Długo zastanawiałam się, jak opisać moje mieszkanie, bo ono nie jest po prostu mieszkaniem. Jest oazą ciszy i spokoju zawieszoną nad zgiełkiem Warszawy. Jest ciepłą i przytulną przestrzenią w środku stalowo-betonowego centrum stolicy. Jest DOMEM.

Ten dom stworzyliśmy z mężem, na 22. i 23. piętrze jednego z apartamentowców na Woli. Decyzję o kupnie podjęliśmy właściwie w kilkanaście minut po wjechaniu windą na ostatnie piętro. Zachłysnęliśmy się widokiem, przestrzenią, możliwościami.

Pełen słońca salon z biblioteką   Wysokie przeszklenia wpuszczają dużo światła do salonu
Taras, na który prowadzą dwa wyjścia - od strony jadalni oraz salonu, jest użytkowany od wczesnej wiosny do późnej jesieni, a kolacje z widokiem na rozświetloną Warszawę nie mają sobie równych. Wyjścia strzegą rzeźby Jeana Phllippe’a Richarda i Sławomira Micka.

Pierwszy poziom był podzielony na kilka malutkich pokoi, dwie niewielkie łazienki, kuchnię i przedpokój. Drugi był kompletnym przeciwieństwem - pusta, niczym nie ograniczona przestrzeń. I tysiące możliwości, pole do popisu dla wyobraźni. Zburzyliśmy wszystkie ściany, tworząc duże przestronne pomieszczenia, płynnie przechodzące jedno w drugie, które wykreśliła nam i pięknie rozrysowała, architektka Katarzyna Grabowska.

Nasza współpraca nie była jednak typowa, czyli pomysł architekta, akceptacja, wykonanie. To były godziny spotkań, rozmów, negocjacji, burzy mózgów, uzgadniania, ustępstw z jednej i drugiej strony, a także na przykład moje precyzyjne wyliczenia, ile dokładnie centymetrów drążków potrzebujemy w garderobie, ile szuflad, ile półek. I tak właściwie przy każdym pomieszczeniu. Urządziliśmy je już w zasadzie samodzielnie. Mimo, że podobają nam się minimalistyczne i ascetyczne wnętrza, mieszkanie okazało się nie być takie ani trochę. Jest przytulne i łączy w sobie nowoczesność z klasyką. Nie ma w nim "wielkiego designu", niesamowitych projektów czy rozwiązań, elektroniki, gadżetów od kreatorów. Jest za to funkcjonalność, przestrzeń, ciepło.

Salon z antresola i przeszkloną ścianą   Domowa biblioteka na ścianie salonu z antresolą
Niewątpliwie największą atrakcją mieszkania jest 6-metrowa biblioteka z kilkoma tysiącami książek "rozpięta" na jednej ze ścian salonu, którego wysokość na dwa piętra robi naprawdę duże wrażenie. Jedynym bardzo nowoczesnym przełamaniem tego ciepłego wnętrza jest sufitowa lampa Raimond firmy Moooi, czyli matematycznie rozplanowane LED-owe światełka, dające blask rozgwieżdżonej nocy.

Mebli niewiele. Większość zrobiona przez stolarzy na zamówienie. Jedynie kuchnia jest modułowa - firmy SieMatic. W salonie królują niezwykle wygodne kanapy firmy Comforty, a w jadalni duży drewniany stół Gervasoni z porcelanowymi nogami, do którego zasiada się na krzesłach z IKEA.

Trudno powiedzieć, w czym tkwi magia tego miejsca. Czy w ogromnej ilości książek (dotychczas zebraliśmy ponad cztery tysiące tytułów), dużej liczbie obrazów, dodatków i rzeźb. A może to zasługa ciepłego światła, trawertynu na podłodze i ścianie, drewna, czy wreszcie ciągle zmieniającego się, żywego obrazu za oknem - tej mozaiki świateł i kolorów, i nieograniczonej przestrzeni, ciągnącej się aż po horyzont.

Przestronna jadalnia z widokiem na panoramę Warszawy   Nowoczesna otwarta kuchnia w kolorze grafitowym
Marta jest pasjonatką gotowania. Często zaprasza znajomych i rodzinę na obiady czy kolacje. Zawsze marzyła o ogromnej zamkniętej kuchni, z dużą ilością blatów roboczych. A jednak wybrała kuchnię otwartą, z niewielkim blatem... Ale udają się przyjęcia nawet na ponad dwadzieścia osób. 

