Niestety nie gram na żadnym instrumencie. Przez wiele lat miałem nawet żal do moich rodziców o to, że w dzieciństwie nie zmusili mnie do nauki gry, ale jest to żal zupełnie retoryczny, ponieważ moja mama - osoba bardzo muzykalna - prawdopodobnie dość szybko zorientowała się, że się w nią nie wrodziłem i zwyczajnie brak mi uzdolnień.
Pamiętam pewną sytuację z wczesnego dzieciństwa, gdy odwiedziłem z rodzicami ich znajomą kompozytorkę, która posiadała pianino. Natychmiast się do niego dorwałem i przez kilkanaście minut waliłem z zapamiętaniem w klawisze, przekonany, że wykonuję olśniewający koncert i właśnie - biorąc pod uwagę osobę gospodyni - otwieram sobie drzwi do kariery. Popis zakończyłem, z dumą odwróciłem się w jej stronę i zapytałem: "Fajnie?".
Kompozytorka popatrzyła na mnie i odparła: "Na pewno miałeś dużo przyjemności i dobrze się bawiłeś". Odpowiedź była na tyle niejasna, że nie wiedziałem, czy mam być rozczarowany, czy wręcz przeciwnie, ale po głębszym jej przeanalizowaniu, pojąłem, że muzykiem nie zostanę. Postawiłem zatem na wokal. Śpiewałem… Ba! Wciąż śpiewam często i to z ogromnym upodobaniem, ponieważ, podobnie jak znakomita większość osób pozbawionych słuchu, w głębi duszy wierzę, że robię to dobrze. Dla wyjaśnienia jednak dodam, że nie.
Instrumenty muzyczne mają dla mnie nieodparty urok i magnetyczną tajemnicę. Pociągają mnie ich doskonałe kształty, połysk drewna, mosiądzu, stali. Zachwyca precyzja wykonania detali, jakość materiałów... Cóż, jestem z wykształcenia plastykiem, skrzywienie zawodowe sprawia więc, że zwracam uwagę na ich designerską wartość, nie zważając na podstawową funkcję.
Mam stary saksofon, trąbkę i bębenki, które kupiłem na pchlim targu ze względu na walory estetyczne i traktowałem po prostu jako ozdoby, wychodząc z założenia, że nie potrafię ich użyć. Jednak byłem w błędzie! Dla wszystkich, którzy instrumenty lubią, a nie potrafią grać, mam dobrą informację: recyclingowi designerzy znaleźli sposób na to, aby nawet ci, którym uszy rozdeptało stado słoni, z instrumentów mogli korzystać bez ograniczeń na co dzień.
Dan Leap Design pod hasłem Go Green! prezentuje dziesiątki sprzętów wykonanych ze starych gitar elektrycznych, ukullele, wiolonczel, skrzypiec, klarnetów, trąbek i saksofonów. Są to głównie lampy, ale także stoły, wieszaki, a nawet pipy do nalewania piwa. Lampy muzyczne proponują także designerzy z Elswickband.
Na etsy.com można znaleźć dosłownie setki projektów wykorzystujących muzyczne odpady. Najbardziej spodobało mi się wymyślone przez Bombusa krzesło muzyczne, oklejone zapisami nut. Szafka na CD przerobiona z niedziałającego akordeonu, notatniki oprawione we fragmenty niegrających już, winylowych płyt, a do kompletu zegar z adapteru - to jednak tylko designerskie ciekawostki.
Projektantka Belen Hermosa postanowiła stworzyć sprzęt, który będzie odpowiedzią na istotny problem, jakim zaczyna być trudna utylizacja coraz większych ilości niepotrzebnych płyt CD. Do konstrukcji tylko jednego wymyślonego przez siebie fotela "Panda Chair" zużywa ich aż… 4232!!!
Inspiracje muzyczne silnie akcentują się także w innych recyclingowych projektach, choć może nie aż tak dosłownie. Amerykańska Modular Kar Sofa, wykonana z przetworzonych plastikowych odpadów nieodparcie kojarzy mi się z klawiaturą fortepianu, lub kolorowymi cymbałkami.
Na zakończenie genialny pomysł dedykowany przez Antonello Fuse tym, dla których najlepszym miejscem na odkładanie ubrań są oparcia krzeseł. Od dziś ten nawyk nie musi już powodować bałaganu w pokoju! Wieszaki zrobione ze starych oparć od krzeseł łączą przyjemne z pożytecznym. Co prawda nie jest to projekt muzyczny. Ale jakże harmonijna koncepcja…