Niewielkie mieszkanie w stonowanych kolorach
Więź człowieka z naturą jest silnie zakorzeniona w każdym z nas. Nic dziwnego, że tę relację tak wiele osób stara się także stworzyć we wnętrzach własnego domu. Jedni decydują się wówczas na rozwiązanie zwane urban jungle, w którym mieszkanie przypomina dżunglę ze swoim bogactwem roślinności. Inni z kolei wolą nieco spokojniejsze rozwiązania - jak Ola i Artur, mieszkający w warszawskiej dzielnicy Wola, którzy swój niewielki, ale uroczy apartament zadedykowali minimalistycznemu pięknu zimowych plaż, czarujących spokojem zgaszonych beżów, brązów, szarości oraz bieli.
- Zawsze staramy się, aby projektowana przestrzeń oddawała charakter właścicieli - mówi Daria Wachowich ze studia Dash Interiors, które Ola poprosiła o zrealizowanie swojej wizji wymarzonego mieszkania. - Tutaj zależało nam na stworzeniu projektu, który będzie inspirowany naturą, Matką Ziemią, ale jednocześnie oprócz wizualnego aspektu, by wszystko było bardzo funkcjonalne.
Wnętrze urządzone w zgodzie z naturą
Tworzenie wspólnej wizji właścicielki oraz projektantek z Dash Interiors przebiegło w niezwykłej zgodzie, bowiem obie strony wprost uwielbiają wszystko, co pochodzi z przyrody. - Przebywanie wśród natury ułatwia odpoczynek, spokój oraz kontemplację - twierdzi Daria. Trudno nie zgodzić się z tym zdaniem, bowiem w dzisiejszych czasach chyba każdemu z nas brakuje prawdziwego kontaktu z Matką Naturą.
Dom Oli i Artura wymagał jednak najpierw poważnych zmian strukturalnych. Pierwotnie bowiem cała strefa dzienna była jedną, wielką otwartą przestrzenią, bez wyraźnego podziału na strefy. Salon został więc oddzielony od aneksu kuchennego niewielką ścianką, na której znajduje się telewizor, oraz szklaną ścianką z prostymi, czarnymi szprosami.
Apartament w stylu japandi
Ta nieco loftowa w klimacie szklana tafla oddziela salon, w którym króluje wygodna szara sofa - ulubione miejsce do wylegiwania się dla Luny, psa właścicieli. Tę część mieszkania i jej funkcję podkreśla jasny jak łacha piasku dywan. Obok pod papierową lampą drewniany stół z krzesłami. Ich zaokrąglone linie wyglądają, jakby po latach dryfowania po morzu zostały wygładzone przez fale. Zmian dokonano także w strefie prywatnej - kosztem powierzchni sypialnianej powiększono łazienkę, dzięki czemu stała się ona bardziej przestronna oraz udało się schować w zabudowie pralkę.
Zarówno Ola jak i jej mama Ewa, która bardzo pomagała podczas trudnych wyborów, wyznają zasadę „less is more”. Stąd minimalistyczna, ograniczona forma mebli. Ocieplone to wszystko zostało szlachetnymi, naturalnymi materiałami - len, drewno, plecionka, kamień, trawy - oraz miękką paletą kolorystyczną, która pozwala na wyciszenie.
Główne skrzypce gra tu ciepły odcień bieli, a uzupełniają go beże i szarości. Jedyny żywszy kolor pojawił się na ścianie w łazience, choć delikatnie szarozielony odcień ma także kuchenny blat. Mieszkanie Oli i Artura klimatem przypomina wnętrza, które można było zobaczyć w znakomitym filmie Romana Polańskiego „Autor widmo” z 2010 roku. Tamten projekt, chłodniejszy w nastroju, był pieśnią pochwalną dla nieujarzmionych sił przyrody. Ten dom z kolei daje nam odczuć, że Matka Natura - czy to w swoim tropikalnym wcieleniu, czy dzikim, nadmorskim - zawsze zaprasza nas w swoje ramiona.