Motywy, których autorką jest Orla Kiely, zawsze budzą radość na naszych twarzach - inspirowane latami 60. XX wieku, są tak pełne optymizmu.
Te printy pokochał cały świat!
Mówi, że dużo zawdzięcza babci, która nauczyła ją szyć, oraz tacie, który bardzo ją wspierał. Kiedy Orla Kiely miała zaledwie dwanaście lat, podarował jej maszynę do szycia Singer. To właśnie na niej szyła dżinsy dla swojej siostry. Dzisiaj Orla Kiely jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych projektantek na świecie. Nie boi się barw ani dużych printów. Z powodzeniem odnajduje się i w modzie, i w rzeczach dla domu: dywanach, tapetach, tekstyliach, akcesoriach kuchennych.
Czerpie inspiracje z natury, łącząc graficzne motywy roślinne z odważnymi kolorami. Motywy te są powtarzalne, tworzą różne wariacje na swój temat, jak puzzle z nieskończonymi konfiguracjami. Inspiracji szukała na targach w Portobello Road w Londynie czy paryskim Montreuil, by stworzyć swój niepowtarzalny styl. Znalazła go w rzeczach vintage z lat 60. i 70., w radosnych nadrukach, które wywołują uśmiech.
Nie kapelusze, a torebki. Długa droga do sukcesu projektantki
Gdy już wiedziała, jaki obierze kierunek, zaprojektowała pierwszą kolekcję kapeluszy. Nikt takich nie szył, więc zapowiadało się na hit. Jednak podczas debiutu na Londyńskim Tygodniu Mody w 1995 r., ojciec uświadomił jej, że kapelusze się nie sprzedadzą. Żadna modelka nie nosiła kapelusza, ale wszystkie - torebkę. Kiely zaufała intuicji taty i rok później wykorzystała laminowaną tkaninę do produkcji torebek. W tamtym czasie materiał ten kojarzył się raczej z matami na stół. Mimo to Orla osiągnęła sukces i powszechne uznanie.
Kiedy wyszła za mąż za Dermotta Rowana i dostała pierwsze poważne zamówienia na tekstylia, postanowiła, że czas otworzyć własne studio. Zaczęła pracować nie dla innych, ale na własny rachunek. Dużo projektowała i wszystko działo się bardzo szybko. Już w 1997 r. razem z Dermottem założyli firmę The Orla Kiely Partnership. Początkowo prowadzili interes chałupniczo. Jej mąż opowiadał, że w mieszkaniu były sterty kartonów, czekające na produkty do zapakowania. Jeśli nie wysłał ich do 17.00, nie było gdzie usiąść. Firmę prowadzą do dziś. Są razem szczęśliwi, mają dwóch synów, psa labradora i uwielbiają grać rodzinnie na fortepianie.