Poprzednio Barbara i Krzysztof mieszkali w domu w Nadarzynie pod Warszawą. Kupili gotowy, w ładnej okolicy, ale choć sami go wybierali, nie potrafili go polubić. Nic im tutaj nie pasowało. Czuli, że to nie ich dom i nie mieli ochoty z tym walczyć. Postanowili więc wybudować nowy, taki, w którym wszystko od początku do końca byłoby urządzone pod ich gust.

Był zresztą i drugi, racjonalny powód podjęcia takiej decyzji. Razem z nimi mieszka tata Barbary. Chcieli, by starszy pan miał duży pokój, z własną łazienką, urządzoną specjalnie dla niego, koniecznie na parterze. Budując dom od zera, łatwiej było zrealizować wszystkie plany. Kupili pod Warszawą działkę, wybrali projekt i zaczęli się rozglądać za kimś, kto pomógłby im marzenia o idealnym domu urzeczywistnić.

Szukali odpowiedniego fachowca, przeglądając strony internetowe. I tak trafili na Studio Projektowania Wnętrz Zizi Studio, prowadzone przez dwie młode projektantki - Magdalenę Wesołowską-Latos i Monikę Romanowską. Spodobały się im ich nowoczesne, śmiałe realizacje. Właśnie takiej chcieli. Tak więc na budowie pojawiły się Magda i Monika. Czuwały nad pracami budowlanymi i wykończeniowymi, zajęły się też, oczywiście, aranżacją wnętrz.

   
Zabawny fotel już od wejścia zapowiada, że ten dom urządzali ludzie z ogromnym poczuciem humoru.   Kuchnia to jedyne miejsce w domu, gdzie nie widać ani kropli czerwieni. Zastąpił ją spokojny, głęboki pomarańcz, w połączeniu z szarością, czernią, bielą i srebrem metalowych elementów bardzo efektowny.   Gabinet to miejsce pracy obojga gospodarzy - stąd wielkie dwuosobowe biurko, plus w sumie 10 m.b. regałów na książki.

- Właściciele od początku obdarzyli nas zaufaniem - opowiadają. - Najpierw przedstawili nam swoje życzenia, a potem pozostawili swobodę. Okazało się, że aby wszystko było tak, jak chcieli, trzeba było projekt mocno poprawić. I zmieniłyśmy w nim wszystko, od ścian po instalację elektryczną.

Pierwsza rzecz - gabinet na parterze. W planach, jak to zwykle w domach jednorodzinnych bywa, na dole miał być salon. Barbara i Krzysztof chcieli mieć inaczej. Dla nich, naukowców, wykładowców na wyższej uczelni, to gabinet jest miejscem najważniejszym. Uznali, że ponieważ spędzają w nim najwięcej czasu, powinien stanowić centrum domu. A salon? Co w tym złego, jeśli goście wejdą na górę?

- Sama zamiana miejscami salonu i gabinetu nie była tak trudna, jak urządzenie tego drugiego. Bo to nie jest zwykły gabinet. Tam są kosmiczne ilości książek i wszystkie trzeba było zmieścić - śmieje się Magda. - Zaprojektowałyśmy regały o łącznej powierzchni 30 m²! Oczywiście musiały być zrobione na zamówienie, podobnie zresztą jak ogromne, praktyczne biurko.

Trzeba też było wymyślić odpowiednie oświetlenie. Stąd mocna lampa halogenowa na górze i kinkiety ustawione tak, by było łatwo dojrzeć tytuły na półkach, ale przy tym tworzące nastrój. Nastrój tworzy również kominek, który Barbara zdecydowała się pozostawić tu, nie w salonie, bo dobrze jest czasem oderwać się od pracy i po prostu popatrzeć na ogień. Zresztą ten gabinet jest trochę jak salon. Stoi w nim nawet… stara, stylowa szafa grająca. Która naprawdę działa!

 
W sypialni stoi perkusja - instrument, jak się okazuje, niezwykle w tym wnętrzu praktyczny, trzeba go tylko najpierw zamienić w toaletkę, wstawiając lustra tam, gdzie kiedyś uderzały pałeczki.   Klimaty muzyczne panują we wszystkich pomieszczeniach na piętrze. Malutki pokój relaksu, gdzie za całe urządzenie służą miękkie fotele, ma z założenia być miejscem, w którym można się schować i zanurzyć w krainę dźwięków.

