Jan Stokfisz Delarue w swoich pracach przedstawia miejskie scenerie, z ulicami kafejkami, bramami. Interesują go obiekty zniszczone, niedoskonałe, uszkodzone.
Używasz pseudonimu Delarue. Skąd on pochodzi?
Jan Stokfisz Delarue: Słowo "Delarue" znaczy mniej więcej tyle co "z ulicy" (la rue - fr. ulica). We Francji występuje chyba tylko jako nazwisko. W dodatku wcale nie rzadkie. Pseudonim ten w roku chyba 1991 lub 1992 wymyślił mój agent Yann. Dla Francuzów "Stokfisz" nie brzmi najlepiej, więc postanowiliśmy to zmienić. Teraz jednak używam własnego nazwiska w połączeniu z tym pseudonimem i tak jest chyba dobrze, ponieważ w pewnym sensie mówi to o trzydziestu latach spędzonych w Paryżu.
Jan Stokfisz Delarue, "Tu mes manque", z cyklu "Façades de Paris", 50 x 49 cm, 2012 r. |
Jak znalazłeś się w Paryżu?
Do Francji zaprosiła mnie przyjaciółka, malarka, z którą przed laty studiowałem w Toruniu. Zaprosiła mnie w 1977 roku na miesiąc i tak się jakoś stało, że zostałem na 350 miesięcy. Paryż to wyjątkowo silny magnes.
W swoim malarstwie skupiasz się na miejskiej scenerii, rezygnując z przedstawiania ludzkich sylwetek. Wynika to z zamiłowania do miasta czy niechęci do ukazywania człowieka?
Portretuję ulice, kafejki, bramy, a nie ludzi. Oczywiście wszystkie te detale są nierozłącznie związane z człowiekiem, ale on jako taki nie jest dla mnie ważny. Jasne jest też, że te wszystkie reklamy na murach, szyldy i tabliczki zostały stworzone z myślą o ludziach, co niejako sygnalizuje ich obecność.
Fasady, które ukazujesz na swoich obrazach, są zawsze malowniczo popękane, zniszczone, niedoskonałe. Skąd pomysł na oswajanie brzydoty za pośrednictwem sztuki?
Interesują mnie miejsca zniszczone, popękane tynki, spłowiałe napisy, reklamy, krzywe rynny z zaciekami, bo myślę, że dla malarza jest to po prostu ciekawsze. Fragmenty tworzą przecież całość, a jednocześnie żyją własnym życiem. Jest we mnie sporo z romantyka i stąd pewnie zamiłowanie do takich miejsc.
Chociaż prawdziwym dziewiętnastowiecznym romantykom popękane mury nie wystarczały. Na ich obrazach najczęściej widać ruiny, a nawet pozostałości po ruinach. W Paryżu jest przeuroczy park (Parc Monceau), w którym nie czekano, aż budowla stanie się ruiną. Po prostu od razu zbudowano… ruiny. I jest naprawdę romantycznie.
Na początku kariery malowałeś inaczej. Monochromatyczne, nostalgiczne pejzaże widziane najczęściej z lotu ptaka. Skąd ta zmiana?
Istotnie jeszcze na studiach i zaraz potem malowałem zupełnie inaczej. Starałem się znaleźć własny styl, zaistnieć jako dojrzały artysta. Myślę, że w jakimś sensie mi się to udało. Inaczej niż znakomita większość moich poznańskich kolegów, świetnych zresztą malarzy, nie rozwijałem się w konwencji nowej figuracji. Dalej eksplorowałem moje ponure terytoria. Teraz myślę, że moje śląskie korzenie były moim drogowskazem.
Jan Stokfisz Delarue, "Hotel", z cyklu "Façades de Paris" |
Po tym, jak zainstalowałem się w Paryżu, mieście kolorowym, bardzo rozwibrowanym, dekadenckim i tak mocno innym od mojej poprzedniej rzeczywistości, wszystko się we mnie pozmieniało. Nie malowałem przez kilka miesięcy. Wolałem spacery, spotkania, życie kawiarniane, rozmowy. Później za jakiś niezapłacony rachunek namalowałem knajpiarzowi jego kafejkę, co mu się spodobało. Ktoś inny też chciał coś podobnego i tak się zaczęło.
Robiłem zdjęcia coraz to ciekawszych zaułków stolicy Francji. Potem wystawa jedna i druga. Reszty można się domyślić. Nie chciałem na siłę rozniecać w sobie czegoś, co już we mnie zgasło. Nie byłoby to uczciwe. Malowałem dalej moje fasady i chyba już tak zostanie.
Czy miejsca, które malujesz, rzeczywiście istnieją, czy są wytworem twojej wyobraźni?
Jan Stokfisz Delarue, "Paris Rooftops" |
Kiedyś malowałem miejsca dokładnie tak, jak wyglądają. Ale od pewnego już czasu zdarza mi się je zmieniać, coś dodawać, przestawiać, ingerować. Chodzi mi o oddanie nastroju tego miasta, jego unikalności. To mój Paryż. Nie mogę traktować go jak inwentarz w biurze.
Po 30 latach wróciłeś do Polski. Czy będziesz nadal korzystał z paryskich inspiracji, czy myślisz o porzuceniu francuskich ulic na rzecz polskich?
Mam ogromną dokumentację paryskich tematów. Robiłem także fotografie w Wenecji, Amsterdamie, Londynie. Każde z tych miast ma swoją specyfikę. Teraz mieszkam na Śląsku i tu również znalazłem sporo ciekawych miejsc. Aktualnie maluję katowicką dzielnicę Nikiszowiec. Mniej koloru, więcej spokoju, trochę smutku. Ale taki już jest Śląsk. Ja go właśnie takim lubię. To taka moja ambiwalencja uczuć.
rozmawiała Julia Oleś
zdjęcia: Dagma Art i archiwum artysty
Jan Stokfisz Delarue(ur. 1950) Studiował na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (1969-1972) i w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu (1972-1974). W latach 1974-1977 pracował jako starszy asystent w katedrze malarstwa w poznańskiej PWSS. Brał udział w około trzydziestu wystawach zbiorowych oraz w licznych salonach międzynarodowych w Paryżu, Miami, Genewie, Las Vegas. Prace artysty znajdują się w wielu zbiorach prywatnych i państwowych, między innymi w Polsce, Francji i USA. Przez 30 lat mieszkał i tworzył we Francji. Maluje głównie nostalgiczne pejzaże miejskie. Jan Stokfisz Delarue - wystawy indywidualne:
|
Zobacz także miejskie pejzaże Pawła Słoty