Beata i Paweł Konarscy tworzą artystyczny duet, którego realizacje są doskonale znane warszawiakom. Na placu Krasińskich postawili wielkie kolorowe pegazy, przed ambasadą francuską blaszane koguty, a w ogrodzie BUW-u dom na drzewie. Prowadzą także modne miejsce, gdzie można kupić dobry design, a także napić się autorskich koktajli o niezwykłych smakach.

Działa Pani w duecie artystyczno-kuratorskim Konarska-Konarski. Jak pracuje się w tandemie?

Beata Konarska: Wszystkie projekty, które realizujemy w przestrzeni publicznej, realizujemy razem z moim partnerem życiowym i zawodowym Pawłem Konarskim. Poznaliśmy się na studiach, więc nasza wspólna droga jest już długa. Każde z nas zajmuje się czymś innym, ale się dopełniamy. Nieustannie coś wymyślamy podczas rozmów, wymieniamy się pomysłami i uwagami, do wszystkiego dochodzimy razem. Oczywiście sama maluję obrazy, które niejednokrotnie funkcjonują samodzielnie, pojawiając się na różnych wystawach. Ale często również sami organizujemy niekonwencjonalne wystawy mojego malarstwa i wtedy już razem wymyślamy, jak takie ekspozycje mają wyglądać.

"Koguty - Les Coqs", instalacja, 16 kogutów, blacha lakierowana proszkowo, wys. 191 cm każdy, Warszawa, Ambasada Francji, 2007-2008
"Koguty - Les Coqs", instalacja, 16 kogutów, blacha lakierowana proszkowo, wys. 191 cm każdy, Warszawa, Ambasada Francji, 2007-2008

Duet ma na swoim koncie wiele projektów w przestrzeni publicznej? Jaka idea im przyświeca? Czy to jest chęć podzielenia się swoją twórczością, popularyzowania sztuki, zmiany estetyki otoczenia, głos przeciwko instytucjom czy jeszcze coś innego?

Oczywiście każde wejście w przestrzeń publiczną jest również rodzajem ekshibicjonistycznej próby pokazania swojej pracy odbiorcom. Po części jest to również chęć wejścia z działaniami w sferę, gdzie nie można tak do końca zapanować ani nad ekspozycją, ani nad odbiorem. Sama osobiście bardzo dużo czerpię z ingerencji innych artystów w przestrzeń publiczną.

Najbardziej lubię działania przypadkowe i nieprzewidywalne, mogą być w skali mikro lub makro, stworzone przez człowieka lub jako samoistny twór czasu, przypadku czy nieświadomej ingerencji. Takie przypadkowe spotkanie ze sztuką nadaje inny wymiar przestrzeni i życiu. Potrafi zatrzymać czas i oderwać od rzeczywistości. To są chwile, które celebruję. Wyjście do muzeum lub galerii oczywiście też jest inspirujące, ale takie miejsca są w pewien sposób sterylne, odbiór sztuki jest kontrolowany przez osobę siedzącą na krzesełku i pilnującą, żeby był zachowany spokój i cisza - to wprowadza pewną sztuczność.

Czy łatwo jest przekonać odpowiednie władze do tego, żeby sztuka zaistniała na ulicach?

Bardzo trudno. Trzeba mieć naprawdę dużo czasu, energii i determinacji. Na przykład nie udało nam się zrealizować naszego projektu "Tęcza" na placu Zbawiciela w Warszawie, nad którym spędziliśmy trochę czasu, chodząc po urzędach. Potem powstał bardzo podobny projekt (ten sam tytuł i lokalizacja), zrealizowany przez Instytut Adama Mickiewicza w Warszawie.

"Wystawa malarstwa", Warszawa, przejście podziemne Emilii Plater
"Wystawa malarstwa", Warszawa, przejście podziemne Emilii Plater

Teraz koncentrujemy się raczej na działaniach bardziej anarchistycznych, które nie wymagają niczyjej zgody, lub otrzymanie takiej zgody jest na tyle proste, że nie pochłania naszego czasu. Jest to znacznie łatwiejsza, szybsza i przyjemniejsza forma, zamiast chodzić po urzędach, możemy szybko zrealizować nasz pomysł nie czekając, aż ktoś inny, nie widzieć czemu, zrealizuje bardzo podobny. W ten sposób na przykład tworzymy długofalowy projekt "Wystawa malarstwa", w ramach którego wystawiamy moje malarstwo w przestrzeni publicznej.

A czy projekt ten nie ginie w miejskim krajobrazie upstrzonym billboardami i reklamami?

