- Jest rok 1975, mieszkam w Bielsku-Białej, siostra zdaje egzaminy na ASP we Wrocławiu. Przewożę jej obrazy na uczelnię, a te ześlizgują się z dachu samochodu na jezdnię. Ulicą przechodzi bardzo atrakcyjna młoda dziewczyna, a do tego niezwykle uczynna. Wspólnie zbieramy i mocujemy obrazy na dachu, w podziękowaniu podwożę ją do domu. Obrazy trafiają na uczelnię, a ja na wieczorny spacer z poznaną wrocławianką, studentką historii. Tak zaczęło się poznawanie i fascynacja tym miastem, które trwa do dzisiaj - wspomina Aleksander.
Kiedy przeniósł się do Wrocławia początkowo mieszkał na pełnych zieleni Krzykach, potem zakochał się w okolicach Starego Miasta, bo jak mów, lubi jego gwar i energię. Poza tym jeśli wybrało się życie w mieście, warto czuć jego bijące serce. Kilka lat temu porzucił piękne, utrzymane w stylu art deco mieszkanie na korzyść loftu. Przeniósł się do apartamentu w budynku byłej destylarni braci Wolff. Tutaj znajdowały również magazyny win, tu także rozlewano przywożoną z Gdańska słynną wódkę Goldwasser.
Destylarnia funkcjonowała do początku 1945 roku. Po wojnie w budynku działała Spółdzielnia Pracy "Tricot", a potem budynek zaczął popadać w ruinę. Na szczęście w latach 2008-2012 Grupa Archicom postanowiła uratować część wrocławskiej historii i zbudowała w miejscu dawnej destylarni w nowoczesne lofty.
O kupnie mieszkania, jak to często w życiu bywa, zdecydował przypadek - śmieje się Aleksander. Przyjaciele z grupy Archicom zaprosili go na wernisaż, który odbywał się w remontowanym jeszcze budynku. Industrialna przestrzeń miała być jedynie tłem dla prezentowanych obrazów i instalacji artystycznych. Ale właśnie to tło sprawiło, że Aleksander podjął spontaniczną decyzję.
To była miłość od pierwszego wejrzenia! Jego uwagę przykuła zabytkowa ceglana elewacja budynku, winda stylizowana na przemysłową, żelbetonowe podciągi, ogromne przeszklenia oraz wysokie, ponad trzymetrowe pomieszczenia. Zamieszkać w budynku z historią i to jeszcze w centrum miasta, rzut kamieniem od starówki? Marzenie! Już następnego dnia obejrzał kilka mieszkań wystawionych na sprzedaż. Zdecydował się na 120-metrowy loft z oknami na trzy strony świata i z przeszklonym pokojem w wykuszu.
Zainteresowanie architekturą i swobodne posługiwanie się rysunkiem sprawiły, że remontem i aranżacją wnętrz loftu postanowił zająć się osobiście. Od lat jest zawodowo związany z branżą reklamowo-usługową, projektowanie i wszelkiego rodzaju kreacje to jego pasja. Na swoim koncie ma już wiele udanych realizacji - kilka swoich poprzednich mieszkań, biur, sklepów, a nawet autorską kolekcję odzieży.
Mieszkanie wymagało kilku funkcjonalno-przestrzennych zmian. Aleksander przede wszystkim powiększył salon kosztem powierzchni dodatkowego pokoju, który przeznaczył na gabinet. Przesunął również otwory drzwiowe. A potem przyszła kolej na przyjemniejszą część remontu, czyli aranżację wnętrz. Sam budynek i jego postindustrialny charakter podpowiadały Aleksandrowi w jakim kierunku ma pójść. Zaakcentowanie światła i przestrzeni - to były priorytety.
Tym razem postawił na styl modernistyczny. Proste formy mebli, sporo stali i szkła idealnie wpisały się w loftowe, aczkolwiek mocno udomowione i ocieplone kolorem pofabryczne tło. Postawił na tzw. powtarzalność materiałów i faktur. Większość mebli zaprojektował sam, inne wyszukiwał w zaprzyjaźnionych wrocławskich galeriach i sklepach meblowych. Jak mówi, nie spieszył się z wyborami, jeśli dany mebel był w danej chwili nieosiągalny, potrafił czekać na niego tygodniami.
Ze starego mieszkania wyszedł praktycznie tylko z XVIII-wiecznym lustrem pod pachą, ulubionym mlecznikiem i cukiernicą z okresu art deco. Jak mówi, nowe mieszkanie jest jak nowe życie, a to całkiem miłe uczucie, gdy się wszystko zaczyna od początku...