Nie było nawet jeszcze fundamentów, ale oni oczyma wyobraźni zobaczyli tu swój wymarzony dom, pełen kolorów i światła. Niemal widzieli jak ich córeczka Łucja bawi się na słonecznym tarasie, słyszeli koguty, które co rano będą budziły pianiem. Dom miał powstać na zamkniętym osiedlu bliźniaków, bezpiecznym i cichym. Wybrali budynek skrajny, z widokiem na pole. To było miejsce, o jakim marzyli. Od dewelopera dostali plan domu i informację, że na tym etapie mogą jeszcze wszystko pozmieniać, żeby idealnie dostosować wnętrze do swoich potrzeb. O pomoc poprosili architektkę Anetę Świebodę.
- Aneta cudownie urządziła dom naszym znajomym - wspomina Edyta - więc wiedzieliśmy, że możemy jej zaufać. Zaczęła swoją pracę od przeprowadzenia z nami drobiazgowego wywiadu. Wypytała o nasze przyzwyczajenia i upodobania, dowiedziała się, o której wstajemy, o której wracamy z pracy, co jemy, jak lubimy spędzać wolny czas. Wprowadziliśmy ją też w nasze plany powiększenia rodziny. Ten wstęp do projektowania przyniósł doskonały efekt - dziś mamy naprawdę nasz dom.
Po wszelkich przebudowach przyszła pora na wystrój wnętrz. Gospodarze wiedzieli tylko, że już nie chcą, żeby było nowocześnie, prosto i monotonnie, w stonowanych brązach i beżach, tak jak mieli w swoim warszawskim mieszkaniu. Zapragnęli mocniejszych kolorów i kontrastowych zestawień. Anecie było w to graj, bo sama uwielbia zdecydowane barwy i eksperymenty z łączeniem różnych stylów i form. Z sukcesami żeni klasykę z nowoczesnością. Nawet nazwa jej firmy MoCla to skrót od Modern Classic - łączenie nowoczesnych rozwiązań i trendów z klasycznym wnętrzarskim designem.
Aneta zaproponowała otworzenie przestrzeni domu - usunięcie większości ścian i części sufitów, by wpuścić więcej powietrza, co zachwyciło wszystkich domowników. Drzwi zostały tylko w sypialniach i łazienkach. Nie dało się usunąć słupa konstrukcyjnego na parterze, więc projektantka obudowała go w taki sposób, że powstała funkcjonalna spiżarnia.
- Najpierw pomyślałam o tym, by urządzić wnętrza w stylu beach house czy marynistycznym, bo Edyta wydała mi się taką dziewczyną z wyspy. Miały być kolory piasku, nieba oraz granatowe akcenty, ale szybko zrozumiałam, że ona jest owszem z wyspy, ale rajskiej - pełnej wielokolorowych kwiatów i ptaków. Wyobraziłam sobie ją w spódniczce z bananowych liści, z dużym czerwonym kwiatem we włosach, siedzącą pod palmą i sączącą drinka przez słomkę - wspomina Aneta. Dlatego do ciemnej, ale ciepłej szarości stanowiącej bazę, zasugerowałam czekoladę, pomarańcze i szaloną czerwień egzotycznych kwiatów. Decyzję o zamianie błękitu (klimat morski został tylko w łazience) na ciepłe, intensywne barwy przypieczętował przypadek.
- Płytki na podłogę w kuchni dostarczono nam w zupełnie innym kolorze niż zamawialiśmy. Jednak nie było już czasu, żeby je odsyłać i wymieniać - wspomina Edyta. - Nasz synek Ignacy był już w drodze i z niecierpliwością liczyliśmy dni, kiedy wreszcie się wprowadzimy.
Ale Aneta to niefortunne wydarzenie postanowiła zamienić w atut zgodnie z zasadą "nie ma tego złego...". Zaproponowała zmianę koloru podłogi w pozostałej części domu na ciemniejszy niż planowano, tak, by pasowała do tej kuchennej. Zamiast rozbielić drewno, poszarzyli je. Wiedziała, że na tle takiej bazy mocne, ciepłe barwy doskonale się odnajdą.
Kuchnia jest szara, a przedwojenny stół wyszukany w Internecie (po rozłożeniu ma na ponad 3 m długości) został pomalowany pod kolor kuchni. Do niego Edyta i Aneta dobrały krzesła w sklepie Farma Kolonialna, wybierając każde w innym kolorze.
Pomarańczowym i czerwonym welurem mama Edyty po mistrzowsku obszyła też poduszki na sofę. Takie same poduszki z guzikami po środku, ale szare, trafiły na siedzisko przy kominku. Na półeczkach wokół kominka wylądowały biało-czarne rodzinne zdjęcia oprawione w białe i czarne ramki - tak dla kolorystycznego uspokojenia.
Edyta wraz z rodziną trafiła wreszcie na swoją rajską wyspę. Co prawda zamiast morza wokół ma wieś, ale marzenia o miejscu, gdzie można się wyciszyć, odpocząć i wspaniale czuć stały się rzeczywistością.