w swoim salonie na fotelu Jacobsena trocinowego Koziołka Matołka?

Żenada i nijak się ma do wyrafinowanego designu, nawet recyclingowego. Ale czy aby na pewno? Właśnie rynek designu recyclingowego i w dziedzinie starych zabawek ma - jak się okazuje - wiele do powiedzenia! Nie musimy już swoich drogocennych, acz nieco wstydliwych pamiątek z dzieciństwa, ukrywać na strychach, a wręcz przeciwnie - mogą nam towarzyszyć na co dzień, podniesione do roli dzieł sztuki.

Ryan McElhinney oraz Evil Robot Designs w swoich projektach (3, 4 i 11) wykorzystują plastikowe figurki, statki kosmiczne i samochody, budując z nich fantastyczne, boschowskie niemal grupy, które pokryte kilkoma warstwami starannie naniesionego lakieru, stają się podstawami lamp, ramami luster, a nawet stojącymi zegarami.

Kompilacjami starych metalowych zabawek, łączonych z elementami rowerów i maszyn do pisania zajął się Nanan1, autor całej serii zabawnych i pełnych wdzięku lamp-robocików (6). Podobnie pomyślane kolaże z zabawek tworzy Robert Bradfort, ale jego projekty to już nie przedmioty codziennego użytku, a rzeźby, z powodzeniem wystawiane w renomowanych galeriach na całym świecie (8).

Patent na stare zabawki pluszowe znaleźli natomiast bracia Fernando i Humerto Campana, oraz Kim Songhe. Pierwsi wykorzystują szmaciane lalki i miśki jako tapicerkę sof i foteli (1), natomiast Kim tworzy z nich… żyrandole i lampy! (5)

Megan Briggs i Ian Mailhot ze studia Plaid Pigeon na warsztat wzięli plastikowe figury dinozaurów, zamieniając je w serię doniczek (2), a Antonio Pio Saracino zainspirowany zabawkami dla zwierząt - w swoim projekcie wyjątkowo zgrabnego krzesła, nawiązującego do formy mebli ludwikowskich, wykorzystał piłeczki dla kotów (10).

I wreszcie Margaux Lange, zarazem wielbicielka, jak oprawczyni oraz seryjny morderca lalek Barbie, która z hukiem wdarła się do świata designu, przykuwając natychmiast uwagę krytyków i konsumentów, choć jej projekty wywołują skrajnie różne reakcje.

Makabrycznie śliczna biżuteria Margaux, wykonana z poćwiartowanych lalek, jest fascynująca, choć podobnie jak sama Barbie, wątpliwa pod względem dobrego gustu (7, 9). Ma jednak jedną niepodważalną zaletę - każdej dorosłej dziewczynie daje szansę, by wspomnienie swojej ukochanej lalki z dzieciństwa nosiła przy sobie, i na sobie, już zawsze.