Kiedy, odwiedzając przypadkiem salon meblowy, zobaczyli nietuzinkowe łóżko, obciągnięte kremową skórą, o zaoblonych, już na pierwszy rzut oka "wygodnych" kształtach, natychmiast zapragnęli je mieć. I uznali, że taki mebel to wystarczający powód, by zbudować dom - jak wspominają dziś ze śmiechem. A tak poważnie, Ula i Daniel budowę własnego domu brali pod uwagę od początku małżeństwa.
- Wcześniej żadne z nas nigdy nie mieszkało w bloku i raczej nie wyobrażaliśmy sobie życia na piętrze jakiegoś apartamentowca - opowiada Ula. Wprawdzie gdy na świecie miał się pojawić ich drugi synek i stało się jasne, że szybko będą potrzebowali większego lokum, przez chwilę rozważali kupno mieszkania, ale taki pomysł przemknął i znikł. Pojawiła się natomiast możliwość kupna idealnej działki - 1400 m², tuż obok podwarszawskiego Lasu Kabackiego. W pięknym miejscu i w dodatku w sąsiedztwie rodziców Uli. Nic lepszego nie mogło się trafić!
Dom miał być nowoczesny - bez dwóch zdań. Rodzinne domy obojga były urządzone w stylu rustykalnym. We własnym chcieli mieć inaczej, pójść z duchem czasu. Proste formy, dużo powietrza, gdzieniegdzie połysk szkła. - W Internecie znaleźliśmy pracownię Domy z Wizją. Ich projekty miały wszystko, o co nam chodziło: nowoczesność, funkcjonalność, światło, przestrzeń... Jednym z podstawowych warunków tego, który mieli przygotować dla nas, była właśnie przestrzeń nad salonem. W najwyższym punkcie jest tu 5 metrów wysokości! Mieści się więc naprawdę duża choinka, z czego uciechę mają nie tylko dzieci - śmieje się pani domu.
A na co dzień w salonie przede wszystkim zwraca uwagę kanapa. Fioletowa kwintesencja wygody - jak żartem mówią o niej gospodarze - kupiona bez namysłu, spontanicznie, zdecydowanie króluje we wnętrzu. Zanim jednak tutaj stanęła, trzeba było dobrze przemyśleć całość aranżacji. - Od razu wiedzieliśmy, że nie zrobimy tego samodzielnie - mówi Ula.
- Mieliśmy oczywiście własną ogólną wizję, ale zgodnie uznaliśmy, że to stanowczo za mało. Powierzyliśmy więc zadanie projektantce, Agacie Danowskiej z pracowni Ejsmont, poleconej przez naszych znajomych. O tym, że jej pomoc jest nieoceniona, przekonaliśmy się już na etapie wyboru kolorów. To ona zaproponowała biel jako podstawę. I słusznie, bo to kolor, który rozświetla i jest pięknym tłem dla wszystkiego, co chce się wyeksponować. Natomiast "kanapowy" fiolet tu już mój pomysł. Tego kolorystycznego duetu konsekwentnie się trzymaliśmy.
Pojawiły się więc fioletowe lampy nad białym stołem w jadalni, fioletowe szkło lacobel nad blatami w białej kuchni, fioletowe rolety w białych okiennych ramach, a obok fioletowej kanapy - biały stolik...
- Pani Agata proponowała rozwiązania, sprzęty, materiały, jeździła ze mną do sklepów, a ja wybierałam. Na niektóre rzeczy, jak halogenki w czarnych kubikach na suficie w kuchni, sama bym nie wpadła. Do innych, jak bielony dąb na podłodze w salonie, trzeba było mnie przekonać. Dość dobrze jednak wiedziałam, czego chcę, więc z podejmowaniem decyzji nie miałam problemu.
Jeśli już pojawiały się problemy, to z zupełnie innej strony. Na przykład, gdy na jednej ze ścian w salonie położono łupek kamienny, okazało się, że jego górna linia nie schodzi się z sufitem. Bo sufit jest nierówny! Albo przygoda z marmurem do łazienki na piętrze: był w jednym kawałku, bardzo długim. Dokładnie dwa metry i sześćdziesiąt dwa centymetry. Jak wnieść coś takiego, kiedy ściany już stoją i otwór drzwiowy jest, jaki jest? Pięciu panów miało z tym kłopot! Tapeta w holu, drukowana specjalnie dla nas, której dopiero trzecia wersja dała się położyć tak, żeby kółka wzoru idealnie się schodziły, to przy tym drobiazg.
Chociaż podobnych "drobiazgów" - jak to przy każdej budowie - zapewne było jeszcze kilka, udało się skończyć przedsięwzięcie w założonym terminie. Na miesiąc przed przyjściem na świat najmłodszego członka rodziny. Od tamtej chwili niebawem miną trzy lata - dość czasu by móc ocenić nowy dom. - I żeby go docenić - dodaje Ula. - Bo trzeba przyznać, że wszystko tu zdało egzamin i wciąż mi się podoba.
Począwszy od holu z unikalnymi schodami, które wyglądają tak lekko, jakby wisiały w powietrzu, przez otwartą przestrzeń białego salonu połączonego z jadalnią i kuchnią, po sypialnię na piętrze, gdzie ostatecznie stanęło wypatrzone niegdyś obite kremową skórą łóżko. To samo - żartuje - dla którego warto było zbudować dom...