Olga Boznańska była postacią barwną. Obdarzona nieprzeciętnym talentem, inteligentna, charyzmatyczna, niestroniąca od kontrowersyjnych przyjaźni z młodszymi mężczyznami, żyła w świecie własnego malarstwa, przygaszonego i melancholijnego.
"Japonka", 1889, wł. Muzeum Narodowe w Warszawie |
Skąd pochodzi Olga Boznańska?
Jej ojciec był Polakiem, inżynierem, a matka Francuzką, która przyjechała do Galicji uczyć francuskiego. Wychowywali dwie córki - Olgę i trzy lata młodszą Izabelę - chcąc zapewnić warunki do rozwoju ich naturalnych talentów, a jednocześnie uchronić przed wszelkimi pokusami tzw. światowego życia.
Za granicę na nauki jednak wyjechać pozwolili (w 1886 roku), choć ojciec nawet wtedy, gdy Olga Boznańska była dojrzałą artystką, starał się ją kontrolować i wspierać finansowo. Nie wiadomo do końca, czy to za sprawą rodzicielskiego klosza, czy innych okoliczności, pannom trudno było się znaleźć we współczesnym im świecie.
Iza, otrzymawszy jakże praktyczną dla ówczesnych panien naukę gry na fortepianie próbowała swoich sił jako pianistka, ale po niepowodzeniach została doktorem chemii, a potem popadła w nerwicę, alkoholizm i uzależnienie od narkotyków. A na koniec, żeby dopełnić tej tragicznej historii, popełniła samobójstwo. Olga Boznańska zaś została zdziwaczałą starą panną, której królestwem była zapuszczona paryska pracownia, a towarzyszami myszy, wśród których paradowała w niemodnych od kilku dekad sukniach.
Ponoć swego czasu była elegancką i modną damą. Plotka z czasów jej młodości głosiła, że miała nawet wyjść za mąż za malarza i profesora Paula Nauena, a kiedy ten umarł, na znak przywiązania i wierności, postanowiła nowych sukien nie kupować. Plotka ta, powtarzana jeszcze przez Józefa Czapskiego w latach 70. XX wieku, prawdziwa raczej być nie mogła, chociażby z tego powodu, że rzekomemu narzeczonemu prawdopodobnie udało się dożyć starości.
Widać to, że panna Boznańska - wykształcona, mówiąca płynnie w czterech językach, obdarzona talentem i szczególnym urokiem - żyła zamknięta w świecie własnej sztuki, sprzyjało takim plotkom.
"Portret Pawła Nauena", 1893, wł. Muzeum Narodowe w Krakowie |
Miłość i sztuka Olgi Boznańskiej
O małżeństwie nigdy nie myślała na poważnie, uznając je za rodzaj fizycznego okrucieństwa wobec kobiety. Do życia potrzebowała przede wszystkim sztuki. Wszystko, co robiła, obracało się wokół malowania. Pisała do ojca: "(...) w chwili, kiedy nie będę mogła więcej malować, powinnam przestać żyć". Tworzyła głównie portrety, szczególnie dużo na zamówienie Amerykanów. Była przy tym perfekcjonistką. Koleżanka po fachu, Zofia Stryjeńska, tak oto podsumowała w swoich pamiętnikach tempo pracy Boznańskiej: "Malowała powoli, portret robiła wprost latami. Model się zestarzał, wyłysiał, ożenił, schudł, musiał pozować, chciał czy nie chciał, chyba że umarł".
Olga Boznańska rzadko wychodziła z domu. Skupiona na własnych problemach malarskich, nie interesowała się zbytnio tym, co się dzieje na świecie i w sztuce. Jedyne życie towarzyskie, w jakim uczestniczyła, toczyło się w jej pracowni, przyciągającej tłumy przyjaciół i wielbicieli talentu artystki. Nie brakowało i adoratorów. Co ciekawe, przeważnie byli od niej młodsi o kilka, a nawet kilkanaście lat. Może dlatego we wszystkich dokumentach odmładzała się o pięć lat (urodziła się w 1865 roku).
Najpoważniejszym był malarz i architekt Józef Czajkowski, pieszczotliwie nazywany przez nią "Prosiaczkiem" (choć trafniej byłoby "Świntuszkiem") z uwagi na bujną romansową przeszłość. Poznali się w Monachium, gdzie Boznańska zaczynała swoją malarską drogę. Ona miała lat 26 i pozycję w monachijskim środowisku artystycznym, a on był znerwicowanym, sfrustrowanym 19-latkiem (!) zafascynowanym nie tylko urodą artystki, ale także jej sztuką i niezależnością. Fascynacja ta nie pozostawała nieodwzajemniona. Ponoć to Boznańska przejęła inicjatywę. Nawet się zaręczyli, choć długo to ukrywali. Gdy Czajkowski wrócił do Krakowa, pisali do siebie codziennie, także po przeprowadzce artystki do stolicy Francji.
