Robert Szuba reprezentuje warszawski design, co doskonale widać w jego projektach. W swoich pracach odwoływał się już do form Pałacu Kultury i Nauki, Stadionu Narodowego oraz pomnika Warszawskiej Syrenki. W opozycji do współczesnych projektantów, którzy tworzą rzeczy uniwersalne, o narodowości trudnej do ustalenia, Szuba śmiało odnosi się do konkretnego miejsca - Warszawy.
Jak sam przyznaje - marzył, by studiować w Krakowie, najpierw malarstwo, później konserwację rzeźby. Jednak to Warszawę obrał za motyw przewodni swoich dotychczasowych projektów. Tu zdobywał doświadczenie pracując w branży reklamowej, którą ostatecznie porzucił na rzecz designu. Projektuje przedmioty o wyrazistej formie i przemyślanej konstrukcji, wobec których nie można pozostać obojętnym. Jako wielbiciel polskiego wzornictwalat 50., dokumentuje działalność warsztatu Spółdzielni Artystów Plastyków ŁAD w Kłodzku. Posiada kolekcję ŁAD-owskich mebli i tkanin.
Dlaczego porzucił Pan reklamę?
Robert Szuba: Pracując w reklamie cały czas jednocześnie realizowałem autorskie projekty. Jednak reklama bardzo absorbuje i wyczerpuje, to jest ciągła gonitwa terminów, mnóstwo realizacji. W pewnym momencie człowiek czuje się wypalony. Choć można się też w bardzo krótkim czasie bardzo dużo nauczyć, szczególnie pod względem technologicznym. Reklama skupia różne branże - od meblarstwa po hutnictwo. Wykonując dany obiekt z reguły wykorzystuje się niemal każdą dziedzinę przemysłu. W przypadku dużych realizacji, a co za tym idzie dużych budżetów, można dodatkowo eksperymentować.
Ostatecznie skupił się Pan na designie i w 2008 roku zaprojektował Pan wieszak Pałac Kultury. Skąd taki pomysł?
Robert Szuba: Pałac Kultury fascynuje mnie ze względu na bogatą dekorację, różnorodne detale i przepełnienie w środku - we wnętrzach znajduje się ogrom mebli, sprzętów wykonanych w okresie, kiedy rzemiosło było jeszcze na bardzo wysokim poziomie. Nad każdym detalem pracowali prawdziwi artyści. Będąc w Pałacu Kultury można podziwiać oryginalne meble, mozaiki, klamki, balustrady - wszystko. To dla mnie kopalnia przedmiotów z lat 50., którymi się interesuję, stąd też mam duży szacunek do tego obiektu.
Wieszak PKiN został wyróżniony w konkursie Prodeco 2008 oraz zajął 3. miejsce w plebiscycie Fajna Rzecz 2011. Wyróżnia go socrealistyczna forma, szeroka gama dostępnych kolorów i rozmiarów. |
Jednak Pałac Kultury wzbudza skrajne emocje. Radosław Sikorski co jakiś czas postuluje z sejmowej mównicy, żeby go zburzyć.
Tak, bo to był dar Związku Radzieckiego dla Warszawy i symbol wrogiego systemu. Został postawiony w samym centrum miasta. Można powiedzieć, że pod względem architektonicznym jest dziwny i nie pasuje do Warszawy, zaburzył jej przestrzeń. Ale jednocześnie wpisał się w miasto. Mnie kojarzy się pozytywnie, ponieważ był także symbolem odwilży. W 1956 roku u jego stóp zebrała się cała Warszawa i z nadziejąsłuchała Gomułki. Później Pałac Kultury zaczął być utożsamiany z kulturą, różnego rodzaju imprezami. Ja go kojarzę z Gawędą, filmowym klubem dyskusyjnym, do którego uczęszczałem czy wykładami z historii Polski profesora Henryka Samsonowicza. Przyjęcie mojego projektu wieszaka było od samego początku bardzo pozytywne, czym byłem zaskoczony.
Teraz sięgnął Pan po kolejny obiekt warszawski - Stadion Narodowy.
Stadion X-lecia był dla mnie czymś naturalnym, znanym od dzieciństwa. W momencie, kiedy na jego bazie powstało coś nowego, starałem się spojrzeć na ten obiekt z perspektywy projektowej. Zastanawiałem się, czy można z nim „coś zrobić”. Zapożyczyłem jego formę, co stanowiło wyzwanie pod względem konstrukcyjnym. Chciałem stworzyć przedmiot spójny, praktyczny, a jednocześnie tani i możliwy do produkcji.
Jak ocenia Pan bryłę Stadionu Narodowego?
