Diego Velázquez uchodził za człowieka o niespecjalnie ciekawym życiu osobistym, który miał jedną żonę, jednego przyjaciela - króla - i jedną pracownię - pałac. Za to twórczość tego malarza ciekawi i inspiruje od kilku wieków.
"Książę Baltazar Karol na koniu", 1635, olej, płótno, 214,5 x 177 cm, © Photographic Archive, Museo Nacional del Prado, Madryt |
Diego Velázquez. Rodzina i życie artysty
Urodzony w Sewilli w 1599 roku, życie ułożył sobie młodo, w wieku 19 lat wstępując w związek małżeński z córką swojego nauczyciela malarstwa. Historia zresztą powtórzyła się w kolejnym pokoleniu, bo jedna z córek Diego Velázqueza (druga zmarła jako dziecko) wyszła za malarza, który był uczniem jej ojca.
Teść Velázqueza oprócz latorośli na wydaniu miał też dobre kontakty w stolicy. Dzięki temu Diego, mając 24 lata, został malarzem nadwornym króla Hiszpanii i Portugalii Filipa IV Habsburga. Oczywiście także dzięki ogromnemu talentowi i wspaniałemu portretowi konnemu władcy, który go zachwycił. Podobno do tego stopnia, że zarzekał się, że nigdy już nikomu innemu nie da się sportretować, czego notabene nie dotrzymał.
Współcześni wspominali artystę jako człowieka wyjątkowo opanowanego i spokojnego, żeby nie powiedzieć flegmatycznego. Zwłaszcza król tracił cierpliwość do pozowania. Po dwudziestu latach nie dawał się już malować, jak przyznawał, z powodu "flegmy" artysty. Inna rzecz, że Habsburg nie chciał wyglądać na obrazach staro, a na artystyczne zabiegi upiększające liczyć raczej nie mógł. Diego Velázquez bowiem nawet w oficjalnych portretach reprezentacyjnych pozwalał sobie na pogłębiony rys psychologiczny i daleko posunięty realizm. W końcu, zanim trafił do pałacu, był mistrzem malarstwa rodzajowego, a zwłaszcza wnętrz kuchni (hiszp. bodegón).
"Infant Baltazar Karol z karłem", 1631-1632, olej, płótno, 128 x 101,9 cm, © Boston, Museum of Fine Arts |
Portrety członków królewskiej rodziny autorstwa Diego Velázqueza
Król rzeczywiście przystojny nie był, a pędzel Velázqueza nie obchodził się łaskawie z objawiającą się u władcy charakterystyczną dla całego rodu tzw. habsburską wargą, wadą polegającą na przeroście żuchwy i dolnej wargi, ani z jego wydatnym nosem. Ale brak urody nie przeszkodził władcy w prowadzeniu bujnego życia erotycznego. Miał też dużą skuteczność w płodzeniu potomstwa, dzięki czemu, jak można by złośliwie powiedzieć, Diego Velázquez miał co malować.
Oczywiście odpadały dzieci z nieprawego łoża, ale i tych z prawego było w sumie trzynaścioro. Niestety większości nie dane było wejść w dorosłe życie, do czego pewnie przyczynił się także chów wsobny uprawiany przez Habsburgów obawiających się stracić wpływy w Europie.
Velázquez często zatem przedstawiał królewskie dzieci, czyli tzw. infantów i infantki. Był wśród nich Baltazar Karol, ukazywany w pozach godnych następcy tronu. Jednym razem jako dwulatek odziany w sztywną suknię i szarfę, w towarzystwie karła, innym jako poważny pędzący na koniu dystyngowany chłopczyk z buławą w ręku albo w stroju myśliwskim, ze strzelbą. Baltazar zmarł jako siedemnastolatek na ospę, dwa lata po swojej matce, a podwójnie zrozpaczony Filip... poślubił narzeczoną syna, a jednocześnie swoją siostrzenicę, która notabene - przynajmniej na portretach - wygląda identycznie jak jej pasierbica Maria Teresa, późniejsza żona Ludwika XIV.
"Infantka Małgorzata w różowej sukience", 1654, olej, płótno, 128,5 x 100 cm, © Wiedeń, Kunsthistorisches Museum |
Przyszły król Słońce właśnie dzięki wizerunkom pędzla Velázqueza mógł poznać wybraną dla niego pannę, wystrojoną w bogate barokowe suknie. Niestety "urodę" odziedziczyła ona po ojcu, ale Ludwik nie wybrzydzał, bo infantka była świetną partią - po śmierci matki i brata Baltazara została jedyną dziedziczką hiszpańskiej korony, a kandydatów do jej ręki nie brakowało. Później tylko szukał swego rodzaju rekompensaty u licznych kochanek.
