Zielona architektura zdobywa coraz większą popularność, również w Polsce. To, co z początku było fanaberią, powoli staje się koniecznością. Co oznacza "zielona architektura"? Wbrew pozorom nie jest nią sztuczna wyspa z wieżowcami i roślinnością, wybudowana na morzu w Emiratach Arabskich. Ani oranżeria na parterze centrum handlowego. Ideał "green architecture" to budynek, który minimalizuje swój szkodliwy wpływ na środowisko i ludzkie zdrowie. Niekoniecznie musi być naprawdę "zielony" - czasem wystarczy użycie technologii ekologicznej, która może zamienić szklany wieżowiec w budynek przyjazny środowisku.
Szkodzimy sobie i otoczeniu
Setki lat temu ludzie mieszkali w młynach wodnych lub lepiankach, mających mały wpływ na środowisko. Jednak rewolucja przemysłowa XIX wieku zmieniła wszystko - od tej pory budujemy okazałe budowle (im większe, tym lepiej) a środowisko naturalne to ostatnie, na co zwracamy przy tym uwagę. Pierwsze przymiarki do architektury organicznej były więc nieśmiałe - amerykański architekt Frank Lloyd White w latach '30 i '40 starał się uzyskać we wnętrzu efekt otwartej przestrzeni.
Zamiast więc regulować strumienie, wyrywać drzewa i równać z ziemią skały, by uzyskać teren do budowy domu w lesie, używał każdego z tych elementów jako części budynku. Jego pierwszy dom tego typu - Fallingwater w Pensylwanii - miał więc strumyk płynący salonem i spadający wodospadem na zewnątrz. Budynek, po naprawach przeprowadzonych w 2002 roku, stoi do dziś.
Praktyczny i ładny
Współcześnie przed budynkami ekologicznymi stoją już wyższe wymagania. Hearst Tower to ukończony w 2006 roku budynek autorstwa Normana Fostera, który zużywa o 25 % mniej energii elektrycznej, niż porównywalne wielkością wieżowce, a do tego wznosi się na podbudowie pierwszych pięter historycznego budynku w stylu art deco.
Zielona architektura to też specjalność Erica Corey Freed, dla którego charakterystyczne są budynki - od domów mieszkalnych, po szklane wieżowce - obsadzone w całości zielonymi roślinami, przez co wprowadzają odrobinę oddechu do miejskiej przestrzeni.
Postęp i kryzys
Dziś green architecture to już nie wymysł genialnych architektów, ale konieczność. W miastach jest coraz mniej terenów zielonych, coraz więcej za to smogu i tłoku. Nic dziwnego, że twórcy starają się znaleźć rozwiązania, pozwalające zagospodarować każdy fragment budowli a do tego jeszcze dodać odrobinę zieleni. Kryzysowe lata i degradacja środowiska wymuszają do tego oszczędność w materiałach i szukanie rozwiązań, które pozwolą oszczędzić na prądzie czy wodzie.
Nic dziwnego, że miasta zapełniają się eko-wieżowcami, zabytki odnawia się tak, by nie ucierpiało na tym środowisko a indywidualni inwestorzy coraz częściej wybierają mieszkanie w "hobbiciej norze", domu z gliny i słomy czy domku na drzewie, zamiast w tradycyjnym, drogim w eksploatacji domu.
Zielone ogrody
A jak na tym tle wypada Polska? U nas zielona architektura to w dużej mierze dopiero ostatnie dziesięciolecie. Pierwszy był budynek Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Przestronny, przejrzysty, oszklony, z pnącym się po ścianach bluszczem i imponującymi ogrodami na dachu, po których mogą przechadzać się spragnieni słońca i odpoczynku studenci.
Budynek ten został okrzyknięty najbardziej udanym projektem zrealizowanym po 1989 roku. Na działce po przeciwnej stronie ulicy właśnie powstaje druga tego typu budowla uniwersytecka. Pionowy ogród powstaje też na ścianie nowej siedziby Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej i w kilku apartamentowcach.
"Wzorcowy eko-budynek Europy" (za portalem Gazeta.pl) powstaje też przy rondzie ONZ w Warszawie. Choć architektura ma być niepozorna, budowla zużyje o połowę mniej energii elektrycznej, niż sąsiednie biurowce i będzie korzystać częściowo z energii z umieszczonych na dachu paneli słonecznych.
Ekologia pozorowana
Choć widać pierwsze sygnały, że Polska dołączy niedługo do krajów, które dbają o to, by budowle były przyjazne środowisku i zawierały elementy zieleni, póki co wielu inwestorów wciąż wybiera drogę na skróty, która ma odwrotny od zamierzonego wpływ na środowisko i mieszkańców. Rosną kolejne, w zamyśle "zielone" osiedla, w których "organiczny" efekt dają posadzone byle jak i niedobrane do otoczenia rośliny i drogie w eksploatacji, duszne patia pełne palm.
W budynkach tych częste są elementy drewniane, które jednak nie mają nic wspólnego z ekologicznym budownictwem - najczęściej to najdroższe gatunki drewna sprowadzane z innych kontynentów, które po kilku latach nadają się... do wymiany, bo nie są dopasowane do polskich warunków. Miejmy nadzieję, że z czasem takich eko-koszmarków będzie coraz mniej.
Zdjęcie otwierające artykuł: budynek biurowy w Ho Chi Minh, proj. Vo Trong Nghia Architects, fot. Hiroyuki Oki