Mira zdecydowała się na zamieszkanie na warszawskich zielonych Bielanach głównie ze względu na bliskość przyjaciół. Ma ich dosłownie za rogiem, a z żadną inną częścią miasta nie czuła się związana. Choć wcześniej mieszkała i w Śródmieściu, i na Mokotowie. Miejsce było jednak atrakcyjne - ciche i blisko stąd do zielonych, wypoczynkowych przestrzeni Kępy Potockiej i Lasku Bielańskiego. Rowerem można dotrzeć nad brzeg Wisły, skąd dla wytrwałych już niedaleko do Puszczy Kampinoskiej. Problemów nie nastręcza też dojazd do centrum miasta, jeśli trzeba skorzystać z komunikacji miejskiej - jeżdżą tu autobusy, są stacje metra na Potockiej i pobliskim, żoliborskim już Placu Wilsona.
Mira wybrała mieszkanie 50-metrowe, takie w sam raz dla singielki, zapracowanego prawnika. W prostym układzie: salon z przyległą otwartą kuchnią, sypialnia, łazienka oraz taras. Nie traktowała tego lokum jako docelowego, nie myślała też o nim jak o etapie przejściowym. Liczyło się tu i teraz. A teraz najważniejsze było dopasowanie wnętrza do jej potrzeb, więc na początek należało je nieco przebudować. Na tym etapie kierowała się własną intuicją i podpowiedziami "majstrów od wykończeń".
Dzięki temu zniknęła jedna ze ścian, ta prowadząca do sypialni i tworząca wąski korytarzyk. Zgodnie z pierwotnym projektem miała się w niej znaleźć szafa. Ostatecznie po usunięciu ściany usytuowano ją zaraz przy wejściu, po prawej stronie. Od strony salonu zdobi ją - i skutecznie maskuje - efektowne, wykonane na zamówienie powiększenie zdjęcia autorstwa artystki-fotografika Anny Aniołek. Przesunięte zostało także wejście do sypialni, dzięki czemu rozrosła się przestrzeń dzienna.
Mira planowała także zmiany w otworach drzwiowych. Chciała je podwyższyć, by wraz z linią okien stanowiły logiczną i harmonijną całość. Wszystkie miały być przesuwne. W pełnej realizacji tego zamysłu przeszkodziły jej i warunki techniczne, i zwykłe "zagapienie". Rekompensują jej to drzwi do sypialni - sięgające sufitu, duże, szklane.
Od początku, od momentu podpisania umowy z deweloperem, myślała o zaangażowaniu projektanta do aranżacji całości. Rozmawiała ze znajomymi, którzy - tak jak ona - wykańczali własne domy i mieszkania. Przyglądała się efektom ich prac i z pasją wertowała dostępne na rynku czasopisma wnętrzarskie. Ciągle jednak miała wątpliwości i czuła niedosyt, bo choć styl miała określony, to wizja wnętrza nijak nie mogła nabrać konkretnego kształtu. Skorzystała w końcu z pomocy poleconej przez znajomą architektki, która zaprojektowała całą teletechnikę - rozmieszczenie punktów oświetlenia, gniazdek elektrycznych, TV i internetowych. I tyle zdążyła - dalszą współpracę przerwało przyjście na świat jej potomka.
Tak więc Mira znów musiała się zabrać za poszukiwania. Niespodziewanie pomógł jej przypadek. Któregoś wieczora, w drodze powrotnej do domu zepsuł się jej samochód. Czekając na pomoc drogową, by nie tkwić na deszczu i zimnie, schroniła się do pobliskiej restauracji. Jej wnętrze już od progu ją zafascynowało. To było to, o co jej chodziło! Szybko ustaliła, że projektantka i właścicielka lokalu to ta sama osoba. W ten oto sposób do aranżacji mieszkania została zaproszona Iza Skorupka.
Musiała tylko się zmieścić w określonej przez Mirę regule 3xP: Pusto, Prosto i trochę Postindustrialnie. Do tego doszły także wymagania co do kolorystyki - koniecznie szaro i fioletowo. I kolejne - żadnych glazur i terakot. Oraz ostatnie - centralnym punktem salonu będzie duża, jak największa kanapa, zaś reszta mebli, o ile tylko to możliwe, ma być podwieszana.
Projektantka doskonale przełożyła pomysły Miry na konkretne rozwiązania. I choć ustalenie ostatecznego kształtu zabrało paniom trochę czasu, to efekt końcowy był dokładnie tym, czego oczekiwała Mira. Autorskie pomysły Izy Skorupki to: stolik w kuchni powiększany lub pomniejszany dzięki wyjmowanej (tak!) jednej ćwiartce oraz wisząca w przedpokoju szafka.
Ozdobę mieszkania stanowią plakaty, w tym ten Stasysa Eidrigeviciusa, który towarzyszy Mirze już od 10 lat.
A w ostatnim czasie, w ślad za pojawieniem się w jej życiu Krzysztofa, w łazience pojawiła się... glazura. Teraz zresztą planują zamienić to mieszkanie na większe, bo przestało być wystarczające dla dwojga.