Drugą infantką malowaną przez Velázqueza, częściej kojarzoną z jego twórczością, była Małgorzata Teresa. To właśnie ona znajduje się w centralnej części jego najbardziej niezwykłego obrazu, jakim są "Panny dworskie". Płótno nie tylko przedstawia małą Małgorzatę w otoczeniu służby. Jest tu także sam artysta, stojący przed obrazem, który widzimy od tyłu. Co maluje, widać w lustrze. Odbijają się w nim postaci króla i jego żony, którzy są właściwymi adresatami obrazu. Płótno już w XVII wieku okrzyknięte arcydziełem, nazwane przez Luca Giordano "teologią malarstwa", nieustannie intryguje i skłania do nowych interpretacji.
Słynne "Dwórki" powstały cztery lata przed śmiercią malarza. Paradoksalnie, postać, która znalazła się w centrum najsłynniejszego obrazu Velázqueza, miała także pośredni udział w jego śmierci. Malarz tak zaangażował się w przygotowania do jej zaręczyn, że osłabł i po krótkiej chorobie zmarł. Słynna infantka miała wtedy dziewięć lat. Gdy skończyła piętnaście, wyszła za swojego wuja, cesarza Leopolda I, urodziła mu pięcioro dzieci, po czym zmarła w wieku 22 lat w połogu.
"Odpoczywająca Wenus", 1647-1651, olej, płótno, 122,5 x 177 cm, © The National Gallery, Londyn |
"Hołd Trzech Króli", 1619, olej, płótno, 203 x 125 cm, © Photographic Archive, Museo Nacional del Prado, Madryt |
Podróże hiszpańskiego malarza do Włoch
Można by pomyśleć, że Diego Velázquez nic tylko portretował członków królewskiej rodziny. No i jeszcze przedstawicieli dworu, w tym z największą pasją karłów i błaznów. Malował jednak na przykład sceny religijne, choć bez zbędnego fanatyzmu, głównie na życzenie króla. Plotka głosi, że wspaniały "Chrystus na krzyżu" znajdujący się obecnie w zbiorach madryckiego Muzeum Prado powstał, bo król miał wyrzuty sumienia po tym, jak uwiódł pewną nowicjuszkę. Velázquez tworzył też obrazy o tematyce mitologicznej, często bezpośrednio inspirowane podróżami do Włoch.
Do Italii malarz wybrał się dwukrotnie z oficjalną misją pozyskiwania dzieł sztuki do królewskich zbiorów. Filip IV bowiem wolał realizować się jako kolekcjoner i mecenas, politykę zostawiając w gestii pierwszego ministra. A Velázquezowi takie eskapady odpowiadały. Studiował tu dzieła swoich wielkich poprzedników, nawiązywał kontakty na dworach, malował dostojników, w tym Innocentego X.
W Italii tak mu się podobało, że za drugim razem zabawił w niej ponad dwa lata, urzeczony nie tylko sztuką, ale także powabem Włoszek, a szczególnie pewnej wdowy. Owocem tej namiętności był syn, którego zresztą malarz nigdy nie widział.
Król jednak nie miał mu za złe tej przydługiej nieobecności, co więcej, zachwycony zakupami, jakie poczynił dla niego malarz, mianował go wielkim marszałkiem pałacu. Do jego obowiązków należało odtąd nie tylko sprawowanie pieczy nad królewskimi posiadłościami i kolekcją sztuki, ale także, między innymi, organizowanie podróży monarchy i towarzyszenie mu w wojażach czy zarządzanie garderobą, nakryciami stołowymi i dekoracjami okolicznościowymi.
"Karzeł Juan de Calabazas, zwany Calabacillas", ok. 1638, olej, płótno, 106 x 83 cm, © Madryd, Museo Nacional del Prado |
Niestety obowiązki te sprawiały, że Diego Velázquez mniej czasu spędzał przed sztalugą. Szczęśliwie nie odbiło się to na jakości obrazów, co najlepiej potwierdzają "Panny dworskie".
Velázquez miał świetną pozycję na królewskim dworze, jego obrazy wzbudzały zachwyt, ale do pełni szczęścia brakowało mu tytułu szlacheckiego i krzyża Santiago potwierdzającego przynależność do zakonu św. Jakuba z Compostelli. Spełniły mu się i te marzenia.
Twórczość Diego Velázqueza inspiracją dla Picassa, Dalego i innych znanych malarzy
Choć w swoich czasach osiągnął właściwie wszystko, dla szerokiej publiczności zaistniał dopiero w XIX wieku, kiedy otworzono Muzeum Prado, Tymi przez lata skrywanymi w królewskim pałacu dziełami na początku zachwycili się francuscy malarze, między innymi Manet i Courbet, którzy obwołali go "peintre des peintres", malarzem malarzy.
Diego Velázquez inspirował Goyę, Picassa, Dalego, Bacona. Teraz twórczość jednego z największych hiszpańskich mistrzów pokazuje do 15 lutego Kunsthistorisches Museum w Wiedniu na wystawie zatytułowanej krótko: "Velázquez".
Rzeczywiście, samo nazwisko bez wątpienia stanowi wystarczającą zachętę.