W pewnym sensie taki właśnie jest również zamysł tego projektu, żeby czasem wejść ze sztuką w ten reklamowy śmietnik i na jego tle pokazać obraz. Widoczność zależy oczywiście od skali. Na projekt składają się małe vlepki, które czasem giną w masie szyldów, ogłoszeń i innych reklam, natomiast tzw. plakaty - większa forma, są czasem bardzo widoczne i niektóre na długo wpisały się w tkankę miejską.

Zawsze staramy się znaleźć takie miejsce prezentacji, żeby powstał ciekawy kontekst pasujący do obrazu i dodający mu jakieś nowe znaczenia. Założenie projektu jest takie, jak zresztą każdego działania streetartowego, że miasto prędzej czy później wchłania takie ingerencje. Pojawiają się na nich różne dopiski, komentarze, ogłoszenia, zostają zamalowane, zaklejone itp. lub inni artyści miejscy zawłaszczają sobie ich przestrzeń. Projekt żyje własnym życiem i to jest dla nas również ciekawe. Oczywiście śledzimy zmiany i dokumentujemy proces transformacji i znikania.

Ekspozycja prac w przestrzeni publicznej to jednocześnie wystawienie ich na ciągłą ocenę. Czy często były krytykowane?

"Pegazy", instalacja, Warszawa, pl. Krasińskich, trwa od 2008
"Pegazy", instalacja, Warszawa, pl. Krasińskich, trwa od 2008 r.

Nie, raczej nie spotykamy się z krytyką, no może oprócz krytyki "Pegazów" zanim stanęły na Placu Krasińskich. Gdy „Gazeta Wyborcza”, która była patronem medialnym tego przedsięwzięcia, opublikowała wizualizację projektu, pojawiło się parę głosów krytycznych. Dotyczyły one głównie lokalizacji instalacji w pobliżu Pomnika Powstania Warszawskiego.

Wszystko, co robimy, po krótszym lub dłuższym czasie zyskuje jednak aprobatę. Nasze projekty nie mają być prowokacyjne, nie to jest w każdym razie naszym celem. Po prostu są naszymi wypowiedziami na różne tematy. Podobnie jest w przypadku designu. Pamiętam jedną zabawną historię związaną z naszymi "Lampami-Madonnami" z serii "Ludzie i święci w czterech rasach". Tym czterem lampom, w kolorach białym, żółtym, czarnym i czerwonym, przyglądała się grupa księży, z których też każdy był innego koloru skóry. Bardzo im się te lampy podobały.

A jak rozpoczęła się Państwa przygoda z designem?

Jesteśmy z zawodu projektantami, więc przygoda ta zaczęła się już na studiach. Pierwsza poważna praca projektowa to paroletnia współpraca z TVP2 i TVP Kultura i tworzenie tak zwanej oprawy graficznej i scenografii stacji. Nasza oprawa on air stacji (seria animacji, przerywników, czołówek i tyłówek bloków reklamowych etc) pt. "Inspiracje Sztuką", nawiązująca do różnych artystów i kierunków w sztuce, zdobyła parę nagród w Polsce i za granicą.

Lampa "Madonna", z serii „Ludzie i święci w czterech rasach"
Lampa "Madonna", z serii "Ludzie i święci w czterech rasach", wys. 85 cm

Natomiast pięć lat temu rozpoczęliśmy działanie Psa Czy Suki kolekcją "Zwierzęta Domowe". Chcieliśmy stworzyć serię produktów, która zbuduje wizerunek Psa Czy Suki - naszego nowo powstałego wówczas miejsca poświęconego designowi. Na początku jednak koncepcja zwierząt w domu była zbyt abstrakcyjna jak na polski rynek. Dopiero po paru latach ludzie się oswoili i tak naprawdę teraz nasze "Zwierzęta" cieszą się dużym powodzeniem i mają wielu odbiorców, mimo że sami jesteśmy już w zupełnie innym miejscu, jeżeli chodzi o projektowanie.

Pies Czy Suka to miejsce niezwykłe - połączenie sklepu, pracowni, biura, galerii i baru. Czy taka fuzja się sprawdza?

