Dla Agnieszki Pudlik, właścicielki marki BBHome i propagatorki stonowanej elegancji, nie była to łatwa realizacja. Ale zakończona sukcesem. 60-metrowe mieszkanie na warszawskim Starym Mieście przed remontem wyglądało jak wyjęte z katalogu marketu budowlanego - schludne, ale absolutnie plastikowe. Nowa właścicielka, energiczna managerka pracująca w międzynarodowych korporacjach, która po latach wróciła do Polski, chciała je zamienić w piękną i komfortową przestrzeń dla jednej osoby. Butikowe mieszkanie, spełniające jej wymagania estetyczne i praktyczne - z naciskiem na to, aby pomieściło dziesiątki ulubionych kolorowych żakietów i spódnic plus równie imponującą kolekcję obuwia. A ponadto odzwierciedlało żywiołową osobowość i temperament nowej pani domu.
Rozpoczęto totalną przebudowę: z zastanego wnętrza zachowano jedynie podłogę i zabudowę kuchni. Priorytetem było wygospodarowanie jak największej liczby schowków i szaf, potrzebnych do przechowywania wszystkich skarbów właścicielki, której minimalizm nie jest bliski. Dlatego szafy zajmują nie tylko całą ścianę w sypialni, ale są też poukrywane w salonie, przy łazience, a nawet obudowują słup kominowy. Pomalowano je taką samą farbą jak resztę ścian i ozdobiono sztukaterią, dzięki czemu są na pierwszy rzut oka niewidoczne. To m.in. sztukaterie, podobnie jak szerokie listwy przysufitowe i podłogowe, nadają wnętrzu ton klasycznej elegancji. Szary, jako kolor bazowy - i biel naszych czasów - był wyborem naturalnym. Chodziło o to, by na spokojnym tle mogły wybrzmieć wyraziste formy i kolory mebli. Ale decyzję o wyborze odpowiedniego odcienia podjęto, jak śmieje się projektantka, po dziesięciu tysiącach prób.
W mieszkaniu zmieniono układ ścian, aby powiększyć łazienkę i sypialnię. W tej ostatniej wydzielono też kącik do pracy. Do pomieszczenia prowadzi dwoje drzwi. Kiedy się je otworzy, pozostaje tylko wąska ścianka oddzielające sypialnię od salonu, co daje efekt jednej wspólnej przestrzeni. Łóżko, podobnie jak wszystkie szafy, robione było na zamówienie. Projektantce udało się namówić klientkę na to, żeby wnękę za nim ozdobić tapicerką w kolorze starego złota. Trudniej było przekonać ją do mosiężnych (zamiast srebrnych) gałek w szafach. Ostatecznie jednak się udało.
Polem do sporów stała się też łazienka: wygrała klasyczna, biało-czarna wersja, z polerowaną czarną szafką pod umywalką i poukrywanymi w ścianach szafami i wnękami, mieszczącymi wszystkie niezbędne drobiazgi i bibeloty. Aby optycznie powiększyć małe pomieszczenie, zastosowano jeszcze jeden prosty zabieg - lustro na całą ścianę. Zresztą jednym z głównych celów przyświecających przebudowie całego mieszkania było stworzenie iluzji większej przestrzeni. Stąd np. pomysł barku przy kuchni, wykonanego z postarzanego lustra. Z jednej strony nie błyszczy w sposób nachalny, z drugiej - odbija światło z okien. Na etapie realizacji stał się co prawda kością niezgody, ale ostatecznie projektantka jest dumna z uzyskanego efektu.
Właścicielka nie trafiła do BBHome przypadkiem - od lat jest stałą klientką marki. Lubi przedmioty o barokowych kształtach i zdecydowanych kolorach. Taki jak stojąca w salonie czarna komoda, którą kupiła kilka lat temu. Ale kiedy zażyczyła sobie, żeby sofa była ogniście czerwona, Agnieszka Pudlik powiedziała: - Wykluczone. Ja czerwonej nie zrobię. Chętnie natomiast przystała na kolejną propozycję – szmaragdowy odcień weluru. Czerwień została co prawda przemycona do salonu, ale w bardziej dyskretny sposób - przy stole w kąciku jadalnym stanęły dwa krzesła w tym kolorze.
- Barwna osobowość inwestorki, jej południowy, hiszpański temperament, przełożyły się na to wnętrze. Chętnie z tego korzystaliśmy, bo zupełnie nie było w niej lęku, wręcz odwrotnie - była pierwsza do draki - śmieje się Pudlik. Na przykład wtedy, kiedy wpadła na pomysł, że kupi obraz Beaty Murawskiej: czerwono-różowo-zielone tulipany. Do salonu, na całą ścianę. Projektantka była zdecydowanie przeciwna, mówiła, żeby tego nie robiła. W ramach żartu i zadośćuczynienia przyniosła na sesję zdjęciową bukiet czerwonych tulipanów, mówiąc: - Proszę, są czerwone tulipany. Finał? Charakterna menedżerka postawiła na swoim i od niedawna obraz zdobi salon. A Agnieszka Pudlik przyznaje, że znakomicie koresponduje z zielenią sofy. Mówi, że to była nietypowa relacja - zwykle klienta trzeba namawiać na kupno jakichś przedmiotów. Tutaj odwrotnie, musiała ograniczać dokładanie kolejnych elementów. Wspomina, że podczas prac trwał ciągły konflikt, ale konstruktywny, z dużą dozą humoru i sympatii dla odmienności. Chociaż trudne momenty się zdarzały, bo przecież niełatwo jest pogodzić wodę z ogniem.
Projektantka z rozrzewnieniem wspomina wieczór, który zwieńczył pracę nad tą realizację: została zaproszona przez swoją, zaprzyjaźnioną już, klientkę do jej pachnącego świeżością mieszkania w tym historycznym sercu Warszawy. Przez kilka godzin popijały szampana i słuchały Radia Złote Przeboje, a w nim starych hitów Perfectu, De Mono, Maanamu. Dla właścicielki był to symboliczny moment - z jednej strony sentymentalny powrót do przeszłości, z drugiej początek nowego etapu. Po latach nieobecności w kraju, w którym marzenie o butikowym mieszkaniu nie jest już ani mrzonką, ani fanaberią.