To prawda, że trudno mi pisać o tym wnętrzu bez egzaltacji, ponieważ ta egzaltacja i nieustanny zachwyt pozostają w nas do dzisiaj, i aż sami czasami się dziwimy: jak długo jeszcze można, przecież to już nudne. A potem wracamy po dłuższej nieobecności, przekraczamy próg mieszkania i wzdychamy: ach jak tu pięknie.

Mieszkanie, tak jak i nasze życie, jest zdominowane przez sztukę. Jako że sama jestem literatką, jak lubię siebie określać, ponieważ piszę i poezję, i prozę, nie wyobrażam sobie życia bez literatury, którą po prostu pochłaniam. Mój mąż natomiast, biznesmen nie związany z branżą artystyczną, również nie wyobraża sobie życia bez albumów o sztuce. Kupuje je pasjami, można powiedzieć w ilościach hurtowych (niejednokrotnie podczas pobytów za granicą, trzeba było kupować nadprogramową walizkę na albumy). Interesują go też książki o tematyce filozoficznej i historycznej.

Przestronna sypialnia pełni też rolę gabinetu pisarki   Przestronna sypialnia w stylu glamour
W przestronnej i niezwykle słonecznej sypialni króluje ogromne łóżko Hästens, ale znalazło się również miejsce na kącik pisarski gospodyni, na który składają się szare drewniane biureczko i krzesło włoskiej firmy Potocco.

To właśnie on wymyślił bibliotekę, która robi naprawdę duże wrażenie - sześć metrów wysokości, dziewięć półek po sześć metrów długości każda. Dziś jest już całkowicie wypełniona i nie bardzo wiadomo, co robić z nowymi książkami, których przybywa. Ponieważ salon nie jest bardzo duży, nie zdecydowaliśmy się na zamontowanie drabiny na stałe – wybraliśmy teleskopową, ukrytą za zasłoną. Za każdym razem pada więc pytanie: ha ha, a jak sięgacie po książki z samej góry?

Książki mogłabym mieć wszędzie, i tak w zasadzie jest. Podobnie jest z obrazami. Mamy szczęście znać, a nawet mieć w rodzinie, kilku wspaniałych artystów. Córka męża, Olga Bednarz, skończyła z wyróżnieniem łódzką ASP i specjalizuje się w grafice; dzięki temu jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami kilkunastu jej grafik. Znajomość z inną obiecującą młodą artystką Anną Halarewicz, zaowocowała nie tylko przyjaźnią, ale i okładkami do mojej powieści "(nie)winna" (wyd. Melanż, 2013) oraz tomiku poezji "okno życia" (wyd. Melanż, 2013). Mamy też na ścianach kilka jej prac olejnych i akwareli.

Salon kąpielowy z mozaiką Bisazza   Kamień naturalny jako okładzina ścienna w łazience
W pokoju kąpielowym leżąc w wannie, można podziwiać widok na Pałac Kultury i centrum Warszawy. Klimatu dodaje LED-owe oświetlenie nad ścianą wyłożoną mozaiką Bisazza i wokół imponującego lustra, które według projektu architektki wykonała firma Republika Szkła.   W eleganckiej toalecie na parterze króluje naturalny kamień. Nieduże Pomieszczenie optycznie powiększa duże lustro i tafla szkła oddzielająca prysznic.

W domu wiszą obrazy polskich artystów. Wyjątkiem jest grafika Salvadora Dali, którą przywieźliśmy niespodziewanie z jednego z weekendowych wyjazdów. Podobnie niespodziewanie i nieplanowanie, z wyjazdu na narty, przywieźliśmy naturalnych rozmiarów rzeźbę kobiety z brązu, francuskiego artysty Jean Philippe Richarda. Nasza ulubiona pamiątka jest jednak malutka. To porcelanowa miseczka z manufaktury Picassa, podarowana mi przez dziadka, którą on z kolei otrzymał od samego artysty podczas pobytu w Prowansji. Miseczkę stłukła moja mama, kiedy była dzieckiem, pieczołowicie skleiła ją babcia, a teraz stoi u nas w mieszkaniu na honorowym miejscu.

To wielkie szczęście, stworzyć i mieć wnętrze, do którego nieustannie chce się wracać, i w którym pragnie się przebywać. Mimo, że kiedyś obiecywaliśmy sobie, że po przeprowadzce do centrum, skąd jest wszędzie blisko, będziemy często wyskakiwać na drinka albo kolację… Niewiele z tych obietnic zostało, ponieważ kiedy przychodzi weekend po prostu wolimy zostać w domu, zaparzyć herbatę, włączyć muzykę klasyczną i zatopić się w książkach i albumach.