"Bretonka", 1890, wł. Muzeum Narodowe w Krakowie |
Ostateczne rozstanie nastąpiło po dziewięciu latach, gdy byli blisko jak nigdy wcześniej - mieszkali w jednej kamienicy w Paryżu. Narzeczony pisał obcesowo: "Jak Pani sama silny nacisk na to zawsze kładła, nie chciała Pani być kobietą wobec mnie, a tylko człowiekiem, według Pani słów dwa razy starszym ode mnie i mającym absolutnie inne ideały, sposób myślenia, życia i pojmowania wszystkiego. Nie mogło z tego nic wyjść, to było anormalne, chore i z góry skazane na zagładę [...] o przyjaźni mowy nie może być. Co do miłości, Pani twierdzi, że nie jest kobietą, a ja z mojej strony jako do kobiety nigdy miłości nie czułem".
Olga Boznańska cierpiała bardzo, ale szybko u jej boku pojawił się nowy admirator, także architekt - Franciszek Mączyński. Ten był młodszy od Boznańskiej o dziewięć lat. Odpowiedzialny, dobry, stały w uczuciach kochał ją bardzo, ale musiał znosić widmo Czajkowskiego oraz osobliwego przyjaciela, jakiego artystka znalazła w niejakim Bogdanie Faleńskim, malarzu, młodszym o lat... szesnaście. Interesowały go głównie podróże, kobiety i narkotyki, a pieniądze, które przesyłała mamusia, może i były spore, ale nie wystarczały na te drogie rozrywki, szukał więc wsparcia u starszej przyjaciółki.
Prosił Boznańską o kolejne pożyczki, których i tak nie spłacał, lub o różne niezbędne "drobiazgi", jak na przykład futro. W zamian przez piętnaście lat pisywał do niej listy i nazywał "Cipusiem", "Dziedziukiem" lub "Dzieckiem", nie ukrywając przy tym, że naturę może i ma kochliwą, ale artystką akurat w tym aspekcie zainteresowany nie jest. Boznańska nie przyjęła tego lekko. A do tego prawdziwie zakochany Mączyński nie wytrzymał tego dziwnego trójkąta i po sześciu latach zabiegania o serce wybranki po dżentelmeńsku się wycofał. Została sama, ze swoją sztuką.
"Wnętrze", 1906, wł. Muzeum Narodowe w Krakowie |
Obrazy o przygaszonej palecie barw
Obrazy Boznańskiej, o przygaszonej palecie barwnej, ewokują atmosferę intymności, ale też zadumy czy nawet melancholii. Jeden z krytyków pisał o nich w 1902 roku nazywając artystkę "szarą malarką": "Obrazy jej, jakby utkane z mgieł wieczornych, personifikują czar i urok szarej godziny". Inni także podkreślali, że ukazują one rzeczywistość jakby przez mgłę. Złośliwie można by powiedzieć, że raczej przez opary tytoniowego dymu, który nieustannie towarzyszył jej w pracy, podobnie jak ogromne ilości herbaty. Ten specyficzny stimmung swoich prac artystka komentowała tak: "Cała krytyka pisze, że smutne. Co ja zrobię, że smutne? Nie mogą być inne niż jestem, jak podkład smutny, to wszystko, co na nim wyrośnie, smutnem musi być".
Boznańska to bez wątpienia czołówka polskiej sztuki. Ale, z czego może nawet nie do końca zdajemy sobie sprawę, także europejskiej. Jej prace były pokazywane i nagradzane niemal na całym świecie. Uznaniem cieszyła się do końca. Zdobyła Grand Prix na wystawie światowej w Paryżu (1937), a rok później artystkę doceniono na biennale w Wenecji. Umarła w 1940 roku.
"Wnętrze pracowni", 1895, wł. Muzeum Narodowe w Warszawie |
Jako portrecistkę prawdziwie międzynarodową ma ją ukazać trwająca obecnie w Muzeum Narodowym w Krakowie wystawa "Olga Boznańska (1865-1940)". Pokazano tu w sumie 180 dzieł. Oprócz najważniejszych prac Boznańskiej pochodzących z kolekcji z całego świata, między innymi z Muzeum Orsay w Paryżu, Galerii Ca' Pesaro w Wenecji czy Smithsonian American Art Museum w Waszyngtonie, jest także około 30 obrazów innych twórców. Tych, z którymi artystka jest porównywana, i tych, którzy ją inspirowali. Obok "Dziewczynki z chryzantemami" zobaczymy zatem "Portret infantki Małgorzaty" Diego Velázqueza, "Portret Berthe Morisot" Édouarda Maneta czy "Neapolitankę" Jamesa McNeilla Whistlera. Po prezentacji w Krakowie (do 2.02.2015), wystawę obejrzymy w Muzeum Narodowym w Warszawie (26.02.-2.05.2015).