Kamienica, w której znajduje się ten szykowny apartament, pochodzi z początku XX wieku. W czasie wojny bardzo ucierpiała w wyniku nalotów - została przepruta bombą. Po wojnie ją odbudowano, a duże mieszkania podzielono - w każdym zamieszkało po kilka rodzin... Gdy kilka lat temu jedno z nich zakupił obecny właściciel (a starał się o to prawie dwa lata!), wymagało gruntownego remontu. Jednak gospodarz nie zrażał się czekającą go generalną przebudową.
Od dawna marzył o zamieszkaniu w autentycznej, starej kamienicy w ścisłym centrum miasta. Podobał mu się staroświecki klimat tego wnętrza, a zwłaszcza jego wysokość, dochodząca prawie do czterech metrów! W dodatku to mieszkanie "opowiadało" historię.
- Po zerwaniu podłóg odkryliśmy gazetę z 1943 roku, spalone pochwyty do okien oraz zniszczone fragmenty dziecięcych zabawek - opowiada Maria Kowalewska z pracowni TUTITUTU, której pan domu powierzył pieczę nad realizacją.
Początkowo układ ścian był nielogiczny. Dużo przestrzeni zabierał ogromny korytarz, mocno pomniejszający salon. Wyburzono więc wszystkie ściany (z wyjątkiem jednej, w salonie) po czym zbudowano je w nowym układzie: powiększono strefę salonu, kuchni oraz uwzględniono małą toaletę przy wejściu.
Najpierw, zgodnie z życzeniem właściciela, salon miał być zaaranżowany od strony ulicy. W tym miejscu znajdowały się dwa duże pokoje, więc żeby uzyskać przestronny living room, wystarczyło wyburzyć mur między nimi. Gdy jednak architektka przyjrzała się jego konstrukcji, okazało się, że jest to tzw. ściana przeponowa, pełniąca funkcję wsporną. Pomysł więc zarzucono. I szybko się okazało, że wyszło to wnętrzu na dobre.
Dzięki temu, że salon pozostał tam, gdzie był, udało się stworzyć odrębną strefę prywatną z garderobą i łazienką połączoną z sypialnią. Obok niej urządzono gabinet. - Gospodarz chciał, żeby mieszkanie zaprojektować na potrzeby singla. Zależało mu na prywatnym gabinecie, w którym mógłby spokojnie pracować. Jednocześnie ten gabinet miał czasem służyć jako pokój gościnny. Stąd obecność w nim wygodnej, rozkładanej sofy - mówi projektantka.
Apartament miał być elegancki, dopasowany do charakteru stylowej kamienicy. A jeśli tak, ważny był każdy element wystroju - od nieodzownych sztukaterii na sufitach, po "przedwojenne" płytki na kuchennej podłodze. Drzwi wejściowe są wierną kopią tych, które były tu "od zawsze". Resztę stolarki - stylowe drzwi wewnętrzne, zabudowy wnęk, szafki kuchenne - zrobiono na zamówienie według projektu architektki.
Pani Maria zaprojektowała także efektowne półki na książki, które właściciel chciał mieć w salonie i gabinecie. - Aby zachować reprezentacyjny charakter tych pomieszczeń, wymyśliłam biblioteczne regały wbudowane w ścianę i ujęte w ozdobne ramy. Półki z książkami zostały więc oprawione jak obrazy. Te idealne ramy stonowane, ze złoto-srebrnym refleksem, znalazłam w firmie, której zwykle powierzam oprawianie obrazów - opowiada projektantka.
Na podłodze w holu i kuchni leżą wzorzyste, czarno-szaro-białe płytki cementowe. Właściciel, miłośnik starych dekorów, zdecydował się sprowadzić je z Anglii. Rzeczywiście trudno byłoby o lepsze. Podobnymi musiały być wyłożone podłogi w czasach świetności tej kamienicy.
- Chodziło o to, by hol w mieszkaniu stanowił nawiązanie do przedwojennej klatki schodowej w budynku w dobrej dzielnicy - mówi architektka. - I taki efekt został osiągnięty.
Choć w apartamencie nie brak ozdobnych żyrandoli i kinkietów czy mebli o nobliwych liniach, to jednak projektantka zadbała o to, żeby nie zrobiło się "za ciężko". Dlatego np. do postarzanego dębowego stołu w kuchni dobrała przezroczyste plastikowe krzesła (nowoczesne, ale przewrotnie odwołujące się do dawnych ludwikowskich siedzisk), nad stołem powiesiła lampę z tworzywa sztucznego, w holu natomiast w sąsiedztwie ślicznej stylizowanej komódki przyciągającej wzrok ognistą czerwienią ustawiła "fotel-duch", duży i wygodny, ale niemal nieobecny - ułożona na jego przezroczystym siedzeniu poduszka sprawia wrażenie, jakby unosiła się w powietrzu.
W tym finezyjnym, stylowym, zaprojektowanym z dużą konsekwencją mieszkaniu nie brak elementu zaskoczenia: na ścianach zamiast obrazów - plakaty filmowe. James Bond, Pogromcy Duchów, Indiana Jones... kultowe amerykańskie kino. Cała kolekcja! Skąd w klasycznych wnetrzach, ozdobionych sztukateriami i żyrandolami, taki niespodziewany powiew młodzieńczej świeżości?
- Gdy po raz pierwszy spotkałam się z właścicielem, bardzo zapracowanym młodym człowiekiem, opowiedział mi, jak wyobraża sobie swoje mieszkanie. I choć w wielu sprawach zostawił mi wolną rękę, to zależało mu szczególnie, by uwzględnić w projekcie plakaty filmowe, które kocha i zbiera. Obawiał się tylko, że nie będą pasowały do klasycznego wnętrza. Ale czy jest gdzieś wnętrze, do którego nie pasowałby Indiana Jones? - śmieje się projektantka.