Pracować w mieście, ale mieszkać z dala od gwaru zatłoczonych ulic - taka myśl przyświecała naszym gospodarzom, gdy zaczęli się rozglądać za nowym lokum. Poznali już uroki życia w niewielkim miasteczku i - choć zawodowo związani byli z Poznaniem - nie chcieli z nich rezygnować. Więcej - wyobraźnia podpowiadała im dom z ogrodem. Może zatem gdzieś na wsi?
Poszukiwania odpowiedniej działki szybko przyniosły rezultat. Powierzchnia 1200 m2, odległość od granic miasta 25 km, a za progiem wieś - to było to. Niebawem więc rozpoczęli budowę. Startowali od gotowego projektu, który wybrali przede wszystkim ze względu na optymalną liczbę i rozkład pomieszczeń, ale ostatecznie "gotowiec” zmienił się w projekt indywidualny.
- Od początku myśleliśmy nie tylko o tym, jak postawić ściany i dach, ale i o tym, jak zaaranżować wnętrze. Kusiło nas, żeby to drugie wykonać samodzielnie, w końcu poprzednie mieszkania urządzaliśmy sami i całkiem nieźle się udawało. Tym razem jednak chodziło o dom i uznaliśmy, że będzie bezpieczniej powierzyć to zadanie fachowcom - opowiadają gospodarze.
Nie szukali ich długo. Architekt, który zajmował się bryłą budynku, polecił im trójkę młodych projektantów - Katarzynę Cynkę, Bartłomieja Bajona i Marcina Kozierowskiego ze studia pl.Architekci - z którymi z powodzeniem współpracował przy poprzednich realizacjach.
- Założyliśmy, że najlepiej zatrudnić ludzi, który się już znają i świetnie rozumieją. I się nie pomyliliśmy - wspominają.
Projektanci ruszyli z pracą na tyle wcześnie, że ich pomysły na wnętrza miały szansę mieć wpływ na kształt i wygląd budynku. I tak na przykład za ich sprawą wykusz, w pierwotnym projekcie oktagonalny, ostatecznie jest prostokątny, okna z tradycyjnych zmieniły się na wysokie, pionowe, a grafitowy klinkier, który zdobi ściany w kuchni i w salonie, pojawił się na zewnątrz - na kolumnach przy wejściu i na tarasie.
- Dzięki wszystkim zmianom dom, który początkowo z zewnątrz przypominać miał raczej leśniczówkę, ma zdecydowanie bardziej nowoczesny charakter – mówią jego właściciele.
Ale zanim do tego doszło, projektanci wnętrz przedstawili pierwszą część swojej pracy.
- I od razu strzał w dziesiątkę - wspominają gospodarze. - Zobaczyliśmy kuchnię, jadalnię i salon, wprawdzie zaskakująco inne niż sobie wyobrażaliśmy, ale idealnie zgodne z naszymi oczekiwaniami. Było tu nowocześnie, prosto w formie, ale przytulnie. Żadnego betonu i stali, biel i grafit ładnie połączone z ciepłym kolorem drewna. Do tego pełna wygoda, praktyczne rozwiązania. Tą pierwszą prezentacją Kasia, Bartek i Marcin z miejsca nas kupili - śmieją się. - Uznaliśmy pełną wyższość fachowców nad nami, amatorami. Bo sami byśmy tego wszystkiego nie wymyślili. Punktem wyjścia do projektu była kuchnia.
- Powiedzenie, że kuchnia jest sercem domu, w naszym przypadku sprawdza się w stu procentach. Lubimy spędzać tu czas, kiedy tylko możemy, razem kręcimy się przy gotowaniu, dlatego zależało nam na wyspie - wydawała się najwygodniejsza. Naszym pomysłem były też trzy lodówki: zamrażarka, chłodziarka i winiarka. No i telewizor na ściance, która częściowo oddziela kuchnię od salonu. Projektanci zebrali wszystko w wygodną całość, dorzucili idealnie rozmieszczone blaty i szafki, zaproponowali materiały.
Zdecydowano, że wyspę i blaty pokryje grafitowy granit. To do niego dobrany został kolor klinkieru na ścianach, a potem cała reszta.
- Właśnie to dążenie do spójności projektu podobało nam się najbardziej - mówią gospodarze. - Wszystko tu do siebie pasuje, a jednocześnie nie ma nudy. Na przykład trzy łazienki: początkowo chcieliśmy, żeby wyraźnie się od siebie różniły stylem i kolorystyką. Tymczasem zostaliśmy skutecznie przekonani do innego wariantu.
Łazienki już na pierwszy rzut oka stanowią komplet - powtarza się w nich wszystko: drewno, mozaika, kolory - ale jednocześnie każda ma swój własny klimat. I to cieszy. Teraz staramy się tego efektu nie popsuć. Uważnie dobieramy każdy drobiazg, który kupujemy do domu. Czy to miska na owoce, czy lustro w sypialni - wszystko musi pasować do całości.
Sypialnia - lampki nocne nie muszą stać na stolikach. Tutaj - nietypowo - powieszono je na suficie. - To rozwiązanie nie tylko efektowne, ale też całkiem wygodne - twierdzą gospodarze. |
Jedyne pomieszczenie, którego ściany nie są białe, lecz ciemnoszare, to pokój bilardowy. Wygospodarowano go nad garażem, tam, gdzie miał być strych. Istniała wprawdzie obawa, że za dużo tu skosów i nie będzie miejsca, w którym można się swobodnie wyprostować, ostatecznie jednak skosy grającym nie przeszkadzają, a i wizualnie zostały złagodzone dzięki pomysłowi, żeby wykładzina z podłogi przechodziła na ściany. - I tak spełniło się moje marzenie - zwierza się pan domu - własna sala bilardowa, w której miło się bawić wraz z przyjaciółmi, ogród, gdzie dymek z grilla pachnie jak nic w świecie i dom, w którym wspólnie z żoną i córką możemy cieszyć życiem i czerpać z niego pełnymi garściami.