Stadion Narodowy strasznie przytłacza. Te wszystkie iglice, wsporniki ciążą nad obserwatorem. Wydaje mi się, że kubatura jest za duża jak na otoczenie. Bryła jest zbyt agresywna, co widać patrząc na nią na przykład z perspektywy Starego Miasta. Ale skoro Stadion powstał, nie należy go krytykować, aczkolwiek troszkę boli w przestrzeni miejskiej.
Zatem Stadion Narodowy to kolejny przypadek, kiedy wybiera Pan obiekt bardzo trudny, niezgodny z przestrzenią Warszawy?
Bo one się wybijają, stanowią wyzwanie, trzeba się z nimi zmierzyć. Kiedy pracowałem nad wieszakiem PKiN, dosłownie chodziłem dookoła Pałacu Kultury, oglądałem go z każdej strony, by móc go właściwie ująć. Chciałem pokazać ten monument z odpowiedniej perspektywy, uprościć go maksymalnie tak, by jednocześnie nie zatracił swoich proporcji. Z drugiej strony chciałem zaprojektować wieszak, przedmiot praktyczny, który musi być funkcjonalny, mieć odpowiedni rozstaw zawieszek.
Czyli nie tylko liczy się wygląd, ale także funkcjonalność?
Funkcjonalność i bezpieczeństwo. W Pałacu Kultury jest bardzo ostra iglica. W wieszaku nie mogło jej być, gdyż nie tylko zaburzyłaby proporcje, ale i byłaby niebezpieczna. Dlatego wprowadziłem silny, jednolity obrys.
W innych projektach odwołuje się Pan do bardzo konkretnych przedmiotów, jak widelec czy karabin. Wywołuje to skojarzenia z pop-artem i ready-madem. Na ile są one słuszne?
Wystrzałowy taboret Taboret AKA, wbrew bojowym akcentom nawiązuje do stanu pokoju. Znajdujące się w podstawie karabiny, stwarzają punkty podparcia, zapewniając idealną równowagę. |
W przypadku wieszaka Widelec i taboretu AKA, bardziej chciałem pokazać, że istnieje techniczna możliwość wykonania przedmiotów o takiej formie. Zrobienie widelca wydaje się proste, ale w rzeczywistości takie nie jest. Trzeba wziąć pod uwagę szereg czynników, dobrać stal o odpowiedniej grubości i odporności tak, by wieszak się nie odkształcał i nie niszczył ubrań. Należy myśleć o materiałach, proporcjach… Wieszak Widelec ma w istocie formę rzeźby, która jest jednocześnie funkcjonalna i ciekawie działa w przestrzeni. Podobnie jest w przypadku taboretu AKA. Zamiast nóg ma on trzy połączone karabiny. Ustawione w ten sposób kojarzą się z czymś niebojowym, z czasem pokoju żołnierze tak składali swoją broń, odpoczywając. Karabiny stwarzają trzy punkty podporu, co zapewnia odpowiednią stabilność.
Czy można powiedzieć, że podchodzi Pan do projektowania na zasadzie eksperymentu?
Nie do końca. Rzeczy, które projektuję wypływają z wewnętrznej potrzeby ekspresji, nie są wykonywane na zamówienie. Wynikają z mojej niezależności działania. Każdy etap kreowania bardzo mnie absorbuje, choć nie zawsze odnoszę sukces. Tworzenie jest męczące, niemalże depresyjne. Jednak po ukończeniu pracy mam dużą satysfakcję.
Obok projektowania zajmuje się Pan kolekcjonowaniem. Jakie są Pana plany na najbliższą przyszłość?
Każdy z nas od dzieciństwa jest kolekcjonerem, nawet jeżeli sobie tego nie uświadamia. Zbieranie to kolejna pasja, która wynika z zainteresowania estetyką lat 50. Można powiedzieć, że wyrosłem z tradycji w nowoczesność. Interesuje mnie wszystko, co było charakterystyczne w ówczesnym wzornictwie - detale, materiały, technologie... Śledząc ten okres mimowolnie natknąłem się na meble ŁAD-u, które szczególnie mnie zainteresowały. Skupiłem się na powojennym okresie w historii spółdzielni od 1945 do 1972 roku i mniej znanej działalności stolarni w Kłodzku, którą powołali profesorowie Władysław Wincze i Olgierd Szlekys. Większość utożsamia ŁAD z Warszawą, zapominając o kłodzkim warsztacie, dlatego staram się odtworzyć jego historię. Kolekcjonuję meble ŁAD-owskie i różnego rodzaju dokumenty. Przeprowadzam wywiady zarówno z projektantami, jak i stolarzami i zwykłymi pracownikami zakładów. Na bazie zgromadzonych materiałów chciałbym stworzyć miejsce w Warszawie, w którym będzie można nie tylko zobaczyć autentyczne meble, ale także poznać ich historię. Aktualnie poszukuję odpowiedniej przestrzeni do zrealizowania tego projektu.
Rozmawiała: Anna Oporska