Praca Marcina, mieszkańca Warszawy, wymaga od niego ciągłych podróży między stolicą a Wrocławiem. A że nie sposób połowy życia spędzać we wrocławskich hotelach, zapadła decyzja: trzeba i we Wrocławiu zapewnić sobie stałe lokum. Wybór padł na apartament w pięknej, zabytkowej kamienicy stojącej na północnej pierzei wrocławskiego Rynku.
Miejsce niezwykłe: przywrócony niedawno do świetności jeden z największych staromiejskich rynków w Europie, bez ruchu samochodowego, z pełną uroku, turystyczno-artystyczną atmosferą. W dodatku mieszkanie na jednym z najwyższych pięter zapewnia możliwość pełnego delektowania się tymi wspaniałościami. - Wystarczy raz wyjrzeć przez okno w salonie, by nie chcieć się stąd ruszać - mówi Marcin.
Jak urządzić mieszkanie, którego wystrój w lwiej części jest już urządzony za sprawą pięknych, niespotykanych nigdzie indziej okien? Co będzie najlepiej pasowało do widocznych stąd dachów i kunsztownych fasad zabytkowych kamienic z naprzeciwka? Piotr Płoski ze studia projektowego Smallna, któremu powierzono to zadanie, postawił na kontrast. Historię, która zagląda przez okna, zderzył z nowoczesnym designem. A zważywszy efekt, chyba nie tyle zderzył, co - uzupełnił.
W 140-metrowym apartamencie, w którym miał zamieszkać Marcin, stanęły ikony współczesnego designu. Starannie wybrane, wszystkie nawiązujące kształtem do klasyki, ale na wskroś nowoczesne. Nie ma ich jednak wiele. W salonie na przykład, w części wypoczynkowej, wzrok pada przede wszystkim na sofę i fotel, zaprojektowane przez Antonio Citterio. Jest i trzeci mebel do siedzenia, ale niemal niewidoczny - przezroczyste siedzisko Kartella, w kształcie ogromnego wazonu. Podobnie "skromnie" wyposażona jest sypialnia, w której stoi jedynie łóżko i krzesło - za to to ostatnie projektu Maartena Baasa, słynne Smoke dining chair, najpierw spalone, a potem utwardzone żywicą epoksydową.
O to właśnie chodziło, żeby mieszkania nie zagracić. Miało w nim być tylko to, co niezbędne do życia, ale wysmakowane, niezwyczajne - opowiada Marcin. - W efekcie jest tutaj oddech, jest perspektywa, ale w żadnym wypadku nie pustka. A przy tym każdy mebel został wyeksponowany tak, jak na to zasługuje. Wystarczy spojrzeć, jak świetnie wyglądają przezroczyste, niemal "nieobecne" krzesła Philippe'a Starcka na tle tapety "Rodzina" autorstwa Lisy Bengtsson. W ogromnych oknach salonu zwraca uwagę brak zasłon. Zdaniem Marcina są niepotrzebne. Szkoda byłoby zasłaniać takie okna, i taki widok. Wieczorem, gdy na Rynku zapalają się latarnie i rozbłyskują okna sąsiednich kamienic, w mieszkaniu tworzy się niesamowity klimat. Te wpadające z zewnątrz światła to właściwie istotny element oświetlenia, które zresztą Piotr zaplanował niezwykle pieczołowicie.
Desingnerskie meble nie rywalizują z naturalnym panoramicznym obrazem ujętym w okienne ramy. One go uzupełniają. | Kolekcja pustych ramek? Nie, to tylko tapeta "Rodzina" autorstwa Lisy Bengtsson. |
I tu nie zabrakło tu designerskich perełek - począwszy od wiszącego w holu żyrandola Maartena Baasa ze "spalonej" serii Smoke, przez nocną lampkę Ferrucio Lavianiego w sypialni, aż po lampę Moooi, efektowną także za dnia, kiedy w jej lustrzanym kloszu odbijają się obrazy z salonu. Już od drzwi, przez korytarz biegnący wzdłuż mieszkania, prowadzą zabawne świetlne rysunki. Całość prosta - wszak to tylko kable i żarówki – za to niezwykle oryginalna. Równie oryginalny jest żyrandol w salonie - autor projektu, Rody Graumans, zebrał w jeden pęk aż osiemdziesiąt pięć żarówek. To musi robić wrażenie!