- Nie pamiętam za dobrze, jak wyglądał pałac w Korczewie, kiedy mieszkałam tu z rodzicami, ale po powrocie dokładnie wiedziałam, gdzie był mój pokój. - Wspomina Beata, zapytana o moment powrotu do Korczewa w 1990 roku. Nie rozpamiętuje zanadto stanu, w jakim znajdował się wtedy budynek. A był on - mówiąc wprost - ruiną. Po tym, jak majątek rodziny Ostrowskich stał się własnością państwa, działy się tu różne rzeczy, raczej nie związane z ochroną zabytków. Był tu między innymi GS, z magazynem nawozów sztucznych w rokokowej sali balowej.

 
Prace renowacyjne w pałacu zakończono w roku 1939. Wtedy jednak cała rodzina była zmuszona wyjechać z kraju. Córki hrabiny wróciły tu dopiero po upadku komunizmu. Pałac był zrujnowany, tym razem nie z powodu wojny, lecz działań władzy ludowej

Drewniane schody, hol i antresola zachowały się w dość dobrym stanie. Tylko dlatego jednak, że wykonano je z czarnego dębu - drewna sezonowanego w wodach pobliskiego Bugu - tak twardego, że po siekierach ludzi chcących schody porąbać i spalić zostały tylko ślady, i to nawet nie na tyle szpecące, by Beata musiała myśleć o remoncie stopni czy poręczy.

Niestety, cała reszta wystroju i wyposażenia pałacu w Korczewie uległa grabieży i dewastacji. Zostały mury i to niekompletne. W takim stanie, dwadzieścia lat temu, córki hrabiego Krystyna Ostrowskiego i jego żony Wandy, odzyskały pałac w Korczewie.

- I tak miałyśmy szczęście, że nie musiałyśmy płacić, jak inni. - Przyznaje Beata. Ale to szczęście dotyczy tylko zniszczonego pałacu, jeśli bowiem chodzi o resztę majątku - w sumie dwadzieścia tysięcy hektarów ziem – to właścicielka ma prawo... pierwokupu. Bez możliwości negocjowania ceny, które to ograniczenie nie dotyczy już kupców mogących nabyć nieruchomość, gdyby Beata z niej zrezygnowała.

 
Drewniane wykończenie schodów, drzwi i antresoli jest oryginalne.   Kuchnia to przykład na to, z jaką łatwością przychodzi pani Beacie łączenie stylów

Beata Ostrowska - Harris nie jest jednak na pewno osobą, która łatwo się poddaje czy zniechęca. Razem z nieżyjącą już siostrą Renatą, która była starsza, więc dobrze pamiętała "Perłę Podlasia" sprzed wojny, rozpoczęła odbudowę pałacu.

Czas Polski Ludowej spadkobierczynie Korczewa spędziły w Wielkiej Brytanii, gdzie wiodło im się dość dobrze. Mąż Beaty, Rodney Harris, kierował dużą agencją reklamową, a ona sama prowadziła hurtownię antyków. Kupowała pojedyncze sztuki, podróżując po Europie, a jej klientami byli nawet dekoratorzy wnętrz ze Stanów Zjednoczonych, którzy przyjeżdżali do Londynu specjalnie do niej. Okres przemian ustrojowych w Polsce zbiegł się z pewnym zastojem w interesach, dlatego decyzja o przeprowadzce do Polski była może trochę łatwiejsza, ale i przynosząca wiele "komplikacji".

- Jak na warunki Polskie, mieliśmy trochę pieniędzy, ale nie tyle, żeby odbudować pałac - wspomina pani Beata - musieliśmy rozkręcić jakiś biznes. Szło raz lepiej, raz gorzej. Dziś właścicielka "Perły Podlasia" prowadzi ich kilka i planuje kolejne. W pałacu cały czas trwają prace konserwatorskie, Beata działa też w samorządzie i organizacjach społecznych. Odbudowuje swój dom, ale nie zamierza zazdrośnie go strzec, pałac można zwiedzać, można odpoczywać w ogromnym parku, a nawet korzystać ze znajdującego się w nim starosłowiańskiego miejsca kultu.

Dla siebie mieszkanie w pałacu w Korczewie właścicielka urządziła w dawnej oficynie, która, jak na obecne warunki jest całkiem okazałym domem. Urządziła go oczywiście antykami i… meblami zrobionymi i ozdobionymi własnoręcznie przez męża Rodneya, który - gdy przeniósł się na stałe do Korczewa - odkrył w sobie ten niezwykły talent. Na ścianach domu i pałacu wiszą też obrazy namalowane przez Wandę Ostrowską, mamę Beaty. Dom właścicielka urządziła wspólnie z mężem, razem planowali i projektowali wnętrza. Na początek pomalowali kuchnię na intensywny, czerwony kolor. - Wszędzie, gdzie mieszkam, muszę mieć jakieś pomieszczenie pomalowane na czerwono, tutaj jest to kuchnia.

Czerwony kolor, jak wiadomo, dodaje energii. Zastanawiam się, czy ten odcień nie dodaje jej trochę za dużo... Beata nie dość, że sama jest wyjątkowo aktywną kobietą biznesu, jeszcze innych zaraża chęcią działania i optymizmem. Nie tak na ogół wyobrażamy sobie arystokratkę. Myślimy o zasadniczej, oszczędnej w słowach, poważnej damie, a w pałacu w Korczewie spotykamy damę na luzie, z poczuciem humoru, emanującą pozytywną energią. Jej dom jest piękny. Ale to spotkanie z nią samą robi największe wrażenie.