- Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że własne mieszkanie wykończę najszybciej ze wszystkich, które projektowałem i urządzałem, uznałbym to za dobry żart, bo zawsze mi się wydawało, że będzie dokładnie odwrotnie - śmieje się architekt Paweł Wyrzykowski, właściciel biura projektowego WyrzykowskiStudio.
Jednak z samym wyborem nowego lokum już tak rekordowo nie poszło. Razem z żoną, Joanną, mieszkali wcześniej w Legionowie. Zmęczeni dojazdami do pracy, postanowili przenieść się do Warszawy. I to jak najbliżej centrum.
- Niestety, lokalizacje, które nam się najbardziej podobały, już na wstępie przekreślała wysoka cena - opowiadają. - Zabrało nam dobre pół roku, zanim podjęliśmy decyzję: idziemy na kompromis i kupujemy mieszkanie na bliskiej Woli. Nie w Śródmieściu, ale za to tańsze. To, które wybraliśmy, odpowiadało nam niemal pod każdym względem: osiemdziesiąt dwa metry kwadratowe, wysokość ponad standard, niezły rozkład pomieszczeń... Do pełnego szczęścia brakowało tylko dużego tarasu, ale za to były dwa balkony, sześcio- i czterometrowy.
Blok był nowy, w stanie developerskim. Joanna i Paweł kupili w nim mieszkanie na takim etapie budowy, kiedy można było od razu, zatem bezboleśnie, wprowadzić zmiany do projektu. - Nie było konieczności przewracania wszystkiego do góry nogami, zresztą układ lokalu na żadną rewolucję nie pozwalał - mówi Paweł.
- Wszystkie pomieszczenia pozostały więc na swoim miejscu, niemniej jednak ścianki działowe przesunęliśmy co do jednej. Chodziło o to, żeby poprawić proporcje pokojów i zmieścić szafy. Podwyższyliśmy też otwory drzwiowe, dzięki czemu wszystkie drzwi mają prawie 3 metry wysokości, czyli są pod sam sufit. Takie rozwiązanie dodaje wnętrzom lekkości i przestronności. Wszystkie te zmiany zostały przeprowadzone, zanim nowi właściciele otrzymali klucze - a to pozwoliło im oszczędzić czas, potrzebny do urządzenia wnętrz.
- Zajęty pracą, czasu na własne mieszkanie miałem naprawdę mało - wspomina Paweł. - I chyba, paradoksalnie, to ułatwiło mi sprawę. Decyzje zapadały błyskawicznie.
Kuchnia w mieszkaniu architekta i malarki
Najważniejsza sprawa - kuchnia. Projekt zakładał, że ma być otwarta, jednak Paweł postanowił zamknąć ją w boksie. Przeszklonym, żeby wilk był syty i owca cała. - Z jednej strony chodziło o to, żeby uniknąć zapachów gotowania, hulających po całym mieszkaniu - wyjaśnia. - A z drugiej... Mieliśmy wówczas kota, który uwielbiał myszkować po garnkach stojących na blacie. Perswazje nie wystarczały, trzeba było zrobić coś, co skutecznie utrudniłoby mu ten proceder. Zamykana kuchnia miała więc spełniać i to zadanie - śmieje się gospodarz. Od salonu oddzielają kuchnię szklane drzwi, ujęte w czarne ramy. Zrobiono je z MDF-u, pokrytego matowym fornirem.
- Ten materiał zawsze ogromnie mi się podobał, ale żaden z moich klientów nie miał odwagi, by dać się na niego namówić. Musiałem więc w końcu wykorzystać go u siebie - żartuje Paweł. Zaprojektowałem z niego również szafki kuchenne i duże szafy w holu.
Odważny pomysł okazał się trafiony. Efektowny boks z aneksem kuchennym, wraz z ciągiem sąsiadujących z nim wysokich szaf w holu stał się znakiem rozpoznawczym tego mieszkania. Jednak jego czerń, choć przyciąga wzrok, nie przytłacza. Wręcz przeciwnie - zestawiona z energetyzującą czerwienią (bo fragment ściany w holu wyłożono lakierowaną na czerwono płytą MDF), spełnia rolę ożywczego kontrastu.
Całe mieszkanie - zarówno salon, jak i sypialnia gospodarzy oraz pokój ich córeczki Natalki - jest bowiem utrzymane w jasnych tonacjach. Biel na ścianach, na podłodze bielony dąb, meble pokryte obłogiem dębowym, również bielone i woskowane... Te ostatnie, wszystkie, łącznie z łóżkiem w sypialni, są projektu Pawła.
- Ważne były zwłaszcza szafy. Zarówno te w przedpokoju, z których jedna jest przeznaczona wyłącznie na buty, jak i te w sypialni. Nie mamy osobnej garderoby, więc musiały być naprawdę bardzo pojemne. I są. Wysokie do sufitu zapewniają dostatek miejsca i to nie tylko na ubrania. Chowamy w nich wszystko, co się da, bo w ten sposób najłatwiej utrzymać porządek - wyjaśnia.
Choć pod projektem mieszkania podpisuje się Paweł, przysłowiową kropkę nad i postawiła tu Joanna. Obrazy, którymi ozdobiła ściany, są w większości jej autorstwa. - Joanna często je przewiesza, dodaje nowe, pieczołowicie dobiera do nich dodatki, bawi się kolorami - opowiada jej mąż. - Dzięki temu nasze mieszkanie żyje i nieustannie się zmienia. Nie ma w nim mowy o nudzie!