- Dobrze byłoby móc chodzić do pracy piechotą. Odstawić samochód i codziennie spacerkiem... - marzyła Alina, szukając nowego mieszkania. - Właśnie to było najważniejsze kryterium wyboru: mieszkać blisko uczelni, na której pracuję - wspomina. Oczywiście miała i inne założenia. Nowe lokum musiało być funkcjonalne, z dużym salonem, wygodną sypialnią i - co szczególnie ważne - komfortowym miejscem do pracy. A gdyby jeszcze trafiło się takie z pięknym widokiem z okien...
- No i chyba mogę mówić o szczęściu - śmieje się Alina. - Dziś, wyglądając przez okno, z wysokości piątego piętra widzę piękną panoramę: zieleń Lasku Wolskiego i w oddali Kopiec Kościuszki. A na uczelnię chadzam pieszo, dwadzieścia minut i jestem na miejscu.
Wymarzone mieszkanie Alina znalazła w krakowskich Bronowicach, gdzie akurat oddawano do użytku kolejne nowe osiedle. - Lokal był w stanie deweloperskim - opowiada - więc zmiany w jego układzie nie nastręczały specjalnych kłopotów. A miałam drobne zastrzeżenia. Choćby osobna toaleta: uznałam, że nie jest mi potrzebna. Okazało się, że wystarczy zamurować do niej wejście, wyburzyć kawałek ściany w sypialni i powstanie wygodna garderoba.
- Wiedziałam, że sama wszystkiego nie wymyślę i nie zaprojektuję, z góry więc zapewniłam sobie pomoc architekta - mówi Alina. - O tym, że oko fachowca bywa niezastąpione, przekonałam się już wcześniej, przy urządzaniu poprzedniego mieszkania.
Teraz, jeszcze na etapie poszukiwań nowego, skontaktowałam się z Krystyną Mikołajską z pracowni MikołajskaStudio. Jak do niej trafiłam? Pomógł Internet. Zajrzałam na jej stronę, obejrzałam projekty i bez wahania chwyciłam za telefon. Gdy więc przyszła pora wyburzania ścian, fachowe wsparcie było pod ręką.
Założenia dotyczące urządzenia i aranżacji wnętrz, jakie Alina przedstawiła architektce, były bardzo ogólne.
- Można powiedzieć, że wręcz enigmatyczne - śmieje się gospodyni. - Chciałam, żeby było w miarę nowocześnie, nie ascetycznie, ale bez nadmiaru ozdób. Elegancja miała wynikać z prostoty. Tyle tylko mogłam powiedzieć. Konkretna wizja całości urodziła się dopiero w toku długich rozmów z panią Krystyną. Byłam bardzo otwarta na jej pomysły.
Kasetonowy sufit w salonie połączonym z kuchnią? Świetnie! Dzięki niemu w ponad czterdziestometrowe pomieszczenie stało się optycznie mniejsze, cieplejsze. Oryginalny regał w gabinecie, w lwiej części złożony z zamykanych szafek? O taki właśnie chodziło!
Jest gdzie schować mało widowiskowe segregatory. W łazience szafa, za której szklanymi drzwiami jest ukryta pralka? Trudno o bardziej estetyczne rozwiązanie! Wbudowane w ścianę półki w kabinie prysznicowej? Ogromna wygoda, a przy tym wyglądają znakomicie.
W mieszkaniu, urządzonym z ogromną dbałością o detale, dominują różne odcienie szarości - lśniącej na powierzchni kuchennej zabudowy, ciepłej i matowej na dużej ścianie salonu, ożywionej delikatnym srebrem połyskującym na roślinnych motywach tapety obok salonowych okien. W podobnej tonacji utrzymany jest także gabinet, w którym przecierana ściana nad ciemnoszarą kanapą efektownie się mieni różnymi odcieniami srebra.
- Ta srebrna ściana żyje, o każdej porze dnia wygląda inaczej, zmienia się w zależności o tego, jak padnie na nią światło. To chyba mój ulubiony element w całym wnętrzu - śmieje się pani domu. - Ale lubię także sypialnię, która jest z zupełnie innej kolorowej bajki. Bo mam w niej las, zielone, prześwietlone słońcem drzewa rosną sobie na ścianach. Obie z architektką długo szukałyśmy tej fototapety.
Reszta, czyli limonkowe rolety i narzuta oraz bukowe meble, została wybrana dopiero wówczas, gdy znalazłam "swój" las, dopasowana dokładnie do niego. A całość była strzałem w dziesiątkę. Bo miło jest zasypiać, patrząc na zieleń drzew...