Ursynów! - szukając nowego mieszkania, Ania brała pod uwagę tylko tę lokalizację. Nie dlatego, że ze wszystkich dzielnic Warszawy akurat tę lubi najbardziej. Owszem, spędziła tu kilka ostatnich lat, ale przecież kiedyś mieszkała na Mokotowie, na Żoliborzu i wszędzie czuła się dobrze. Tym razem jednak musiała brać pod uwagę potrzeby syna. Czternastoletni Janek tu chodził do szkoły, tu miał kolegów, z którymi wybierał się do pobliskiego gimnazjum... Nie chciała mu tego zabierać.
Był jednak warunek: spacerowy teren w pobliżu, miejsce, gdzie można wyjść z psami, pozwolić im się wybiegać. A o to na bardziej betonowym niż zielonym Ursynowie nie tak łatwo. - Szczęśliwie się udało - opowiada Ania. - Znalazłam mieszkanie blisko i parku, i metra. Na jedenastym piętrze, gdzie nikt nie zajrzy nam do okien, a na dodatek można podziwiać wschody i zachody słońca, co oznacza dużo światła. Czyli wszystko tak, jak chciałam. Jednak przed podjęciem ostatecznej decyzji na wszelki wypadek postanowiłam przyprowadzić tutaj projektantkę wnętrz.
Musiałam poznać fachową odpowiedź nie tylko na pytanie, co można zrobić, ale też, czy da się to zrobić szybko. Bo na czasie zależało mi bardzo. Koleżance Ani, Magdalenie Żmijewskiej, prowadzącej pracownię Nolte Wilanów wystarczył jeden rzut oka: - Zlikwidujemy ścianę dzielącą kuchnię od salonu, powiększymy łazienkę kosztem sypialni, a w toalecie likwidujemy sedes, za to wstawiamy pralkę i suszarkę. Jak dobrze pójdzie, najdalej za trzy miesiące będziesz się mogła wprowadzać - oceniła. To była kropka nad i.
Jak urządzić nowe mieszkanie? Ania wiedziała tylko, że musi być funkcjonalne, łatwe do sprzątania, czyli bez zbędnych zakamarków i nagromadzonych sprzętów. A wystrój? Jasny, przytulny. - Byłam w komfortowej sytuacji, nie musiałam polegać jedynie na własnej wyobraźni, bo miałam Magdę - mówi. - Znamy się długo, widziałam niejedną jej realizację i wiedziałam, że na pewno trafi w mój gust. Powiedziałam: rób tak, jakbyś robiła dla siebie. Żeby było ładnie i wygodnie.
Podstawową sprawą - ze względu na czworonożnych członków rodziny - był wybór podłogi. A jest ich czwórka: dwa psy i dwa koty. - Drewno na podłodze jest piękne, ale z gresem przegrywa, gdy do akcji wkraczają psy. Nawet jeśli są to takie czyścioszki, jak nasz rozsądny Franek (collie) i bojowa Fela (york) - śmieje się Ania. - Fruwającą sierść wszędobylskich kotów, Aresa i Ryśka, także łatwiej sprzątnąć z płytek. Tak więc stanęło na praktycznym gresie.
Konsekwencją tego wyboru były blaty kuchenne. Kamienne, w podobnym kolorze co podłoga. Wykonano z nich też duży półwysep pełniący funkcję stołu. - Powstał stół wyjątkowy, bo z jednej strony "wychodzi" z blatu kuchennego, a z drugiej jest podparty płytą kamienia. Dzięki temu wielki blat wygląda lekko, trochę jakby wisiał w powietrzu - mówi Ania. - Ten efektowny pomysł Magdy nie był łatwy do wprowadzenia w życie. Trochę trwało, zanim udało się nam znaleźć fachowców, którzy podjęli się zadania. A kiedy już blat był gotowy, okazało się, że jest o kilka centymetrów za duży, żeby się zmieścić do windy. No i panowie z ekipy wnosili go po schodach. Na jedenaste piętro!
Wnętrze połączonego z kuchnią salonu, choć wypełnione nieco szarością (bo i ściany pomalowano na szaro), wcale nie jest przez nią zdominowane. Ani trochę chłodu! To zasługa barwnych akcentów wystroju. Jedna roleta czerwona, na innych, haftowanych w delikatne kwiaty, obok czerwieni pojawia się błękit i zieleń. Klosz jednej z lamp nad stołem wręcz świeci mocnym żółtym kolorem... Białe, błyszczące szafki kuchennej zabudowy przecina położony nad blatem pas soczystej zieleni, wnoszącej zdecydowanie radosny nastrój.
- Szkło lacobel, mój zielony strzał w dziesiątkę - żartuje Ania. - Ale niewiele brakowało, a byłoby tu całkiem inaczej. Wprawdzie od razu obie z Magdą wiedziałyśmy, że nad blatem będzie szkło, ale planowałyśmy przykleić pod nim tapetę. Wybrałyśmy taką w kolorze fuksji, z tłoczonym wzorem. Śliczną. Już nawet tę tapetę kupiłam. Przyniosłam ją do domu, usiadłam i... spojrzałam na zielone psie miski. Miały taki ładny odcień... Nagle spłynęło na mnie natchnienie - uznałam, że zamieniam fuksję na zieleń!
- Mój pomysł z zielonym szkłem był trafiony, ale miałam też kilka innych, przed którymi ustrzegła mnie nieoceniona Magda - śmieje się Ania. - Na przykład chciałam, żeby krzesła były różne. Spodobało mi się jedno ludwikowsko-nowoczesne. Magda nie skomentowała, tylko z pokerową twarzą przygotowała wizualizację. Moje wymarzone krzesło pasowało do reszty jak wół do karety! Albo regał z półkami na książki w salonie.
Zapierałam się, że go tam nie chcę i już szukałam na książki innego miejsca. Bo taki prosty regał? Za nic! Po czym, wbrew moim wyobrażeniom, się okazało, że regał wcale nie musi być prosty. Ten, który zaprojektowała Magda ma tu i ówdzie skosy oraz półki niejednakowej głębokości, a każda z nich pociągnięta jest bejcą w innym odcieniu. Całość wygląda fantastycznie. Fantastyczne - to słowo powtarza się często, gdy Ania opowiada o swoim mieszkaniu.
- Podoba mi się tutaj wszystko - mówi. - I salon, i sypialnia z ceglaną ścianą, mała, a jednak duża dzięki lustrzanym drzwiom szafy, i łazienka, w której mam prześliczną staroświecką posadzkę, i oświetlenie niczym w teatralnej garderobie, i pokój syna, gdzie ściany na szczęście są granatowe, chociaż miały być czarne... - wymienia jednym tchem. - Chyba w żadnym miejscu nie mieszkało mi się tak dobrze jak tutaj. A najważniejsze, że tego samego zdania jest Janek, i - przynajmniej mam taką nadzieję - wszystkie nasze zwierzaki.