Mirosław Jędras to lider ekscentrycznej grupy Zacier, charakteryzowanej jako "twór muzyczno-prowokacyjno-pijacki o rodowodzie electronic-folk-punk-rockowym". Poza sceną jest doktorem nauk medycznych i nauczycielem akademickim. A żeby tego jeszcze było mało, kolekcjonuje żelazka i zna się na nich jak mało kto w Polsce.
Czy zastanawiał się pan, dlaczego ludzie wpadli na pomysł prasowania ubrań?
Oczywiście. Być ładnie ubranym to jedno z tych pragnień, jakie człowiek chce zrealizować zaraz po zaspokojeniu głodu i innych popędów. Ubrać się ciepło to jedno, a schludnie, pięknie lub odlotowo, to już wyższa i wyrafinowana potrzeba. Są dowody na stosowanie gładzików, choćby kamiennych, już w czasach prehistorycznych. Ubrania swe prasowali Egipcjanie, Rzymianie używali pras, Chińczycy wynaleźli przed tysiącami lat żelazka na węgiel w kształcie patelni. Można zatem powiedzieć, że żelazka rozwijały się wraz ze społeczeństwem, były odzwierciedleniem postępu techniki, sztuki i stanowiły pomost między codziennością a marzeniami.
A pan lubi prasować?
Potrafię, ale raczej nie lubię. To prozaiczna czynność, trochę szkoda mi na nią czasu. Ale są fanatycy, którzy fotografują się w czasie prasowania w warunkach nietypowych lub wręcz ekstremalnych, takich, jak podczas skoku ze spadochronem, nurkowania, gdzieś na szczycie górskim itp.
Czy zdarzyło się panu użyć któregoś żelazka ze swoich zbiorów, może niekoniecznie zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem?
Żelazka z mej kolekcji są ozdobą, więc spełniają jedną ze swych pierwotnych funkcji, bowiem dawniej często były estetycznie wykonywane i w czasie wolnym od prasowania zdobiły szafę w kuchni lub kominek. Bywają wykorzystywane jako przycisk do papieru, blokada drzwi, podpórka książek, niektórzy przybijali nimi gwoździe, używali do gorącego masażu, odkażania ubrań lub pościeli. Użyłem kiedyś rozpalonego żelazka węglowego w czasie kręcenia filmu "Sarnie żniwo" zespołu filmowego Skurcz. Ale zwykle żelazka stoją i po prostu cieszą oko.
A czy żelazka inspirują pana artystycznie?
Jak najbardziej. Mają swój seksapil, który nie do wszystkich dociera, ale zagorzali kolekcjonerzy, a takich nie brakuje na całym świecie, odczuwają dużą przyjemność przebywania w ich otoczeniu. Wiele żelazek ma niepowtarzalny design, niektóre bywały produkowane przez prawdziwych mistrzów i te niewątpliwie zaliczają się do dzieł sztuki. Każde ma swoją historię, tajemnicę i stanowi przedmiot magiczny, który łączy nas, również poprzez dotyk z tymi, którzy kiedyś żyli, pracowali, cierpieli i radowali się. To rekwizyty do podróży w czasie.
Żelazko miniaturka, Belgia, przełom XIX/XX w. |
Od dawna pan je zbiera? Co ciekawego jest w tych przedmiotach?
Zbieram żelazka od ponad trzydziestu lat, ale najwięcej zgromadziłem ich w czasie ekspansji giełd internetowych, czyli w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Jak każda kolekcja, i ta stopniowo wciąga, niektórych usidla, podobnie jak numizmatyka czy gromadzenie starej broni. Jednak w odróżnieniu od niej, żelazka to przedmioty codziennego użytku, o rodzinnym charakterze, opisujące najlepiej zwykłych ludzi. Ich dzieje pozwalają wiele powiedzieć o historii przodków.
Czy pamięta pan żelazko, które zaczęło kolekcję?
Tak. Było ich kilka, wszystkie przywiozłem w latach siedemdziesiątych od rodziny ze wsi. To zwykłe żelazka węglowe, jakie były produkowane w Końskich jeszcze na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Najpierw zbierałem też inne starocie, ale z czasem ograniczyłem kolekcję do żelazek.
W chwili obecnej mam około 900 różnych obiektów do prasowania. Są to żelazka z całego świata, ale też maglownice i piecyki węglowe służące niegdyś do podgrzewania żelazek w prasowalniach. Dominują żelazka węglowe, kumulacyjne oraz na duszę, bo ich było po prostu najwięcej. Większość to żelazka polskie, ale w obecnych czasach, za sprawą Internetu można uczestniczyć w licytacjach na całym świecie. Zatem to, co kiedyś nieosiągalne, jest teraz w zasięgu ręki, niekoniecznie portfela.
Żelazko Ne Plus Ultra, węglowe z dwoma kominami , USA, początek XX w. |
W Polsce żelazka na węgiel produkowano jeszcze w latach 80. XX wieku, czyli nie byliśmy na tym polu zbyt nowocześni. A jak to wyglądało dawniej?
