Ręczna robota, najwyższa jakość, odważne pomysły i kreatywne czerpanie z wielowiekowego dorobku różnych kultur - oto przepis na sukces według Jana Katha.
Minęły czasy, kiedy zdejmowaliśmy wszystko z podłóg i odkrywaliśmy urodę desek, betonu czy żywicy. Moda na dywany znów trwa w najlepsze. Z tekstylnej hossy korzysta niemiecki projektant i dywanowy potentat Jan Kath.
On zresztą dywanów nie zdradził ani na moment, bo miłość do nich, by tak rzec, wyssał z mlekiem matki. Co prawda było to uczucie burzliwe i trudne, zwłaszcza w początkach, niepozbawione buntu i walki o własną niezależność. Jan Kath reprezentuje bowiem trzecie pokolenie w rodzinie, której pasją są dywany. Jego dziadek i ojciec prowadzili sklepy w Zagłębiu Ruhry oraz Berlinie.
Dywan jak abstrakcyjny obraz? U Jana Katha wszystko jest możliwe. Kolekcja Artwork wykonana została z wełny, jedwabiu i przędzy z pokrzywy. |
Młody Jan od początku wdrażany był w arkana dywanowego biznesu. Jeździł z ojcem do wytwórni w Iranie i Nepalu i przypatrywał się, jak powstają dzieła tkackiej sztuki. Jednak przejąć rodzinnego biznesu nie chciał. Wolał działać na własną rękę.
Zaczął niebanalnie, bo od posady kontrolera jakości w fabryce dywanów w Nepalu. Tam szybko pochłonęło go także projektowanie. W pracy wykorzystał doświadczenia, jakie zdobył w trakcie licznych podróży po świecie, dorzucając do tego szacunek dla tradycji oraz świetne wyczucie koloru i formy.
Dzisiaj nazwisko Jan Kath kojarzy się z jedną z bardziej znanych marek dywanowych. Na jej sukces pracują ponad trzy tysiące ludzi na całym świecie - w Indiach, Tajlandii, Maroku czy Nepalu, nierzadko w małych tradycyjnych warsztatach rodzinnych. Wszystko tkane ręcznie, zgodnie z wielowiekową tradycją, wyłącznie z naturalnych materiałów.
Jana Katha inspiruje tradycja różnych kręgów kulturowych. Po lewej jedwabny Sari Deluxe, po prawej - From Russia with Love. |
Każdy dywan powstaje według wzoru opracowanego przez Katha w centrum dowodzenia w Bochum. Każdy trafia też tam do ostatecznej obróbki. Bo kiedy po kilku miesiącach pracy rzemieślników mógłby się wydawać gotowy, poddawany zostaje istnym „torturom”, takim jak polewanie kwasem, podpalanie, niszczenie. Wzory są częściowo zatarte, niewidoczne, wyglądają jak zużyte, sprane, pochlapane farbą. Perfekcja i gładkość nudzą bowiem Katha, inspirują go za to niszczenie, erozja i… tradycja.
Kolekcja Erased Heritage to swoisty hołd oddany egipskim dywanom Mameluk, perskim bidżarom czy dywanom produkowanym w tureckim mieście Konya. Erased Classic czerpie z kolei motywy z włoskich ścian i hinduskiego sari. Inne kolekcje inspirowane są rosyjskimi chustami ludowymi (From Russia with Love), strojami afrykańskimi (Haik) i hinduskim (Sari Deluxe), chińską porcelaną (Jiangxi) czy japońskimi patchworkami (Boro).
Projekty Katha są niczym latające dywany, dzięki którym przenosimy się w przestrzeni i czasie. Razem z nim możemy sięgnąć chmur, które rozkłada nam u stóp w kolekcji Heiter bis Wolkig, a nawet podbić kosmos, gdy oglądamy odwzorowane na dywanach ujęcia wykonane przez teleskop Hubble’a (Spacecrafted). Projektant pozwala nam chodzić po szlachetnych i półszlachetnych kamieniach - szmaragdzie, kwarcu, agacie i hematycie - ukazując je w powiększonych przekrojach (kolekcja Sliced). A do tego zapewnia: Możesz być „cool”, mając ciepłe stopy! Czegóż chcieć więcej?
Nie dziwi więc, że projekty tego dywanowego czarodzieja cieszą się ogromnym powodzeniem, zarówno wśród użytkowników, jak i znawców designu, o czym świadczą liczne prestiżowe nagrody, w tym Red Dot Design Award oraz Carpet Design Award.
Po dywanach Katha stąpają w swoich domach i były prezydent Bill Clinton, i niepokorny frontman zespołu Red Hot Chilli Pepers Anthony Kiedis, i arabska rodzina królewska. Znajdują się na luksusowych jachtach, w paryskich salonach mody, a nawet w muzeach - np. w Muzeum Sztuki Użytkowej we Frankfurcie, Muzeum Sztuki w Rydze czy Muzeum Designu w Zurychu. W końcu są jak przepiękne obrazy, które z powodzeniem mogą ozdabiać nie tylko podłogi, ale i ściany.