Do gabinetu, zgodnie z tym, co planowali gospodarze, przylega azyl taty - wygodny duży pokój, w ciepłych kolorach, z fotografiami wnucząt na ścianie, a obok łazienka wyposażona w specjalne uchwyty, z antypoślizgową podłogą. To układ, o który chodziło - dzięki temu tata Barbary ma przesiadujących w gabinecie domowników na wyciągnięcie ręki.

Reszta życzeń, jakie Barbara i Krzysztof przedstawili projektantkom, zawierała się w trzech słowach: muzyka, film i - czerwień. Film i muzyka, bo oboje kochają kino i namiętnie słuchają jazzu, a czerwień, bo to ulubiony kolor Barbary. - Zaproponowałyśmy filmowy parter i muzyczne piętro - wspomina Magda. - A czerwień? Czerwień gdzie się da! I ta propozycja przeszła.

Na parterze zawisły więc filmowe plakaty. Amelia, Śniadanie u Tiffany'ego… sama klasyka kina. Pomniejszone plakaty ze słynnych filmów projektantki umieściły też w kuchni nad blatem. Żeby uniknąć kolorowego zamieszania, wszystkie są czarno-białe, a przykrywa je grube szkło. - Tylko tapeta z kulinarnymi przepisami, jakby powydzieranymi ze starych gazet, jest może trochę z innej bajki, ale świetnie współtworzy filmowy klimacik - dodaje Magda.

Choć na dole jest filmowo, nikt, kto wejdzie na piętro, nie może mieć wątpliwości, że znalazł się w gościnie u melomanów. Wystarczy spojrzeć na wystrój salonu: tapeta z zapisem nutowym na jednej ze ścian, zdjęcie Milesa Davisa, sprzęt grający i wygodna kanapa, na której miło zasiąść i zanurzyć się w krainie jazzu. Są i instrumenty - stary saksofon i elektryczna gitara. - Ale te, w odróżnieniu od grającej szafy z gabinetu, dźwięków nie wydają - uprzedza Magda. - Jednak ozdobą są przednią. Podobnie jak stare, winylowe płyty, które obsadzono w roli dekoracji.

 
Sypialnia jest duża i bardzo wygodna, połączona z garderobą. Rozmiary i nietypowy kształt pomieszczenia pozwoliły umownie podzielić ją na strefy "nocy" i "poranka".   Zamiast dekorów w łazience zastosowano szkło.

Tuż obok salonu jeszcze jedno pomieszczenie przeznaczone specjalnie do słuchania muzyki. Barbara i Krzysztof nazywają je pokojem relaksacyjnym. Całe urządzenie to trzy miękkie fotele, leżące na podłodze, takie, w których można się zapaść z książką w ręku, słuchawkami na uszach i - zniknąć. Pełen komfort.

Muzycznych akcentów nie mogło zabraknąć także w sypialni. Jest wprawdzie tylko jeden, za to wyjątkowo mocny. Perkusja! Nie oznacza to, że gospodarze lubią przed snem delektować się dźwiękiem werbli. Instrument, który stoi obok łóżka, jest oczywiście całkiem prawdziwy, ale znaleziono dla niego niecodzienne zastosowanie. Został przerobiony na… toaletkę. Całkiem wygodną, jak ocenia Barbara, która z upodobaniem korzysta z lustra umieszczonego w miejscu perkusyjnego talerza.

Zgodnie z życzeniem pani domu, czerwieni w nim pod dostatkiem. Pojawia się wszędzie w postaci akcentów - na dole przyciąga wzrok choćby czerwone obicie zabawnego fotela w holu czy czerwona lampka w gabinecie, ale najwięcej tego koloru jest na górze, gdzie odważnie pociągnięto nim nawet niektóre ściany.

Czy tym razem udało się gospodarzom stworzyć dom, który jest naprawdę ICH? Absolutnie tak! - twierdzą zgodnie. - I to taki, w którym nic już nie trzeba zmieniać. Chociaż… chyba Magda i Monika będą musiały zaprojektować dodatkowe regały na książki. Bo jakoś tak się składa, że wciąż ich przybywa.