Zajmujemy się różnymi dziedzinami i chcieliśmy je połączyć w jedną całość, a koncept Psa Czy Suki nam to umożliwił. To jest nasz pomysł zarówno na miejsce, w którym będziemy mogli się realizować jako projektanci, jak również na przestrzeń wystawienniczą, gdzie możemy pokazywać prace innych twórców oraz je sprzedawać. Początkowo nie było baru, i szybko się okazało, że miejsce, które zajmuje się tylko designem, nie ma w Polsce szans na przetrwanie. Bar umożliwia funkcjonowanie tego miejsca. Oczywiście nie mógł być normalnym barem. Jest również bardzo kreatywny i otwarty na eksperymentowanie. Nasi barmani sami wymyślają koktajle, a każda karta sezonowa jest prezentacją pomysłów na nieprawdopodobne smaki i wygląd.

Pies Czy Suka Pure Bar
Pies Czy Suka Pure Bar

Pies Czy Suka to również galeria. Jaki jest klucz doboru artystów, którzy są tu prezentowani?

Zapraszamy do współpracy takich artystów czy projektantów, których projekty nam się podobają, fascynują lub ciekawią, a ich pracami chcemy się otaczać w naszej przestrzeni. Mogą to być projekty graficzne, architektoniczne, modowe, fotograficzne, wnętrzarskie lub z pogranicza tych dziedzin.

Projekt "Ściana Psa Czy Suki", który prowadzimy, jest otwarty zarówno na artystów z dorobkiem, jak i młodych twórców, którzy przesyłają nam swoje portfolio.

Teraz w Psie Czy Suce prezentujemy wystawę "UNLTD." przygotowaną razem z firmą Sony. Do udziału zaprosiliśmy pięciu projektantów (studiów projektowych), z których każdy przygotowuje obiekt pod telewizor. Wystawie towarzyszy otwarty konkurs na przygotowanie wizualizacji mebla. Prace można obejrzeć do 4 grudnia, a 14-15 grudnia będą prezentowane na "Przetworach". Kolejny projekt we współpracy z dużą firmą to seria produktów stworzona w ramach Empik Art Unlimited.

Co zdecydowało o podjęciu współpracy z Empikiem?

Mam wielki szacunek dla dużych firm, które realizują projekty niszowe lub promują polski design. To jest oczywiste, że koszt produkcji takich projektów jest wysoki w stosunku do sprzedaży, a na rynku zawsze wygrają produkty masowe. Empik wymyślił inicjatywę, do której zaprasza polskich projektantów, i promuje ich twórczość. Zawsze będziemy chętnie uczestniczyli w takich projektach, bo są one wartościowe same w sobie.

Co wchodzi w skład przygotowanej z Empikiem serii "OMG Girls i WTF Boys"?

Są to zeszyty i magnesy przedstawiające fikcyjne, popkulturowe postaci. Zostały one wykreowane specjalnie na użytek tej serii. Każda z postaci ma imię i ulubione akcesoria.

Kolekcja "OMG Girls & WTF Boys" dla Empiku – magnesy
Kolekcja "OMG Girls & WTF Boys" dla Empiku – magnesy

Tytuł tej serii jest dość odważny...

W tytule wykorzystane zostały amerykańskie skrótowce powiedzeń: "Oh my God" i "What the Fuck". To rodzaj nowomowy popularnej w szczególności w SMS-ach, komentarzach na portalach społecznościowych czy w innych krótkich formach pisanych. Skrótowce wdarły się do potocznego języka pisanego. Zjawisko to jest ciekawe, śmieszne, lekkie, i popkulturowe - dlatego chciałam je wykorzystać. Taka miała być właśnie ta seria - przystępna, a nie kontrowersyjna. Nie ma w niej żadnych ukrytych znaczeń i przesłań. Jest to ładny produkt, który każdy może sobie kupić za przystępną cenę.

A czego życzyłaby sobie Pani na przyszłość?

Chciałabym, żeby projektanci mieli większą możliwość uczestniczenia w kształtowaniu przestrzeni publicznej, żeby skończyła się obecna samowolka i żeby zniknął śmietnik reklamowy z przestrzeni publicznej. Dla mnie szokujące i kontrowersyjne jest to, że idąc ulicą, widzę w witrynach ogromne reklamy bankowe i wielkie wypłowiałe chleby czy kiełbasy, które mnie atakują i nie mam od nich ucieczki. Mam nadzieję - i tego sobie i innym życzę na przyszłość - że zostanie to w końcu prawnie uregulowane.

Beata Konarska - projektantka działająca w przestrzeni publicznej w ramach kolektywu artystycznego Konarska-Konarski. Razem z Pawłem Konarskim stworzyła i prowadzi koncept Pies Czy Suka promujący design, a także grafikę, plakat, fotografię i modę.

rozmawiała: Małgorzata Stalmierska
zdjęcia: Konarska-Konarski/Pies Czy Suka