Są obrazy, które człowiek traktuje z respektem, należnym talentowi twórcy, ale nigdy w życiu nie zaprosiłby ich do domu. Nie będę wymieniać, oczywiście, żadnych nazwisk, jednak jestem pewna, że każdy, na własny użytek mógłby sporządzić taką listę. Na przeciwległym krańcu szali znajdują się dzieła, które chcielibyśmy wchłonąć, pozwolić im wrosnąć w nasze ściany. W końcu stajemy się tym, co jemy - także oczami.
Talent, który przekracza widzenie
Dobrze jest żyć z obrazami Jeremiasza Popiela, wyjątkowego młodego artysty, dla którego rysowanie, malowanie stało się najważniejszym sposobem komunikacji. Mało powiedzieć, że Jeremiasz ma ogromny talent. Stworzona przez niego technika malarska pozwala wydobyć z rzeczywistości znacznie więcej, niż dostrzegamy na pierwszy rzut oka. Pociągnięcia ekspresyjnych linii dają realistyczny obraz - każdy bez trudu rozpozna malowane przez niego Miasta Świata. Jednocześnie prowadzą nas dalej, głębiej. Tak jakbyśmy zaglądali pod podszewkę rzeczywistości. Jest materia, ale jest też dużo więcej poza nią.
Technika, która ożywia miasta
Kiedy obserwowałam, jak pracuje Jeremiasz - rozrzucając po powierzchni papieru najpierw plamy jednego koloru, potem drugiego, następnie kolejnego - nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że on wie, co znajduje się po tej drugiej stronie obrazu. Rozbił go w swoim wnętrzu na drobne cząstki, a potem ponownie scalił, włączając do kompozycji kawałek nienazwanego. Cząstki tajemnicy przedostały się na powierzchnię rysunku. Wibrują w każdej kolorowej kreseczce.
I pewnie dlatego, gdy patrzę na obraz jeremiaszowego miasta, zaglądając w migoczące kolorami okna, wydaje mi się, że słyszę setki ludzkich głosów, ich historie - mimo że akurat na tym rysunku nie widać ani jednego człowieka. Miasta Jeremiasza w dużej części są bezludne, choć, oczywiście nie wszystkie. Kilka sylwetek widać we wnętrzu Wielkiego Meczetu w Kordobie. I choć jest ich zaledwie kilka, dociera do mnie tysięczne echo dawniejszych kroków. Ba, czuć nawet zapach tego niezwykłego miasta. To są właśnie te cząstki tajemnicy.
Nowy Jork oczami artysty - tłok, intensywność, samotność
Z kolei kolorowe nowojorskie samochody, neony, znaki restauracji cisną się na rysunku tak, że ma się wrażenie, jakby zaraz miał eksplodować, rozpaść się w abstrakcję. Po prostu czuję ten tłok, tę intensywność i jednak samotność - miasta, i malarza. W tak rozpędzonym, przeładowanym przedmiotami i budynkami mieście trudno dotrzeć do człowieka. A ludzie bardzo malarza interesują.
Dowodem jest cudowna seria portretów z Indii i Afryki. Chyba najbardziej fascynuje mnie w nich to, że z jednej strony oddają spojrzenie pełne szczerej ciekawości, tak jakby swoim rysunkiem malarz chciał dotknąć innego, pieczołowicie odwzorowując wszystkie interesujące detale. A z drugiej strony w jego obrazach zupełnie nie ma politycznej poprawności, modnego wyboru póz czy rekwizytów. Jeremiasz mówi: owszem, różnicie się ode mnie, ale właśnie to mnie w was interesuje, to jest wasze bogactwo, ale też moje - bo dostrzegam wartość tych różnic. Poszerzam pole widzenia. Czy nie to samo można powiedzieć również o Jeremiaszu?
Aktualnie z pracami artysty można zapoznać się na żywo w Galerii "Apteka Sztuki"
przy al. Wyzwolenia 3/5 w Warszawie.
Wystawa "Świat według Jeremiasza" trwa do 8 marca 2024.
Zn. 3201