Największe wytwórnie świata produkowały żelazka starego typu jeszcze w połowie XX wieku. Dotyczy to choćby niemieckiego giganta, firmy Grossag. Żelazka węglowe są w ciągłej produkcji w Indiach i innych krajach Wschodu, gdzie prąd nie jest jeszcze dostępny lub jest zbyt drogi. Polska najczęściej naśladowała wzory niemieckie. W czasie zaborów prężnie działał w Warszawie cech mosiężników, o czym świadczą dość często spotykane mosiężne żelazka na duszę sygnowane nazwiskami mistrzów (Witt, Purytz, Gorszkowski i inni).
Na początku XX wieku rozkwitał przemysł odlewniczy i stąd wiele jest na rynku żelazek z Końskich lub Częstochowy. Nacisk kładziono jednak na walory praktyczne, zaś estetyka nigdy nie była na ziemiach polskich priorytetem, w odróżnieniu od żelazek szkockich, belgijskich czy też niektórych holenderskich, francuskich, niemieckich czy angielskich. Można też zauważyć, że żelazka elektryczne były w Polsce o jakieś 20 lat opóźnione.
Żelazko benzynowe Imperial, USA, początek XX w. |
Wśród żelazek są zadziwiające przedmioty, ciekawe wynalazki?
Na przełomie XIX i XX wieku w użyciu były wszystkie znane typy żelazek:
- kumulacyjne (lite i z odłączanym uchwytem),
- na węgiel (zwykłe i z kominem),
- na duszę (pudełkowe lub półokrągłe),
- na paliwo płynne (spirytus, benzyna),
- na gaz,
- elektryczne,
- na parę wodną.
Były też przyrządy do gładzenia na zimno, maglownice, magle mechaniczne i elektryczne. Specjalistyczne prasowały kapelusze, rękawiczki, stoły bilardowe, wstążki. Były plisownice, karbownice, żelazka cygara, żelazka jaja, grzyby. W niektórych przypadkach można już tylko domyślać się zastosowania. Patenty były czasem tak szalone, że żelazka wyprodukowane na ich podstawie nie nadawały się do użytku i jako takie są obecnie unikalne. Na temat żelazek napisałem książkę, do której odsyłam wszystkich zainteresowanych tematem. Do książki jest dołączony katalog ze zdjęciami większości moich żelazek.
Żelazko na duszę, Szkocja, XIX w. |
Które żelazka uważa pan za najcenniejsze w swojej kolekcji?
Trzy żelazka szkockie, które są rzadkie, zatem i drogie, ale też bardzo ładne. Niekoniecznie najpiękniejsze, ale najrzadsze jest żelazko spirytusowe z bakiem w uchwycie. Najbardziej poszukiwane są miniaturki i tych mam również sporo. Pięknie prezentują się żelazka cygara, dostojne są bretońskie, skuwane z blachy.
Skąd pozyskuje pan obiekty? Na pchlich targach, serfując po Internecie? Bo oferta polskich galerii i domów aukcyjnych jest w tym zakresie dość skromna.
Niegdyś jeździłem głównie na bazarek na Kole w Warszawie. Najwięcej okazji jest jednak na giełdach internetowych. Śledzę je regularnie i staram się rywalizować z kolekcjonerami z całego świata. Rzeczywiście w sklepach z antykami zwykle nie mają interesujących żelazek, a polskim grzechem jest fałszowanie, podrabianie lub nawet produkcja, czasem bardzo udana, żelazek de novo.
Żelazko na duszę, Włochy, XIX w. |
Kolekcjonowanie tego typu przedmiotów nie jest chyba zbyt drogim hobby. Jak kształtują się ich ceny?
Przeciętne żelazka kolekcjonerskie kosztują od 80-200 zł, te rzadsze kilkaset złotych, a bardzo rzadkie do 2000 zł. Żelazka szkockie to wydatek rzędu 2000 dolarów amerykańskich, za unikalne trzeba zapłacić kilka tysięcy euro. Zatem w porównaniu z obrazami są to niskie ceny. Najwięcej problemów jest z przestrzenią do ekspozycji - potrzebny jest duży dom.
O swoje żelazka dba Pan w jakiś szczególny sposób, wymagają specjalnego czyszczenia, renowacji, napraw?
Odkurzanie żelazek trwa kilka dni - robię to dwa razy w roku. Żelazka czyszczę bardzo delikatnie, aby nie zniszczyć patyny, nie dokonuję napraw, z wyjątkiem tych bezwzględnie wskazanych, a do konserwacji używam łoju foczego do butów.
Jest jakiś przedmiot, o którym pan marzy jako kolekcjoner?
Poszukuję żelazek sygnowanych przez polskich wytwórców oraz datowanych i dedykowanych prezentów ślubnych. Marzę o datowanym żelazku norymberskim z XVIII wieku, jednak jest to obiekt klasy muzealnej, których na rynku nie ma, a ich cena z pewnością byłaby amatorska. Warto podkreślić, że poszukiwanie żelazek to wielka przygoda, bo nie ma kompletnych katalogów i w każdej chwili czekać nas może niespodzianka znalezienia obiektu dotąd nieznanego, a więc również unikalnego.